niedziela, 22 grudnia 2013

Słodkie tajemnice

FONSIE
Roześmiał się perfidnie gdy tylko przyciągnęła go do siebie mocniej, a on oderwał się od jej ust.
-Coś się stało? - mruknął zaczepnie, a ona wywróciła oczami. Ponownie wpił się zachłannie w jej usta. Na chwilę straciła oddech, gdyż pocałunek był nachalny i wręcz bolesny.
-Gdzie twój Pascal? - usłyszała jeszcze zanim, do bólu przygryzł jej wargę, aż poczuła słonawy smak krwi w ustach.
Pascal. On również dzisiaj pocałował ją w samochodzie. Francuz jednak był delikatny i słodki. Pocałunek tych dwóch mężczyzn różnił się znacząco od siebie. Pascal był delikatny, czuły... jego pocałunki sprowadzały się do delikatnego muśnięcia. A Cesc?
Pchnął ją lekko, tym samym sprawiając, że szafka za jej plecami wbiła jej się boleśnie w plecy. Jego ręce wplątały się w jej czarne długie włosy, kiedy zachłannie przyjmowała jego pocałunki.
Cesc był nieprzewidywalny.
Zsunęła z ramion sweterek dając mu wyraźny sygnał, że jest zainteresowana czymś więcej. Pewnie gdyby nie fakt, że górował nad nią swoją pewnością siebie by się na to nie zgodziła, ale nie miała zbyt wiele do powiedzenia dzisiejszego wieczora.
Jego ręce powędrowały pod bluzkę. Podciągnął ją i jednym zwinnym zadarł ją do góry, pozbywając się jej.
-Nie mam zamiaru się z tobą bawić Fonsie – mruknął całując ją niżej, delikatnie sunąc w stronę piersi. Nie patyczkował się, nacierając na jej biust, gładząc go i pieszcząc, co momentalnie doprowadzając ją do rozkoszy.
-Nie jestem jak Twój Francuz – Rozpiął zapięcie pozbywając się stanika. Widziała, że sam był podniecony i nie da się już jej zwieść. Usiadła na blacie kuchennym pozwalając, aby jego usta błądziły po całym ciele.
-Mała śpi... - jęknęła zdając sobie sprawę, że w pokoju obok śpi ich córka.
-A ty jej nie obudzisz prawda? - mruknął perfidnie. Jego ręka wsunęła się w materiał jej spodni, a ona poczuła jak robi jej się niebezpiecznie gorąco.
Odsunął się od niej, sprawiając, że jęknęła niezadowolona. Uśmiechnął się perfidnie. Przyprawiała go o zawrót głowy, a przy tym widział, że nie mogła już dłużej udawać, że jest jej obojętny.
-Chcę cię Fonsie – pocałował delikatnie jej usta. Wiedział doskonale, że głupi Francuz nie da jej tego, co może dać jego hiszpański temperament.
Odwzajemniła pocałunek dając mu znak, że jej też pasuje ten układ. Jednym zwinnym ruchem podniósł ją, a ona oplotła go nogami, po czym razem przenieśli się do sypialni. Tuż obok łóżka, stało łóżeczko, a w nim spała krucha istotka. Dostrzegła, że Cesc również zapatrzył się na córkę, a po chwili znowu spojrzał na nią.
Nie miał zamiaru się bawić. Wiedziała to, kiedy zwinnym ruchem pozbawił ją spodni, a następnie sam ściągnął swoje dżinsy. Jego ręce błądziły po jej ciele dając jej rozkosz jakiej nie czuła od dawien dawna. Ostatni raz przespała się w końcu z Fabregasem tej pamiętnej nocy. Ostatni raz, który sprawił, że już wolała nie wkopać się w podobne gówno, jakim była ciąża. Od tego czasu, jej ciało, aż domagało się pieszczot ze strony mężczyzny.
-Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo Fonsie- wychrypiał cicho wprost do jej ust, a ona poczuła jak rozpada się na tysiąc kawałeczków za jego sprawą. Delikatnie zasłonił jej usta, a następnie zamknął je pocałunkiem.

CESC

Usłyszał delikatne kwilenie. Chus. Przeciągnął się napotykając obok ciało Fonnie. Przyciągnął ją do siebie, chcąc jak najszybciej wrócić do świata snu, ale chlipanie się nasiliło. Przez parę minut starał się zbyć je, dalej kontynuując sen, aż do momentu gdy mała zapłakała rzewnie. Poczuł jak brunetka jak na zawołanie usiadła do pozycji siedzącej. Nadal nie otwierając oczu, wiedział, że ocenia sytuację, po czym sekundę później ogromna poduszka ze świstem poszybowała w jego stronę.
-Cesc, Twoja kolej – zawołała, na co otworzył jedno oko.
-O czwartej w nocy? - jęknął nieprzytomnie. Nie ukrywał, że nocne igraszki z Goyo, całkowicie go wyczerpały. Posłusznie jednak podniósł się i na wpół przytomny sięgnął w stronę łóżeczka, wyciągając z niego Małą.
-Ćśśśś... - zakołysał nią i skierował się w stronę kuchni by dać małej mleka.
-Będziesz jeszcze płakać? - zwrócił się do córki która zaspana pokręciła głową – I tobie i mi się chce spać... Pójdziemy razem spać?
-Tiak – zawołała Chus, na co wziął ją na ręce i skierował się znowu do sypialni. Chwilę później oboje zasnęli niczym zabici przytuleni do siebie.

FONSIE

Obudziła się nieco po siódmej, z niepokojem dostrzegając, że łóżeczko jej córki jest puste. Chwilę później dostrzegła jednak Fabregasa, który w najlepsze spał na plecach, a na jego brzuchu drzemała ich mała pociecha. Znalazła szlafrok, a następnie odnalazła telefon, aby pstryknąć im zdjęcie. Na dźwięk flesza w aparacie Jesusa otworzyła oczka.
-cześć maluszku – wyszeptała cichutko, by mała nie zaczęła płakać. Córeczka uśmiechnęła się lekko po czym wyciągnęła do niej łapkę. Delikatnie by nie zbudzić piłkarza wzięła ją na ręce po czym wyszły obie z sypialni aby go nie zbudzić.
Była zaspana, dlatego przez dłuższy czas kołysała ją przytuloną do piersi. Miała wyśmienity humor i mała najwyraźniej też to poczuła, bo nie zapłakała jeszcze ani razu.
-Idziemy się wykąpać?
Pokiwała jej przecząco główką, co wywołało jej śmiech. Chwilę później obie już siedziały w wannie bawiąc się pianą. Mała co chwilę gaworzyła, aż w końcu zaczęła śpiewać jakąś piosenkę której najpewniej nauczyła ją babcia Nadia. Usłyszała jak drzwi się otwierają, a w progu pojawił się Cesc z szerokim uśmiechem na ustach.
-A więc tu się ukryłyście – mruknął zaspany, a Fonsie zrobiła się czerwona.
-Czy ci się coś nie pomyliło? - mruknęła po czym zanurzyła się głębiej w wodzie.
-O tak, bo cię nie widziałem nago – parsknął, na co ochlapała go wodą.
-Wynoś się! - zapiszczała, aż piłkarz nie zniknął za drzwiami – Wstaw kaszkę dla Jesy...
Krzyknęła jeszcze na koniec.
-Okej ! - odpowiedział jej śmiech Fabregasa.

Gdy tylko pojawiły się w kuchni gotowe, poczuła zapach jajecznicy. Żałowała, że nie potrafi gotować przez co ograniczała się jedynie do kawy.
Fabregas wziął córkę na ręce.
-Ależ Cię mama ślicznie ubrała – powiedział siadając przy stole i sadzając ją sobie na kolanach.
-Skaj...petky – zawołała Jesusa, a następnie próbowała je ściągnąć.
-Zostaw – poprawił je, a następnie przysunął swoją porcję jajecznicy i kaszkę córki.
Fonsie przyglądała się obojgu, jak wspólnie jedzą i dyskutują, choć Mała głównie powtarzała różne słówka które usłyszała po ojcu. Oparta o blat kuchenny nie mogła się napatrzeć jak ta dwójka doskonale się dogadywała. Najwyraźniej Cesc bywał w domu jej rodziców znacznie częściej niż przypuszczała.
Spojrzał na nią, na co spuściła nieco wzrok.
-Wychodzę zaraz do pracy – powiedziała na co piłkarz się uśmiechnął.
-Mogę dziś ją wziąć do siebie? Będziemy grzeczni – poprosił, a ona czuła jak jej twarde serce mięknie. Westchnęła zirytowana swoją słabością, po czym kiwnęła głową. Usłyszała dzwonek do drzwi, na co zmarszczyła brwi. Wyminęła mężczyznę i z kubkiem w dłoni skierowała się do drzwi.
-Cześć Fonsie – w progu stał Pascal, i uśmiechając się lekko pomachał do niej paczką z drożdżówkami – Mam śniadanie do pracy.
Uśmiechnęła się lekko.
-Hm... Zaskoczyłeś mnie – mruknęła. Nie do końca wiedziała, jak ma się zachować. W kuchni siedział Fabregas z którym w końcu spędziła noc...
-Kto to Fonsie? - usłyszała jak na złość jego radosny głos, a chwilę potem pojawił się tuż obok niej uśmiechając się perfidnie. Posłała mu wściekłe spojrzenie, a następnie złapała za swoją torebkę. On ją prowokuje!
-Wychodzę – warknęła całując małą w usteczka, a widząc Fabregasa z nadstawionym dziobem palnęła go w głowę – Nie pozwalaj sobie!
-Nie pozalaj ś-obie – powtórzyła Jesusa, na co się roześmiała.

-Daj jej mleko przed snem. Będę wieczorem – zamknęła drzwi zwracając się w końcu twarzą w stronę Pascala – To nie tak jak myślisz...

środa, 27 listopada 2013

Witaj na świecie Mała

PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ

MUSIC

FONSIE
Podniosła się z kanapy słysząc płacz małej. W kilka sekund znalazła się w swojej sypialni, dochodząc małe łóżeczko ulokowane w rogu pokoju.
-Cześć księżniczko – uśmiechnęła się lekko, biorąc na ręce swoją córeczkę – Wyspałaś się?
Mała pokiwała główką i uśmiechnęła się sennie.
Obie skierowały się do kuchni, gdzie przygotowała dla córki śniadanko. Gdzieś w salonie rozdzwonił się jej telefon.
-Halo? - odebrała chwilę później dostrzegając na wyświetlaczu imię matki.
-Jak moja najpiękniejsza wnusia? - usłyszała radosny głos dumnej babci.
-Właśnie wstałyśmy – uśmiechnęła się lekko – I jemy śniadanko.
-Może byście wpadły dziś do nas? Będą dzieciaki?
-To nie głupi pomysł – przytaknęła. Jej rodzina stała się swojego rodzaju odskocznią, kiedy tylko mogli, pomagali jej z małą i pozwalali jej na chwilę tylko dla siebie.
-W takim razie czekam! - zawołała Pani Goyo i pożegnała się.
Nie dane jej było nic zrobić, bo chwilę później ktoś zapukał do drzwi. W wejściu dostrzegła piłkarza. Zmarszczyła brwi, nieco zaskoczona tym widokiem. Ostatni raz bruneta widziała jakiś czas temu.
-Cześć – powiedział nieco zaspany – Już jestem.
Uniosła brwi wysoko do góry.
-Czekaj, czekaj... Byliśmy umówieni ostatni raz... jakiś miesiąc temu, tak?
Spojrzała na niego znacząco, ale nadal nie pozwoliła mu przejść przez próg mieszkania.
-Jaja sobie ze mnie robisz?
Posłała mu mordercze spojrzenie.
-Daj spokój, chce ją zobaczyć! - mruknął umęczony – Ciężko pracowałem, miałem wiele na głowie...
-Zarzekałeś się kiedyś, że ty sam wychowasz dziecko. Chcesz mi powiedzieć, że co byś teraz, w ciągu tych trzech miesięcy z nią zrobił? Wsadził do walizki?
-Ma też twoją opiekę.
-Ma tylko moją opiekę – poprawiła go – I mojej rodziny.
Posłał jej złe spojrzenie.
-Jesteś uparta jak zawsze – mruknął zirytowany – Mogę wejść?
-Nie – stanęła murem. Miała dosyć funkcjonowania na zasadzie wolnej Amerykanki. Cesc myślał sobie zbyt wiele. Potrafił nie zajmować się nią wcale, a nagle pojawiać się po kilku miesiącach i chcieć się z nią zobaczyć.

Miała szczęście, że jej przyjaciele nie należeli do idiotów. Chwilę po tym jak zadzwoniła do Carloty, ona i Fabregas pojawili się w drzwiach jej pokoju hotelowego. 
-Ćśśśś... - blondynka głaskała ją czule po ramieniu - Wszystko będzie dobrze...
-To za wcześnie... Ósmy miesiąc - zawołała czując nowy skurcz. 
Fabregas złapał ją pod ramię.
-Carlota biegnij do recepcji niech podstawią auto. 
-Nie chcę teraz rodzić...

-Chcesz ją zobaczyć? - spytała na co on tylko pokiwał głową – A czemu nie chcesz pozmieniać jej pieluch? Powstawać w nocy? Zrobić jej jedzenia, umyć ją, uczesać... A może nauczyć mówić tata?
Posłała mu zirytowane spojrzenie.
-Mammmaaaaa! - usłyszeli głośne wołanie małej, na co obydwoje skierowali się do kuchni gdzie ich córka komunikowała właśnie, że się najadła. Fabregas wyjął ją z fotelika, ale Fonsie szybko mu ją odebrała.
Mieszkała w małym mieszkaniu. Cesc co prawda dopomagał jej finansowo, ale życie w takim małym mieszkaniu powodowało, że wszędzie leżały pieluchy, smoczki, butelki i inne rzeczy. Całe czterdzieści metrów kwadratowych żyło życiem dziecka.
-Cześć Mała! - zawołał tatuś, wędrując w każdą stronę za Paniami – Gdzie ją zabierasz?
-Do rodziców. Mam dzisiaj dyżur – odpowiedziała zniesmaczona. Jakiś czas temu udało jej się wrócić do pracy, ale trudno było jej godzić obowiązki matki z pracą.
-Mogę się nią zająć – powiedział nieco ciszej, gdy spakowała już małą i gotowe do drogi wspólnie wyszli z mieszkania.
-Posłuchaj. Skoro nie jesteś w stanie zapewnić jej pełnej opieki, musisz zadowolić się jedynie widywaniem. Chociaż z tego co widzę, nie robi ci to żadnej większej różnicy...
Zapakowała Małą do samochodu.
Wpatrywał się w nią zaskoczony. Najwyraźniej powiedziała mu dosadnie to co chciała.
-Mogę jechać z wami? - spytał nagle, nieco ją tym przytłaczając.
-Eeee... nie – odpowiedziała szybko.
-Bo?
-Bo nie będę tam sama – posłała mu znaczące spojrzenie i wsiadła do samochodu.
-Chus jest też moją córką – Zatrzymał ją jeszcze nim odpaliła samochód, ale Fonnie posłała mu zirytowane spojrzenie.
-Ona ma na imię Jesusa! Po prostu Jesusa!

-Przyj kochanie, przyj!
-Nie mów do mnie kochanie idioto! Sam przyj! Co ty tu w ogóle robisz!
-Fonsie, weź już się zamknij. Urodzisz to dziecko kiedyś?
Naburmuszyła się i zwinęła nadal nie chcąc rozpocząć akcji porodowej. 
-Ona wstrzymuje dziecko, to może spowodować komplikacje.
-Słyszysz? Jak nie zaczniesz przeć dziecko się poddusi. Musimy mu pomóc! 
Brunetka zapłakała rzewnie. 
-No choć skarbie. Zrobimy to razem... 
-To boli, nie chcę już urodzić tego dziecka...
-No i co, będziesz nosić je wiecznie? No dawaj, możesz nawet na mnie pokrzyczeć! - zawołał po czym złapał ją za ramiona - No dalej przesuń się, kobieto.
-Co ty wyprawiasz? - zawołała gdy tylko wpakował się na fotel, tuż za nią i przytulił ją do siebie. 
-Rodzę - parsknął śmiechem. 
-Idiota!

CESC

O ile dobrze zrozumiał, Fonsie miała chłopaka. Mógłby się tego spodziewać, gdyby nie fakt, że już jakiś czas temu, mocno się do niej przywiązał. Może i była nie miła i charakterna. Może go nie znosiła i często dawała mu w kość, ale cholernie go intrygowała. Była nieziemsko seksowna. Nie była pusta, ale za to strasznie nieosiągalna, od kiedy doszło do tego, że wpadli. Mógłby powiedzieć, że trochę go omotała, chociaż najprawdopodobniej wcale nie miała takiego zamiaru. On sam zresztą nie przypuszczał co by kiedy kolwiek myśleć o związku z nią, ale takie i inne sprawy same doprowadziły do tego, że dużą część spędzali wspólnie. Kiedyś.
Obecnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy zaniedbał sprawę, ale od teraz zaplanował każdą wolną chwilę poświęcić Fonsie i Chus. Jego malutkiej córeczce.
Obrał szybki kurs na dom Carloty, dając jej wcześniej znać, że wpadnie.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że Fonsie się z kimś spotyka? - spytał gdy tylko rozsiadł się na kanapie.
-Bo byś tą osobę zabił szybciej niż myślisz? - posłała mu kpiący uśmieszek.
-To nie jest Twój brat co? -spytał, a ona sama uśmiechnęła się nieznacznie.
-Nie! - jęknął znacząco.
-No nie, nie! - przytaknęła – Wiem, że kiedyś będziecie razem, więc nie pozwoliłabym na to, żeby mój brat był pokrzywdzony w tym układzie.
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Co się gapisz? - uśmiechnęła się pod nosem – Fonsie ma paskudny charakter. Jest nieodpowiedzialna i zapatrzona w siebie, a taki charakter musi poskromić jedynie prawdziwy facet.
-Nie wiem czy, aż tak mi to schlebia. To jak powiesz mi kto to?
Uśmiechnęła się cwanie.
-To nie jest dobry pomysł. Zresztą nie znasz go, ale ma dosyć duże wzięcie u swoich pacjentek.
-A więc to lekarz?
-Kurde – westchnęła.
Podrapał się po brodzie.
-No dobra, to jej kolega z pracy. Ale, nie są razem. Fonsie nie trawi facetów, więc jakakolwiek próba zbliżenia się do niej to męka.
Przytaknął. Coś o tym wiedział.
-Ale ciebie czeka ciężka batalia. Masz jeszcze jedną duszyczkę do uwiedzenia.
-Z Chus pójdzie łatwo. To przekupna bestia – uśmiechnął się pod nosem.
-Była kiedyś, gdy machało się jej chrupkami przed nosem. Teraz to mała paskudka jak jej mamusia.

FONSIE

Usłyszała pukanie do drzwi i przewróciła oczami. Podała matce małą Jesę i skierowała się w stronę przedpokoju.
-Zaproś go do środka. Może napije się kawy.
-Mamo, idę do pracy! - jęknęła znudzona, otwierając drzwi. Na wprost niej stał Pascal, uśmiechnięty od ucha do ucha, mężczyzna w sile wieku. Nie była pewna, ale prawdopodobnie był tuż przed czterdziestką. Najwyraźniej jednak sobie ją upodobał, ponieważ od kilku już miesięcy niestrudzenie próbował zawrócić jej w głowie. I jak na złość, co raz bardziej mu się to udawało.
-Cześć – wychrypiał kusząco całując ją przy tym w kącik ust. Uśmiechnęła się nieznacznie. Ah, tak. Delikatny i uroczy Pascal – prawdziwy francuz. Aż dziw, że temu eleganckiemu dżentelmenowi podobała się kobieta tak naburmuszona jak ona. W dodatku pełna tatuaży, kolczyków, zawsze mocno umalowana, no i z małym wzbogaceniem. Była przecież samotną matką!
-Cześć Pascal – mruknęła nieco zamroczona jego słodyczą – Mama chce Cię zaprosić na kawę, ale mi się już spieszy na dyżur. Innym razem okej?
Wpuściła go do środka. Przy okazji szukając swojego płaszcza i wsuwając na stopy trampki. Skierowała się do salonu gdzie jej mały aniołek, siedział na kolanach mamusi i wspólnie czytały książeczkę. Pascal podążył za nią, Jesa podskoczyła na jego widok uśmiechnięta i klasnęła w dłonie.
-Cześć księżniczko – pocałował ją w czoło, a następnie ucałował dłoń babci Nadii – Witam.
-Jak zwykle czarujący Pascal – uśmiechnęła się radośnie – Ty również masz dziś dyżur?
Pokiwał głową.
Pascal Nais był ordynatorem na dziale ortopedii, a przy okazji świetnym specjalistą. W szpitalu uchodził za naprawdę doświadczonego, a pracował tam już od blisko dziesięciu lat. No i przy okazji kochały się w nim wszystkie pacjentki i pielęgniarki.
-Musimy się zbierać – Przerwała ich rozmowę – Naprawdę muszę już iść. Wpadnę po małą wieczorem, okej?
-Idź, Idź.
Wychodząc z domu, Pascal delikatnie ujął jej rękę, powodując, że dziwne ciepło rozlało się po jej ciele.
-Cieszę się, że znowu Cię widzę – usłyszała jego cichy szept kiedy tylko wsiedli do samochodu, oraz poczuła delikatny pocałunek w policzek. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Takie coś na mnie nie działa – uśmiechnęła się kpiąco, co jeszcze bardziej go ucieszyło.
W jednej sekundzie dosięgnął jej ust, mocno się w nie wpijając. Odwzajemniła pocałunek, zatracając się delikatnie. Był to może ich czwarty, czy piąty pocałunek. Nie chciała od razu pchać się w związek, w szczególności, że nad głową wciąż miała Cesca, ale potrzebowała tego i nie mogła się oprzeć pokusie.
-Cieszę się, że mam cię co raz więcej dla siebie – uśmiechnął się delikatnie, kiedy zajechali na parking szpitala. Pocałowała go jeszcze raz na dowidzenia.
Zobaczymy – mruknęła wyprzedzając go i idąc na swój oddział.

CESC

Zapukałem do dużych dębowych drzwi, a chwilę później stanął w nich ojciec Fonsie. Uśmiechnął się lekko i uścisnął mu rękę. Czuł się nieco podniesiony na duchu. Ten koleś był naprawdę w porządku i miał ogromne szczęście, że to on otworzył mu drzwi, a nie matka dziewczyny. Mimo, ze Fonsie go nie lubiła, jej rodzina była całkiem miła i gdy tylko młoda lekarka uciekała na swoją zmianę, on miał czas by zająć się małą.
Wszedł do domu i skierował się do salonu.
-Cześć Cesc – zawołała Babcia Nadia. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo chce przebywać w towarzystwie swojego dziecka, a równie dobrze wiedziała jaka jest jej córka, dlatego nie miała nic przeciwko, aby Mała Jesusa widywała się z ojcem. Wiedziała, że to tylko dla dobra małej – Fonsie daje w kość?
Uśmiechnął się pod nosem nie mówiąc nic więcej.
Usiadł na dywanie opierając się o sofę i rozłożył ręce do uścisku. Mała zapiszczała radośnie i wpadła w jego ramiona.
-Cześć brzdącu! - zawołał.
Siedział z nią cały wieczór, ciągle mając na uwadze to, że o dwudziestej, Goyo kończyła pracę. Był wymęczony, bo mała cały czas ciągnęła go do zabawy, a chwilę przerwy znalazł jedynie w momencie gdy po jedzeniu Chus poszła spać. Miał nie całą godzinę dla siebie i spędził ją w towarzystwie rodziców Fonsie.
-Podobno Fonnie się z kimś spotyka? - spytał bez ogródek, zajadając się zupą. Matka dziewczyny kiwnęła głową.
-Wiesz dobrze, że zamęczy tego faceta – mruknął Pan domu, na co Cesc parsknął śmiechem. Dobrze to wiedział – Dlatego nie powinno mnie dziwi to, czemu nadal nie jesteście razem...
-Santiago! - skarciła go żona.
-No przecież mówię prawdę! Nie żebym nie chciał, ale sama wiesz jaka jest nasz córka... A Cesca do niczego nie zmuszam...
Mała zapłakała w sąsiednim pokoju, na co Fabregas odsunął zupę, ale Nadia dała mu znać by jadł dalej, a sama poszła po dziecko.
-Nie długo kończę dwa latka wiesz, tatusiu? - zawołała pojawiając się znowu w kuchni, niosąc zaspaną Chus na rękach.
-Mamusia – zawołała Jesusa i przetarła oczka. Fabregas wziął ją na kolanka.
-Jest tu Tatuś – powiedział – Chcesz troszkę zupy?
Pokręciła głową.
-Be. Mamuuuusia! -zaśpiewała.
-A powiesz Tata? - zapytał, na co znowu pokręciła głową.
-Mamuuuusia!
Uśmiechnął się lekko. Jeśli jego córka będzie podobna do Fonsie to będzie miał problem. Usłyszał jak ktoś puka do drzwi, a chwilę później w kuchni wychyliła się głowa Panny Goyo.



-Prę lepiej od Ciebie, Fonsie! - zawołał, trzymając jej słabe ciało na swojej piersi - Dawaj, dawaj!
Lekarze nerwowo kręcili się, a następnie w jakimś ogólnym zdenerwowaniu nawoływali do siebie.
-Co się dzieje? - zawołała brunetka, a lekarka podała jej znieczulenie. 
-Mamy komplikacje Pani Goyo, za długo pani przetrzymywała dziecko. Musi je Pani w końcu urodzić inaczej nie przywrócimy mu oddechu. 
Złapał ją mocniej za ramiona, zamykając w żelaznym uścisku ramion. 
-Dawaj Fonsie, dawaj... 
Chwilę później, dostrzegł, że lekarze zawijają maleństwo w ręcznik, a następnie przechodzą na drugą część sali, odcinając ich zupełnie od niemowlęcia. 
-Co się dzieje - łkała Fonsie, a on starał się ją uspokoić, kołysząc ją w ramionach.
-Wszystko będzie dobrze Mała. Słyszysz? 
I po raz pierwszy w życiu modlił się z całego serca. Modlił się aby w końcu usłyszeć ten dziecięcy płacz, który oznaczałby, że serduszko tej małej istotki będzie dla nich biło. 

FONSIE
Delikatnie pocałował ją na dobranoc. Odpięła pas i odwzajemniła pocałunek. Delikatnie muskał jej usta.
-Muszę lecieć – uśmiechnęła się lekko do Pascala, po czym wyskoczyła z auta. Wywróciła oczami. Cały Pascal. Mimo że naprawdę go lubiła, nie chciała dawać mu żadnych złudnych nadziei. Nie miała jeszcze pewności, czy chce pakować się w kolejny związek.
Skierowała się w stronę domu, a następnie od razu wparowała do środka.
-Gdzie moja mała księżniczka – zawołała radośnie wkraczając do kuchni gdzie najwyraźniej wszyscy zabawiali jej pociechę. Jakież było jej zdziwienie gdy przy stole zastała oprócz rodziców i małej również Francesca. Jesa podskoczyła radośnie, zaskoczyła z jego kolan i z piskiem skoczyła jej na ręce.
-Czy ja o czymś nie wiem? - spytała, marszcząc brwi, a Cesc spojrzał na jej matkę.
-Czego masz nie wiedzieć. Cesc przyszedł do Małej. Wspaniale się nią opiekuje! - zawołała matka.
-Super – burknęła, siadając przy stole – Rozumiem, że skoro tak świetnie się dogadujecie robi to znacznie częściej niż mi się wydaje?
Cisza przy stole potwierdziła jedynie jej domysły.
-Super – powtórzyła jedynie.
-Podwiozę Cię do domu okej? - zaproponował, na co przystanęła, bo i tak nie miała innego pomysłu na powrót do domu, jak taksówka.
Pożegnawszy się z rodziną skierowali się do auta, gdzie usadzili Jesę, na siedzonku, które Cesc zamontował dla niej już dawno temu.

Usłyszeli nagły płacz, a Fonsie zatrzęsła się z nerwów. Pochylił się nad nią i pocałował w czoło.
-Jest, jest...
Minęły chyba wieki, kiedy lekarz ponownie pojawił się przy nich, niosąc na rękach małe zawiniątko. 
-Przepraszam, że tyle to trwało - uśmiechnął się lekko - Ale to chyba Państwa. Położył zawiniątko na jej piersi. 
-Macie państwo śliczną córkę - powiedział ciszej.
-Dziewczynka - wyszeptał Cesc - Mam córkę...
-Masz idioto... Masz... 
Delikatnie pocałowała maleństwo w głowę. 
-Boże, tak się cieszę, że nic jej nie jest... Jak ją nazwiemy?

Zajęła miejsce obok kierowcy.
-Będziesz się teraz do mnie nie odzywać? - spytał, gdy tylko ruszyli, na co ona wzruszyła ramionami. Zajechali pod jej klatkę schodową kwadrans później. Zerknęła na małą która już zasnęła – Wezmę ją.
Fabregas wziął małą na ręce i wspólnie skierowali się do bloku. Gdy tylko weszli do mieszkania, skierowali się do salonu gdzie w roku pokoju ustawione było małe łóżeczko w którym spała Mała. Przebudziła się na sekundkę i spojrzała na nich.
-Tataaa – zapiszczała, a Fonsie poczuła jak robi jej się gorąco. Spojrzała na Cesca, który również wpatrywał się w swoją córkę. Uśmiechnęła się delikatnie. Na to czekał tyle czasu. Mała ponownie usnęła pod dotykiem jej ręki, co w końcu skwitowała cichym westchnięciem. Odsunęła się od łóżeczka.
-Chcesz herbaty? - spytała kierując się do kuchni. Zapaliła światło, a ciemne mieszkanie oblało się ciepłym blaskiem. Pokiwał przecząco głową.
-Słyszałaś? Powiedział w końcu... - jęknął nadal zafascynowany tym co usłyszał.
-Tato? - spytała, nieco rozbawiona. Podobnie czuła się gdy jakiś czas temu powiedziała „Mama” - Nie, nie... musiało ci się przesłyszeć.
Posłała mu kpiący uśmiech.
-To jak? Chcesz coś do picia? - spytała, ale nie dostała odpowiedzi. Odwróciła się w jego stronę, ale napotkała jedynie jego umięśnioną klatkę tuż przed własnym nosem. Piłkarz pochylił się lekko i wpił w jej usta. I albo pomieszało jej się w głowie, albo po po prostu zbyt długo czekała na ten pocałunek.

__________________________________________
Jestem, jestem ;)

Mała, pojawiła się w bohaterach ;)

niedziela, 10 listopada 2013

TYDZIEŃ 35

FONSIE

Wytrwale próbowała dotrzymać kroku Carlesowi który chyba jeszcze nie zauważył, że za nim nie nadąża. Wytrwale dreptała tuż za nim starając się nie zgubić w tłumie ludzi. Na lotnisku panował istny chaos. Dopiero po chwili dostrzegła resztę naszej wycieczki. Było jej źle i nie wygodnie. Brzuch co raz częściej utrudniał jej poruszanie się, a obecnie, czarna koszulka gunsów przylepiała się jej do ciała.
-Matko Carles! - zawołała Carlota widząc wypieki które wymalowały się na jej policzkach i fakt, że łapała oddech jak szalona – Zapomniałeś, że jest z tobą Fonsie?
Chłopak odwrócił się po czym otworzył oczy ze zdziwienia.
-O kurde. Było powiedzieć, że pędzę.
Brunetka pokiwała jedynie głową dając mu znać że wszystko gra. Od razu skierowała się w stronę miejsca siedzącego. Obok już siedziała Shakira oraz Gerard, a kawałek dalej Cesc Fabregas.
-Fonsie, nie wiem czy mieliście okazję się poznać – Gerard zwrócił się do niej.
-To Shakira.
Uśmiechnęła się szeroko.
-Wiem – dziewczyna pokazała język – Ja jestem Fonsie. Jestem przyjaciółką Carloty.
-I jesteś w ciąży! - zawołała blondynka, a Fonsie się uśmiechnęłam. Doskonale wiedziała, że kolumbijska piosenkarka sama jakiś czas temu urodziła chłopca. Sam fakt zresztą, że właśnie siedziała obok niej strasznie ją również peszył. Co jak co, ale była to sława na skalę światową.
-Znasz już płeć?
Pokiwała głową.
-Podobno to dziewczynka – przytaknęła. Nie było im długo razem gadać. W hali wywołali ich lot.
W samolocie zajęła miejsce obok Carloty i Carlesa. Pierwsze co zrobiła to założyła słuchawki na uszy. Nie lubiła latać samolotem, bo przyprawiało ją to o mdłości, a dodatkowo w jej stanie, miała wrażenie, że jest gotowa urodzić w każdym momencie.
Samolot wylądował w Lizbonie półtorej godziny później. Przez całą podróż nie mogła zasnąć przez co teraz czuła się umęczona. To nie jej wina, że tak, źle reagowała.
Carlos uprzejmie ciągnął jej walizkę. Przez całą drogę nie zamieniła nawet słowa z Fabregasem i wbrew pozorom bardzo dobrze się z tym czuła.
W szybkim tempie udało im się dotrzeć do eleganckiego małego hotelu. Zdecydowali się na odrobinę prywaty. W dużym, publicznym hotelu zrobili by za dużo hałasu, a teraz było im to najmniej potrzebne.
-Rezerwacja na nazwisko Puyol – zwróciła się do młodego recepcjonisty Carlota, uśmiechając się zalotnie. Chłopak, nieco zestresowany gośćmi, zrobił się czerwony.
-Owszem, owszem. Trzy dwójki – potwierdził.
Nachyliła się do przyjaciółki.
-Stop – westchnęła. Nie chciała nękać dziewczyny. Kobieta w ciąży ma swoje potrzeby i specyfiki więc wolała oszczędzić tego Carlocie. Jeszcze się dziewczyna zniechęci. Czarne pasmo włosów przykleiło się jej do rozgrzanej skóry.
-Ja poproszę o jedynkę – zwróciła się do recepcjonisty.
-Dajże spokój Fonnie... - zaśmiała się Carl, na co zgromiła ją wzrokiem.
-Wierz mi – wskazała na swój ogromny brzuch – Chcesz być jeszcze matką w przyszłości...
Jak postanowiła, tak zrobili. Jedyny nie pocieszający ich fakt był taki, że zmiana pokoi wiązała się z całym korytarzem do pokonania. Fabregas złapał za jej walizkę.
-Zaniosę.
-To walizka na kółkach idioto – warknęła w jego stronę chwytając za rączkę i wyciągając ją, dzięki czemu spokojnie mogła sama prowadzić swój dobytek.
Mężczyzna wywrócił oczami, po czym wyminął ją i poszedł przodem. Spojrzała na roześmiane rodzeństwo Puyol. Podniosła palec dając im reprymendę.
-Pamiętajcie, że sami sobie zgotowaliście taki los, biorąc na wycieczkę kobietę w ósmym miesiącu ciąży.

Podobno uprzykrzała życie innym. Tak przynajmniej wielokrotnie słyszała, ale jej egoizm najwyraźniej nie brał tego na poważnie. Nie miała siły na zwiedzanie, tak jak to zaplanowała reszta wycieczki. Tachała ze sobą ogromny bęben i jak gdyby nikt nie zauważył był on obecnie ogromny tak bardzo, że mógłby stanowić drugą taką jak ona. Po szybkim prysznicu szybko postanowiła przebrać się w bikini.
-SZLAG! - jęknęła żałośnie, gdy nasunęła na siebie czarny komplet. Miała ochotę usiąść i się rozpłakać kiedy to dwie małe miseczki ledwo zasłoniły jej piersi.
Zupełnie o tym zapomniała!
Nie pocieszona nasunęła na siebie długą sukienkę boho i wsunęła na stopy japonki. W ciągu kilku ostatnich miesięcy wręcz ubóstwiała te buty chociaż na wędrówki po Barcelonie spisywały się raczej słabo na obecną chwilę.
Skierowała się w stronę basenu, a także barku znajdującego się zaraz obok. Zamówiwszy sobie bezalkoholowy napój zajęła strategiczne miejsce w cieniu parasola. Nasunęła na nos okulary, a w uszy wsunęła słuchawki. Nie minęła godzina a ktoś brutalnie wyrwał ją z leniuchowania.
Podskoczyła jak oparzona dostrzegając okropną gębę Fabregasa.
-Nie krzyw tej pięknej buźki, bo ci tak zostanie – zawołał. Ściągnęła okulary i zlustrowała go wzrokiem. Chwilę później dostrzegła zmierzających w ich stronę rodzeństwo Puyol, a także parę Pique.
-Przejdzie, jak znajdą odpowiednie antidotum na twoje skrzywienie – mruknęła po czym momentalnie uśmiechnęła się do reszty.
-Zołza – usłyszała jeszcze, chwilę później.
-Frajer – mruknęła, na co uszczypnął ją w udo.
-Ała! - zawołał zwracając na siebie uwagę innych ludzi – Totalnie cię pogrzało?!
-Dzieciaki! - zawołał Carlos stawiając przed nimi talerz z owocami – Zaraz każde pójdzie do konta.
-Dupek – syknęła żarliwie w jego stronę.
-Krowa – zakaszlał Cesc.
Podniosła się do pozycji siedzącej.
-Naprawdę przyszedłeś tu by mi zawracać dupę? Jeśli tak, to z łaski swojej, daruj sobie – fuknęła i upiła łyk napoju. Miała migrenę i głupie sprzeczki nie wchodziły w rachubę.
-Ja już się należałam – mruknęła w odpowiedzi na milczenie piłkarza i zebrała swoje rzeczy. Na odchodnym zwróciła się jeszcze do Carloty – Z tobą mam do pogadania. Widzimy się na obiedzie.
Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Na kolację ubrała się luźniej. Narzuciła na siebie czarną bokserkę odsłaniającą jej tatuaże na rękach, oraz dżinsowe szorty które swoją drogą ledwo co zapięła pod brzuchem. Do tego wsunęła stopy w czarne trampki, a włosy upięła w nienagannego koka.
-O czym chciałaś pogadać? - Carlota dopadła ją jeszcze zanim doszła do windy.
-Nie mam kostiumu! - syknęła jej na ucho, czując jak znowu robi jej się niedobrze.
-Jak to? - blondynka nieco się zdziwiła.
-Tak to – zawołała wskazując na swój brzuch – Niestety, ale nie ogarniam tych zmian.
-Jęknęła wskazując na swoje piersi.
-Ostatnim razem kiedy byłam na plaży miałam dwadzieścia trzy lata i nie ogarnęłam pakując się, że to bikini nawet nie zakryje mi pół cycka!
-Mężczyźni byli by w niebo wzięci! - zachichotała Carlota, ale widząc jej wściekłość szybko się poprawiła – Chcesz to wieczorkiem ci coś znajdziemy.
Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
-Czasem się ciebie boję – mruknęła Puyol.
-I dobrze.

Dotarły na obiad do hotelowej restauracji, by zająć miejsca obok trzech piłkarzy oraz Shakiry. Jakie kolwiek pojawianie się w jej obecności wiązało się z fleszami, lub gronem wielbicieli, ale piosenkarka pozostawała tą samą uroczą Shakirą. Kiedy tylko miała czas rozdawała dzieciakom autografy lub pstrykała zdjęcia, a jeśli nie miała już na to siły prosiła by dali jej po prostu odpocząć w te wakacje. Tłum słuchał jej jak zaczarowany.
Po obiedzie Carlota zarządziła czas tylko dla pań. Pociągnęła je w stronę miasta, by w końcu się zabawić, ale również by potajemnie kupić jej ten nieszczęsny kostium.
O losie! Chciało się jej znowu płakać gdy milionowy kostium nie pasował.
-Może powinnaś wstąpić jednak do tego sklepu na rogu – mruknęła cicho Carlota bojąc się reakcji brunetki. Ta zgromiła ją wściekłym wzrokiem.
-To sklep dla puszystych kobiet głupku – warknęła, dalej przeglądając wieszaki. Chwilę później zza rogu wyłoniła się Shakira.
-Mam! - zawołała machając w naszą stronę eleganckim kompletem. Podskoczyłam uradowana i złapałam z kostium – Idź od razu przymierzyć!
Jak powiedziała tak też zrobiła. Pasował jak ulał. Wychyliła głowę zza zasłonki.
-Gdyby nie fakt, że za trzy miesiące już mi się nie przyda, to mogłabym go już nosić na zawsze.
Dopiero teraz dostrzegła trzech mężczyzn rozwalonych na kanapach razem z Carlotą i Shakirą.
-Zdrajczynie! - krzyknęła chowając się znowu do przebieralni i zmieniając ciuchy.
Wychodząc z środka minęła dziewczyny w towarzystwie piłkarzy i skierowała się prosto do kas.
-Hej Fonsie! - zawołała Carlota.
-Nie rozmawiam z tobą! - jęknęła – po co oni tu przyleźli?
-Oj daruj Fonsie – za jej plecami pojawił się również Cesc – Idziemy gdzieś potańczyć?
Zwrócił się do reszty, na co wszyscy z ochotą przystali.
-Fonsie? - zapytał Carlos gdy ta została w tyle.
-Ja pójdę do hotelu – mruknęła. Nie czuła się najlepiej na taneczne wieczorne show – Może tam sobie coś znajdę dla kobiet w ciąży.
Nie czekała dłużej na reakcję reszty. Zapłaciła i pożegnała się zresztą. Nie miała do nich o nic żalu. Po prostu nie chciała być dla nich piątym kołem u wozu. Gdy tylko doszła do hotelu skierowała się do swojego pokoju. Nie miała zamiaru siedzieć tam cały wieczór więc gdy tylko zostawiła zakupy skierowała się w stronę basenów i barów.

CESC

Nie bawił się zbyt dobrze. Świadomość, że przez niego Fonsie została odsunięta na dalszy tor z ich imprezowego, wakacyjnego życia przyprawiała go o nie mały ból głowy i gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, powiedział, że się źle czuje i idzie do hotelu.
Nie miał serca by dobrze się bawić wiedząc, że brunetka nie może tego robić z nimi tylko dlatego, ze przez niego jest w ciąży.
Wchodząc na szóste piętro skierował się do jej drzwi. Pukał przez chwilę, ale najwyraźniej nie było jej tam gdzie zapowiedziała. Chciał ja znaleźć więc skierował się w stronę kilku restauracji, a następnie nad plażowe bary.
Dostrzegł ją dopiero po pół godzinie. Siedziała przy stoliku zajadając się porcją lodów w pucharku, dyskutując o czymś zawzięcie z dwoma facetami i kobitką. Miała przy tym swój kpiący uśmieszek i minę świadczącą o tym, że znowu się z kimś przekomarza.
Trójka ludzi nie mogła być młodsza od nich. Podszedł w ich okolice. Fonsie wyglądała ślicznie i bardzo naturalnie poza tym zachowywała się całkowicie swobodnie. Zupełnie inaczej niż w jego obecności.
-Cześć – zawołał podchodząc do stolika i witając się z ludźmi.
-No nieee... - obaj chłopaki spojrzeli po sobie – Ty... Ty... jesteś Cesc Fabregas!
Zmarszczył brwi.
-Jak leci? - dosiadł się do ich stolika widząc zirytowany wzrok dziewczyny.
-Słabo od kiedy się pojawiłeś – mruknęła zirytowana nie patrząc nawet w jego stronę.
Złapał za łyżeczkę i poczęstował się lodami z jej pucharku.
-Ej, wy się znacie? - zawołał jeden.
-Cesc, poznaj Joela i Oscara, a to jest Joana. To jest Cesc – mruknęła niewyraźnie, a reszta najwyraźniej mocno się ożywiła faktem, że siedzi obok. Wcale mu to nie zdziwiło. Już przyzwyczaił się do tego, że ludzie tak na niego reagują. Dobrze, że nie ma tu jeszcze Carlesa, Gerarda i Shakiry. To by się dopiero działo.
-O, możemy sobie jeszcze zrobić z tobą zdjęcie? - zawołali radośnie, a on uśmiechnął się lekko.
-Jasne, nie ma sprawy – zgodził się.
Fonsie fuknęła i z wyraźną irytacją podniosła się ze swojego miejsca. Oderwałsię od młodych ludzi i szybko ruszył za nią.
-Ej, co jest no? - złapał ją za ramię, na co szarpnęła się mocno.
-Spadaj – warknęła maszerując przed siebie szybkim krokiem.
-Musimy pogadać, co cię ugryzło? - była wściekła i widział to, ale nie za bardzo wiedział o co chodzi.
-Ty się jeszcze pytasz o co chodzi? Poznaję sobie ludzi, fajnych ludzi i jak zwykle pojawia się gwiazdka piłki nożnej i przyćmiewa cały świat – warknęła wściekła -Spieprzaj z mojego życia. Nienawidzę ciebie, tego że zmarnowałeś mi życie robiąc mi dziecko, a także tej okropnej piłki nożnej! - zawołała marszcząc czoło kierując się w stronę budynków zostawiając go samego.

FONSIE

Była wściekła. Nawet nie miała siły dyskutować na ten temat z tym idiotą. Skierowała się do windy i głęboko odetchnęła. Nie miała ochot zaprzątać sobie głowy gębą Fabregasa. Wyciągnęła z kieszeni torebki kartę magnetyczną i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Czuła się dosyć słabo. Miała ochotę płakać, co nigdy wcześniej jej się nie zdarzało, ale najpewniej była to wina jej ciąży.
Dotknęła okrągłego brzucha siadając na swoim dużym łóżku.
-Nawet nie wiesz jak bardzo tego nie chciałam – mruknęła zrozpaczona – Nie chciałam ciebie i tego idioty, który ma zostać twoim ojcem.
Poczuła jak maleństwo poruszyło się nie znacznie wywołując tym samym dziwny skurcz.
Zmarszczyła brwi nie do końca rozumiejąc co się dzieje, lecz wszystko szybko ustało.
-Hej dzieciątko – pogłaskała się po brzuchu – Chyba nie myślisz o tym by teraz wyjść no nie?
Znowu przeraźliwy skurcz spowodował, że osunęła się na dywan. Złapała za torebkę leżącą nieopodal.
-Halo? - usłyszała radosny głos Carloty.
-Rodzę – jęknęła żałośnie nagle orientując się, że na dywanie pojawiła się mokra plama.
-Nie słyszę cię Fonnie! Wszystko okej?

-Ja rodzę kretynko – zawołała do słuchawki mając ochotę zawyć, aż w końcu nadeszła kolejna fala skurczu.

____________________________________
Ups, trochę się jej pospieszyło. No cóż ;) Wrzuciłam i od razu przepraszam, za to, że tak mieszam czasy, niezbyt wiem czemu tego nie pilnuję :D Ale już będę grzeczna i mam nadzieję, że szczerze dacie o sobie znać pod tym postem! To naprawdę motywuje!

wtorek, 29 października 2013

TYDZIEŃ 30


FONSIE

Zawsze wiedziałam, że na Carlotę można liczyć. Dlatego gdy tylko dziewczyna zgodziła się iść ze mną na zakupy spakowałam swoją torbę i ruszyłam w stronę wyjścia. Przyjaciółka obiecała, że chętnie pomoże mi uzupełnić kilka elementów mojej garderoby.
-Cześć kochana! - usłyszałam godzinę później, kiedy spotkałyśmy się wspólnie w centrum handlowym – Iiiii! Jak ty pięknie wyglądasz!
Uśmiechnęłam się delikatnie na jej słowa. Chyba powoli akceptowałam swój stan.
Ruszyłyśmy na przegląd nowinek sklepowych. Oczywiście większość rzeczy mnie nie dotyczyła, ale wytrwale pomagałam Carlocie mierzyć różne sukienki i dodatki.
-Czy to aby przypadkiem nie ja miałam uzupełniać swoje ciuchy – zaśmiałam się w końcu – Potrzebuję nowej pary spodni, ale tak aby zmieściły się na moje maleństwo.
Blondynka uśmiechnęła się lekko.
-Maleństwo! Jak to słodko brzmi – zawołała, a ja przewróciłam oczami.
Po godzinie chodzenia po sklepach zasiadłyśmy w końcu w jednej z eleganckich kawiarenek. Ja zamówiłam sobie kawę bezkofeinową, a moja przyjaciółka cappuccino.
-Wiesz już chociaż czy to będzie chłopiec czy dziewczynka?
Uśmiechnęłam się do niej lekko i kiwnęłam głową.
-Otóż moja droga, po ostatniej wizycie można wstępnie stwierdzić, że to córa – uśmiechnęłam się lekko głaszcząc brzuch – Nie wiem czy zauważyłaś, ale przez tą ciążę mam tak miękkie serce.
-Oczywiście, że nie – machnęła ręką – Nadal jesteś tą jędzą. Nic się nie martw!
Pokazałam jej język.
Pod koniec wizyty w końcu udało mi się kupić to czego potrzebowałam.
-Poczekasz sekundkę? Wpadło mi coś do głowy – mruknęła uradowana i zniknęła w jednym ze sklepów. Sama dałam jej wcześniej znak że wejdę jeszcze do jednego sklepu. Chciałam poszukać sobie czegoś na zbliżające się urodziny mamy, ponieważ w obecne sukienki już dawno się nie mieszczę.
Przymierzałam właśnie jedną z kremowych sukienek na dziale dla kobiet w ciąży kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię.
-Tu jesteś – zawołała Carlota i pomachała mi torebką z jakimś nowym zakupem – Mam coś dla ciebie.
-Zwariowałaś? - zaśmiałam się wyciągając jej zawartość. W środku dostrzegłam książkę poświęconą macierzyństwu. Westchnęła nieco rozbawiona, a równocześnie nico zmartwiona tą sytuacją. Doskonale wiedziała, że ciąża nadal nie była czymś czym się szczyciła.
-Dziękuję ci pięknie – powiedziałam chowając pakunek do jednej ze swoich licznych toreb.

Wróciłam do domu wieczorem. Postanowiłam sobie zrobić ciepłą kąpiel, dlatego od razu udałam się do łazienki. Ten dzień był dla mnie naprawdę męczący. Zanurzyłam się aż po samą szyję napawając się zapachem pomarańczy.
Mój telefon leżący na półeczce obok wanny rozdzwonił się szaleńczo. Spojrzałam na wyświetlacz który wskazywał imię piłkarza. Zmarszczyłam brwi, ale odebrałam.
-Słucham? - spytałam nieco znudzona.
-Cześć kotku co porabiasz? - Radosny głos Cesca zabrzmiał w słuchawce.
-Jestem w wannie – odpowiedziałam i usłyszałam jak mruczy. Zdziwiłam się nieco.
-Zazdroszczę... brakuje ci mnie? - usłyszałam ponownie jego głos na co parsknęła śmiechem.
-Słuchaj Fabregas. Masz jakiś konkretny powód aby do mnie dzwonić? - odpowiedziałam może niezbyt miło, ale czułam, że jego osoba strasznie mnie denerwuje.
-Oh oczywiście, że mam. Dzwonię, bo ktoś mi powiedział, że masz dla mnie jakąś nowinkę. Jak tam moja córka? - spytał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Rośnie jak na drożdżach - odpowiedziałam dumnie.
-Słuchaj, chciałbym się z tobą jutro spotkać, aby...
-Nie mogę – przerwałam mu – zresztą po co?
-Nie ważne, czemu nie możesz?
-A czemu cię to interesuje?
-Po co się czepiasz- mruknęłam, ale słyszałam jak się śmieje.
-Wiesz co Fonsie? Czasem myślę, że już cię rozumiem, ale chwilę później ty robisz „Tadam!”
-Oh wiesz to wzruszające doprawdy, ale mam za drogi tusz do rzęs więc nie będę płakać.
-Jak zwykle urocza Goyo – zaśmiał się.
Skończywszy rozmowę wyszłam z wanny i ubrałam legginsy i t-shirt. Siadając na kanapie odpaliłam laptopa aby przejrzeć pocztę, a także kilka portali w poszukiwaniu informacji na temat piłkarza. Interesowała mnie głównie reakcja mediów na wieść o mojej ciąży. Niby na początku nie było nic wiadomo, ale po kilku dniach dziennikarze spokojnie wytropili mój ślad i pojawiłam się w jakimś przeglądzie sportowym.
Nie myliłam się również w tej sprawie. Gdy tylko wpisałam w wyszukiwarkę „Cesc Fabregas dziecko” już w zdjęciach dostrzegłam siebie. Głównie większość przedstawiała Fabregasa który podczas meczu trzyma kciuka w buzi jednak trzy wątki się powtarzały. Na jednym zdjęciu szłam w okolicy szpitala. Na drugim razem z Carlotą, a na trzecim ramię w ramię z piłkarzem.
Na żadnym z portali jednak nie wiedzą kim jestem. Nie są w stanie potwierdzić mojego imienia i nazwiska. Odetchnęłam czując się w miarę bezpiecznie.

TYDZIEŃ 31

Mój spokój o życie został zmącony dokładnie tydzień później. Do pracy dojechałam taksówką. Od jakiegoś czasu nie mogłam już korzystać z motoru, dlatego Cesc zaoferował się, że będzie fundował jej podwózki. Oczywiście nie miała w tej sprawie żadnych wątpliwości. Skoro już pomógł jej się wpakować w to gówno, to może za to ponieść choć trochę odpowiedzialności.
Zapłaciłam mężczyźnie podaną kwotę i wykaraskałam się z taksówki.
-Halo? Przepraszam Panią? -podniosłam wzrok. Przede mną stał niezbyt wysoki mężczyzna. Przez chwilę nie do końca wiedziała o co chodzi, ale po chwili dostrzegłam mały srebrny aparat dzierżony w jego dłoni – Mógłbym zamienić z Panią kilka zdań?
Zasłoniłam pospiesznie twarz.
-Nie ma takiej potrzeby – mruknęłam o czym przyspieszyłam kroku. Niestety z odległości kilkunastu metrów dostrzegłam już kilka innych osób czekających przed szpitalem.
Chwilę później podniósł się gwar. Starając się nie zatrzymywać pobiegłam od razu do szpitala.
Jeszcze zanim wpadłam do gabinetu lekarskiego złapałam za telefon.
-Carlota? Ci głupi paparazzi już mnie przydybali. Siedzą pod moją pracą. Ja dziś stąd nie wyjdę – jęknęłam siadając w fotelu. Pogłaskałam się po okrągłym już brzuchu.
-Nic na to nie poradzimy Fonnie. Musieli coś zaczaić, a wiesz, że najbardziej ich teraz interesuje kto jest matką dziecka Cesca.
Westchnęłam.
Przez resztę dnia chodziłam jak struta. W recepcji zastrzegłam sobie aby żadna osoba pokroju tej szumowiny nie miała wstępu do szpitalu. To w końcu miejsce pracy, a nie jakiś medialnych schadzek. Miałam dziś na głowie jedną z większych operacji i nie mogłam sobie zawracać głowy.
Wieczorem zmęczona podziękowałam swoim kolegom i koleżankom. Zapięłam płaszcz i skierowałam się w stronę wyjścia.
Tak jak się obawiałam, pod szpitalem czekało na mnie kilku osób i pierwsze co zobaczyłam to oślepiający blask fleszu.
-Proszę dać mi spokój! - zawołałam chwilę później osłaniając twarz – Spadajcie!
Przez chwilę czułam się niczym osaczona. Powoli zaczynało się ściemniać dlatego przez chwilę straciłam rachubę. Starałam się przeciskać przez nich jednak na chwilę straciłam panowanie.
-Hej! - usłyszałam chwile później rozgniewany głos, a ktoś złapał moje ramię – Proszę się przesunąć.
Dostrzegłam Cesca który delikatnie osłonił mnie ramieniem i popchnął w stronę parkingu.
-Przesuńcie się. Dajcie jej spokój – zawołał po czym skierował się w stronę auta – Chodź Fonnie!
Zatrzasnęłam drzwi opadając na fotel, a obok mnie pojawił się piłkarz.
Oddychałam ciężko, czując, że nazbyt się zdenerwowałam. Dotknęłam brzucha, jakby kontrolując czy wszystko w porządku z córą.
-Wszystko okej? - Fabregas przyglądał mi się wyczekująco. Pokiwałam mu głową.
-Jeszcze jedna taka akcja, a przedwcześnie urodzę – mruknęłam co wywołało na jego ustach drobny uśmiech.


_______________________________
Króciutko, ale za to mam już następny rozdział więc pojawi się on już nie długo ;) Póki co czekam na komentarze ;)

poniedziałek, 23 września 2013

TYDZIEŃ 19 cd.

Jęknęłam kiedy Cesc jednym zwinnym ruchem pozbył się mojej bluzeczki i zapatrzył na brzuch.
-Wolałabym nie być w ciąży – mruknęłam niezadowolona.
Delikatnie pocałował zaokrąglenie.
-Zaopiekuję się nią – usłyszałam jego cichy szept, który sprawił, że dość szybko otrzeźwiałam. Odsunęłam się gwałtownie czując jak uchodzi ze mnie całe powietrze.
-Ale zjebałeś – warknęłam podnosząc się z jego kolan i chwytając za bluzkę. Złapał mnie za rękę gdy wciągałam materiał przez głowę.
-O co ci chodzi? - spytał zdenerwowany, a ja już kierowałam się w stronę korytarza.
-O to, że nie oddam ci dziecka! - zawołałam – Nigdy więcej nie zadawaj mi tego pytania!
Zawołałam. Byłam wściekła. W jednej sekundzie zepsuł mi cały nastrój.
-Przestań... Nie złość się na to – zaczął, ale mu przeszkodziłam.
-Zapomnij o tym – mruknęłam zarzucając płaszcz na ramiona. Chwilę po tym gdy wyszłam przed dom, w progu pojawił się również piłkarz.
-Nie możesz wracać sama.
-Owszem mogę – warknęłam – Mogę wszystko co chcę!
Odwróciłam się na pięcie i chwytając pilot od kluczyków otworzyłam auto.
-Skąd masz moje kluczyki?! - usłyszałam gdy tylko załadowałam się do środka. Odpaliłam silnik szybciej niż się spodziewał. Byłam wariatką, wiem. Ale doprowadzał mnie do furii, co sprawiało, że sama czułam się bezradna.
Dociskając gaz do dechy ruszyłam z piskiem opon. Ten wariat doprowadzał mnie do szewskiej pasji, dlatego ciągle na gazie zajechałam aż pod sam dom. Wchodząc po schodach wykręciłam numer Carloty. Odebrała po trzech sygnałach.
-Dobry wieczór, Mamo kangurzyco! - usłyszałam w słuchawce.
-Byłby dobry gdyby pewien napalony piłkarzyna nie dobierał mi się do majtek – mruknęłam. Słyszałam jak dziewczyna nabiera powietrza w płuca.
- Sam by tego z siebie nie zrobił. Musiałaś mu na to pozwolić...
Przygryzłam wargę. Rozgryzła mnie.
-Oh, no faktycznie, trochę mi się zapomniało...
-A więc? O co chodzi? - spytała badawczo.
-On chce mi zabrać małą – jęknęłam do słuchawki – Nawet... w takim momencie bardziej zależało mu na tym by mieć dziecko dla siebie. Nie oddam mu jej.
-Oczywiście, że nie – zawołała – słuchaj Fonnie. To dla ciebie wieczór pełen wrażeń, ja to wiem. Idź teraz spać, okej?
Pokiwałam głową mimo że nie mogła tego dostrzec.
-Idę – przytaknęłam.
-No, buziak. Odezwę się rano – zakończyła rozmowę.
Spojrzałam na wyświetlacz który wskazywał godzinę dwunastą w nocy. Przynajmniej Carlota nie nawrzeszczała na mnie, ze dzwonię w samym środku nocy.

23 TYDZIEŃ

FONSIE

Wielkie bum mojej zaawansowanej ciąży nastąpiło dokładnie w dniu kiedy rozpoczynałam szósty miesiąc. Obudziło mnie nagłe przerażające uczucie, jakoby jej piersi miałyby zaraz wybuchnąć.
Moja matka, która od kiedy dowiedziała się, o tym, że jestem w ciąży dzwoniła do mnie średnio co drugi dzień, ostrzegając przed tym, ale nie spodziewałam się, ze to nastąpi już teraz.
Podniosłam się z kanapy i stanęłam przed ogromnym lustrem które powiesiłam w swojej malutkiej łazience. Zsunęłam szlafrok przyglądając się jak moje ładne pełne piersi nagle zrobiły się ogromne, równie nagle jak to było z moim brzuchem. Moja ciąża do tej pory była dość drobna. Do czasu kiedy nagle kilka dni temu w ciągu kilku kilku dni wyglądałam jakby była już w dziewiątym miesiącu.
Rozległo się pukanie do drzwi. Narzuciłam na ramiona swój granatowy szlafrok i nieco zaspana doszłam do drzwi wejściowych. Przez wizjer zobaczyłam piłkarza. Ostatnimi czasy widzieliśmy się raczej rzadko, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo. Nadal pozostawałam w nastawieniu wrogim. Nie lubiłam z nim dyskutować, widzieć jego wyszczerzonej gęby, a jeszcze bardziej myśli o tym, że chce zabrać moją córeczkę. Ta myśl sprawiał, że miałam ochotę mu zrobić krzywdę.
Otworzyłam drzwi, stając z nim twarzą w twarz.
-Przyniosłem ci całą siatę bananów – Fabregas wyszczerzył się, a chwilę później jego zdezorientowane spojrzenie wycelowane prosto w jej osobę – Pytali się w sklepie czy mam jakieś specjalne powody dla których kupuję aż tyle kilogramów, ale widzę, że moje powody nagle znacznie urosły.
Spojrzałam w dół oceniając o który z powodów ma na myśli.
-Rozumiem, że chodzi ci o brzuch - spytałam kąśliwie, chociaż doskonale widziałam, że wzrok piłkarza zatrzymał się na piersiach, mocno zarysowanych pod cienkim materiałem nocnej bielizny.
-Nie wiem na czym zawiesić wzrok. Wyglądasz jakbyś miała zamiar zaraz rodzić.
-Wkurzasz mnie – warknęłam odpakowując jednego banana i maczając go w dżemie wyjętym z lodówki – O losie, tego mi brakowało.
-W ciągu ostatniego miesiąca zjadłaś już pewnie tonę – posłałam mu wściekłe spojrzenie
– Zapomnij o tym, że będziesz odwiedzał moją córkę.
-To będzie nasza córka – uśmiechnął się ironicznie. Fuknęłam na niego i wspięłam się na blat kuchenny. Podszedł do mnie blisko – I będzie piłkarzem.
-Lekarzem – uśmiechnęłam się cwanie. Nie zdążyłam zareagować gdy piłkarz nagle pochylił się nad nią i wpił ustami w moje wargi. Nie potrafiłam nawet przerwać tego co zrobił. Podkuszona jakimś dziwnym szeptem losu pozwoliłam by jego język wślizgnął się do moich ust, pogłębiając pocałunek. Jego ręce powędrowały do brzucha, delikatnie go gładząc. Czułam jak dziecko delikatnie poruszyło się na ten dotyk. Tak bardzo irytowała mnie myśl, że robię to właśnie z nim, ale bez zastanowienia zarzuciłam ręce na jego ramiona.
-Mam ochotę cię wziąć na tym blacie – usłyszałam jego niski głos i poczułam jak coś ściska mnie w dołku. Oderwałam się od jego ust wiedząc, że takie posunięcie oznaczało by moją słabość.
-Musisz już iść – powiedziałam, zsuwając się z blatu i okalając się mocniej szlafrokiem.

CESC

Fakt, że dość szybko odtrąciła moje ręce dawał mi dość jasny obraz sytuacji. Nie byłem jej obojętny. Mimo że za sobą nie przepadaliśmy, mieliśmy do siebie słabość. Ona była niczym nie poskromiona, zwracała moją uwagę nie banalnym wyglądem, a także ciętym językiem i specyficznym poczuciem humoru. Dodatkowo była seksowna, to przyznał by każdy facet i mimo jej paskudnego charakteru nie umiałem się oprzeć myśli, że mógłbym spędzić z nią jeszcze jedną czy dwie noce. Jedyna rzecz która stała nam teraz na drodze, to dziecko. Wiedziałem że prędzej czy później byłem w stanie sprawić by Fonsie poszła ze mną do łóżka.
Siedząc w szatni ośrodka treningowego na godzinę za wcześnie odpaliłem swój tablet i zajrzałem na strony plotkarskie, które od kilku tygodni rozprawiały nad tym czy David Villa faktycznie po raz trzeci zostanie ojcem.
-Cześć Cesc – podniosłem wzrok na Carlosa, Victora i Davida, którzy z ogromnymi uśmiechami na ustach weszli do szatni ich drużyny. Była godzina dziewiąta rano i czekał nas dość ciężki trening – Jak tam tatuśku?
-Mogę ci zadać jedno pytanie? - spojrzałem znacząco na Villę. Byłem od niego młodszy o kilka lat, a ten zawsze traktował mnie jak młodszego brata dlatego wierzyłem, że mogę mu bez skrępowania zadać pytanie.
-Wal śmiało.
-Chodzi o ciebie i Patricię. No wiesz, jest w ciąży – El Guaje przytaknął – Chodzi o sprawy damsko męskie.
-Facet zawsze pomoże facetowi – uśmiechnął się Villa i klepnął mnie po ramieniu. Wyszliśmy z szatni jako jedni z pierwszych.
-Czy kobiety w ciąży nadal są takie jak przed? Chcą się przytulać, całować?
-Myślałem, że ciebie i Fonsie nic nie łączy...
-No niby nie, ale z drugiej strony jest tak cholernie seksowna, że co mam zrobić. Jestem tylko facetem – zaśmiałem się – no wiesz, kobiety mają ogromny brzuch, te bóle, nerwy, czy mają ochotę jeszcze na jakiekolwiek wiesz...
-Pytasz się, czy sypiam z Patricią gdy jest w ciąży? - El Guaje, spojrzał spojrzał na mnie zaciekawiony, a ja nerwowo wyczekiwałem jego odpowiedzi – Powiem ci tylko, że kobiety w ciąży są jeszcze bardziej podatne, na jakiekolwiek... gesty z naszej strony.
-Lubią macanko?
Villa roześmiał się szczerze.
-Macanko? One wręcz się proszą wtedy o czysty seks. Są nabuzowane hormonami. A duży brzuch nie przeszkadza w tym, by sobie poużywać. Potem, nie wiedzieć czemu nagle się wstydzą, że przytyły, że za wcześnie, dlatego korzystaj póki możesz. Są sposoby by dziecko nie ucierpiało, a żebyście mogli popracować.
-Oczywiście jeśli tylko mi da – zaśmiałem się lekko.
-Owszem, ale w tym stanie, wystarczy mały gest – spojrzał na mnie znacząco – Wiesz, ucho, obojczyk, szyja, a już jest twoja.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Takie rozmowy potrafią być oczyszczające. W szczególności gdy rozmawia się o tym z najlepszym kumplem, a nie wujkiem google.

FONSIE

Siedziałam na kanapie, w towarzystwie Carloty jak zawsze oglądając jej brata w telewizji. Nie byłam jakąś fanką piłki nożnej, ale pozostawałam z Carlesem w ciepłych stosunkach dlatego z miłą chęcią patrzyłam jak piłkarz daje z siebie wszystko na boisku.
-Dajesz Tarzanie! - zagrzmiała Carlota, przeskakując przez oparcie kanapy i zajmując miejsce u mojego boku, podając mi porcję lodów z bananami. Mecz trwał w najlepsze, ale tylko siostra Puyol wierni kibicowała bratu, gdyż ja sama nie mogłam oprzeć się jedzeniu stojącemu na stoliku i to jemu poświęcałam więcej uwagi.
-Na boisku pojawi się Cesc w zamian za Davida Villę. Gość spisał się dziś świetnie, zdobył gola którego zadedykował swojemu jeszcze nienarodzonemu dziecku. Teraz czas na młodszego, ale równie utalentowanego kolegę z drużyny. Miejmy nadzieję, że coś wniesie na ten ostatni kwadrans.
Obserwowałam jak piłkarze dryblują z piłką. Pique, doskonale bronił uderzeń przeciwników sięgających bramki Valdesa.
-Jak się nazywa przeciwna drużyna?
-PSG – zawołała blondynka nie wiedząc czy ma się śmiać czy płakać – Fonnie! To już osiemdziesiąta minuta i trzeci raz zadajesz mi to pytanie!
-Nie moja wina, że nie wiem. Zupełnie się na tym nie znam! - zaśmiałam się obserwując rozegrania.
-Doskonałe podanie do Fabregasa. Ten podaje do Messiego, ale Argentyńczyk od dłuższego czasu nie jest w stanie dać z siebie nic więcej dlatego, ponownie podaje piłkę w pole karne. Piękne dośrodkowanie i tak! Proszę państwa! Mamy gola! Fabregas zwinnym ruchem przedostaje się pod bramkę i ładuje piłkę do siatki!
Obserwowałam jak Hiszpan puszcza się biegiem w stronę trybun, a chwilę później lądując na wprost kamery wsadza kciuk do ust, dając tym samym do zrozumienia całemu światu, że będzie tatusiem.
-Pogłoski o tym, jakoby Cesc miał zostać ojcem już były, ale chyba nikt nie ma wątpliwości co do gestu który Fabregas prawie wcisnął przed chwilą w naszą główną kamerę. Jeśli dzięki temu, że zostanie tatusiem będzie serwował nam takie ładne akcje, to lepiej niech już planują kolejne dzieci.
Usłyszałam radosny chicho Carloty.
-To przesłanie to chyba do ciebie. 

_______________________________________
W zakładkach na górze pojawił się dodatkowy link ;) Ciąża Fonsie.
Po drugie: Coś czego nie mogę przeżyć... Widziałyście to? :O:O:O:O  
Umrę na zawał ;c;c;c
 

czwartek, 12 września 2013

TYDZIEŃ 19



Tak jak się spodziewała nie miała nic do gadania w kwestii Cesca, który sam podejmował za nią wiele decyzji. Zaplanowała, że do rodziców podjedzie taksówką, ale piłkarz miał lepszy pomysł i chwilę przed jej przyjazdem zaparkował pod jej blokiem robiąc ogromnego rabanu. Czerwona jak burak jak najszybciej, aby nie robić zamieszania wsiadła do jego czarnego porsche.
-Jesteś idiotą! - warknęła gdy zajęła miejsca i zapięła pasy.
-Odepnij pas – poinstruował ją.
-Jesteś idiotą – powtórzyła jak echo – Dlaczego mam odpiąć?
-To niebezpieczne dla dziecka – dodał – Inaczej byś nie wsiadła do samochodu.
-Myślę, że cały świat już wie, że jestem z tobą w ciąży, dzięki Cesc – burknęła i odpięła pas. Fabregas uśmiechnął się pod nosem, nadal wpatrując się w ulicę i nie komentując sytuacji.
Zmarszczyła brwi.
-Czemu się tak dziwnie uśmiechasz?
-Ja? - coś było nie tak.
-Ty, Ty! Powiedziałam coś, a ty to wykorzystasz!
-Przeciw tobie? Nigdy – zaśmiał się radośnie i skręcił w uliczkę prowadzącą na osiedle domków jednorodzinnych – po prostu podoba mi się jak mówisz do mnie Cesc.
Zapatrzyła się za okno.
-Nie powiedziałam tak – mruknęła cicho.
-Owszem.
Zajechali pod jeden z bardziej eleganckich domów. Fonnie wychowała się właśnie tu, w dorobku rodziny Goyo, wraz ze swoimi dwiema siostrami i bratem. Najstarszy był Santiago. Jej brat w wieku dwudziestu trzech lat wraz ze swoim najlepszym przyjacielem założył dobrze prosperującą firmę informatyczną i teraz, mając trzydzieści sześć lat, mógł się poszczycić dobrymi zarobkami, ogromnym dorobkiem, śliczną żoną Nadią, a także trójką małych brzdąców – Sofią, Gracią i Thiago. Nieco młodsza, była Lea. Miała zaledwie dwadzieścia dziewięć lat, była trzy lata starsza od Fonnie, ale za to bardziej dojrzalsza. Uważała się za mądrzejszą, zawsze miała coś do powiedzenia, co mogło by przyćmić młodszą siostrę, ale miała dobre serce i dbała o resztę rodzeństwa. Ukończyła pedagogikę i podejmując się posady nauczycielki, założyła rodzinę zostając mamą małej Lili. Najmłodsza była tylko Eugene – miała dwdzieścia cztery lata, pomysł na siebie i choć rodzice woleli by aby miała jakiś lepszy zawód pokroju lekarz czy prawnik, ona wybrała posadę szefa agencji modelek i mimo tak młodego wieku sama dorobiła się już męża i dwuletniego synka.
-Cała śmietanka już jest – mruknęła Fonnie widząc na podjeździe auto swojego brata oraz Lii.
-Wchodzimy? - spytał, na co niechętnie zmarszczyła nos – Będzie dobrze.
Spojrzała na niego zdziwiona. Nie do końca potrafiła rozgryźć Fabregasa, ale z każdą minutą zaskakiwał ją co raz bardziej. Chwilę później piłkarz wyszedł, następnie otwierając jej drzwi i podając jej dłoń, aby mogła wyjść.
-Dam radę – burknęła nie dając sobie pomóc i sama wygrzebała się z auta.
Wyminęła piłkarza i ruszyła przed dom. Dogonił ją jeszcze przed gankiem i złapał za rękę.
-Nie zachowuj się tak jak się teraz zachowujesz – wbiła palec wskazujący w jego klatkę piersiową. Posłał jej niewinny uśmiech i nachylił. Poczuła jak jego wargi delikatnie muskają jej usta. Zrobiło jej się gorąco gdy pogłębił pocałunek.
-Jesteście! - usłyszeli radosny głos ani Goyo, na co Fonsie odskoczyła od niego jak oparzona – Punktualnie, jak nigdy Fonsie! Chyba dobrze na nią działasz – posłała ciepłe spojrzenie w stronę jej towarzysza.
Zrzuciła kurtkę i powiesiła ją na wieszaku.
Wchodząc do salonu, cała rodzina siedziała już przy stole. Ojciec, Santiago razem z żoną Nadią i dzieciakami, Lea razem z córką Lilą, oraz babcia Paloma, która już dawno żyła własnym życiem niezupełnie przejmując się rzeczywistością.
-Ciocia! -usłyszała od razu gdy tylko wszyscy ich spostrzegli, cała czwórka dzieciaków jak z procy odskoczyła od stołu i ruszyła wprost na nią. Jednym zwinnym ruchem uskoczyła za Cesca.
-Mamo! - zawołała, a głowa rodziny przywołała ich do porządku. Nigdy nie przepadała za dziećmi, ale z tą ferajną znała się już długo. Przyzwyczaiła się, chociaż były z nich gagatki. Jej rodzeństwo zawsze twierdziło, że to ona ich tak rozpuszcza. Grzeczne aniołki zawsze wpadały na jakieś głupie pomysły w jej obecności.
-Pokaż mi się no Fonsie! - zawołała matka gdy tylko pojawiła się w salonie. Westchnęła przeciągle i odwróciła na pięcie – Powinnaś powiedzieć rodzeństwu.
-Przestań mamo – mruknęła.
-Przecież to już wiadomo od tygodnia – zawołał Santiago – Media o tym trąbią i mimo że starała się ukryć nic już jej nie pomoże. Który to miesiąc?
-Piąty – przełknęła ślinę i nie zważając na rozmowę zasiadła do stołu i nałożyła sobie kurczaka.
-Fonsie! Porozmawiaj z nami, a nie od razu zaczynasz jeść!
-Jestem głodna! Nie odmawia się kobiecie w ciąży – zawołała pakując do ust pieczeń – Zresztą to miał być zwykły obiad a ty sprosiłaś tu całą rodzinę!
Matka, kobieta w sile wieku wywróciła oczy. Zbyt wiele w życiu przeszła ze swoją najbardziej zbuntowaną córką, dlatego nawet nie miała o czym z nią dyskutować.
-Znacie chociaż płeć dziecka? - spytała się matka, gdy wszyscy również zajęli się jedzeniem.
-Tak, ale ci nie powiemy – odburknęła, wcinając dokładkę.
-Salvador! - zawołała kobieta do swojego męża, który roześmiał się lekko – Powiedz jej coś!
-Kochanie, o co ty walczysz, jakbyś nie znała Fonnie. I tak ci nie powie...
-To będzie córka – przerwał mu Cesc, a Fonsie upuściła widelec, który z brzdękiem upadł na talerz.
-Po co kurwa się wtrącasz! - warknęła wściekła!
-Córka! - zawołała Pani Goyo.
-Fonsie! - zagrzmiał ojciec.
-To będzie córeczka! - zawołała radośnie, a następnie przepraszająco spojrzała na Fabregasa – Chłopcze, wybacz jej. Sama nie mogę uwierzyć jak to jest, że jesteście razem...
-Nie jesteśmy razem! - zawołała Fonsie, ale matka nie dała jej dojść do słowa, więc opadła znowu na krzesło i westchnęła przeciągle.
Poczuła ciepłą dłoń na swoim kolanie, której kciuk delikatnie masował jej skórę. Poczuła jak jej ciało się rozluźnia. Nie chciała tego okazać, ale ten gest sprawił, że jej chumor delikatnie się poprawił.
-Już? Wyluzowałaś? - usłyszała nad uchem głos swojego partnera.
-Co nie zmienia faktu, że nadal jestem zła.
Przez resztę wieczoru już się nie odzywała. Jej rodzina dosłownie pochłaniała Cesca, a ona siedziała obok swojego ojca i starała się zachować poważną minę. Nie czuła się dobrze z myślą, że Cesc co raz mocniej ingeruje w jej życie. Nie będzie z nim i nie chce by był częścią jej życia, ale on sam chyba tego jeszcze nie wyłapał.
-I co teraz zrobisz? - ojciec otoczył ją ramieniem – To miły chłopak.
-Nic nie zrobię. Zresztą to nie chłopak, tylko dorosły facet, oboje jesteśmy dorośli. Dziecko to nie przelewki. A ja mam pracę i życie zawodowe...
-Ale razem się w to wpakowaliście, dlatego musicie odpowiadać oboje.
-Nie lubię gdy mnie pouczasz – mruknęła niezadowolona.
Spojrzała na piłkarza który teraz zabawiał dzieciaki, a także zawzięcie dyskutował razem z jej starszym bratem.
Po godzinie postanowili się zbierać. Zarzuciła na ramiona płaszcz i pożegnawszy się ze wszystkimi skierowali się do auta.
-Daj mi kluczyki – powiedziała grzecznie, a on rzucił je do niej. Pozwolił sobie na dwie lampki wina i wiedział, że ze złośnicą nie ma nic do gadania w tej kwestii. Obawiał się jedynie o swoje eleganckie, czarne cacko.
Zajechali pod jego dom, gdzie zaparkowała na podjeździe.
-Po auto wpadnij jutro.
-Ej, nie powiedziałem, że możesz je wziąć – uśmiechnął się i wyjął kluczyki ze stacyjki – obawiałbym się kobiety za kółkiem.
-Niby jak mam teraz wrócić do domu? - zawołała niezadowolona. Siedzieli tak ramię w ramię. Wiedziała, że w jego obecności nigdy nie wiadomo co się wydarzy. W jego głowie zawsze siedzą głupie pomysły.
Pochylił się w jej stronę odnajdując jej usta. I wcale nie była tym zaskoczona. Cały dzień czuła na sobie jego spojrzenie i wiedziała, że coś jest na rzeczy. Oderwała się delikatnie.
-Po co to robisz? - rzuciła beznamiętnie – Nie chcę cię całować!
Roześmiał się nieco, po czym znowu przylgnął do jej warg.
-Chcesz chcesz – mruknął, a jego ciepły oddech owiał jej szyję. Albo to przez tą ciążę, albo zrobiła się zbyt miękka. I jak na złość o tym wiedział. Poczuła jak jego ręka ląduje na jej kolanie.
-Za dużo sobie pozwalasz – mruknęła rozeźlona, kiedy jego ręka powędrowała nieco wyżej.
-A ty nie chcesz wyluzować.
-Jak śmiesz! Spierdoliłeś mi życie i jeszcze mówisz mi, że nie umiem wyluzować? - warknęła odrzucając jego rękę i prostując się jak struna – Oddawaj kluczyki.
Schował je do wewnętrznej kieszeni kurtki.
-Jak niby spierdoliłem ci życie! - warknął w jej stronę.
-Nie mogę być matką! W ogóle słyszysz moje słowa? Ja! Najbardziej nielubiana kobieta świata zaciążyłam. Biedne dziecko na litość boską. Ja nawet nie lubię dzieci! - poczuła jak po policzkach spływają jej łzy, na co szybko wytarła je wierzchem dłoni co i tak nie umknęło uwadze Cesca. Odetchnęła głęboko.
Nie minęło kilka sekund, a on wysiadł z auta i otworzył jej drzwi.
-Wysiadaj – mruknął cicho.
-Nie mów mi co mam robić.
-Wysiadaj – powiedział nieco głośniej co posłusznie już wykonała. Zatrzasnął drzwi i zamknął samochód, a następnie pociągnął ją w stronę drzwi wejściowych.
-Co robisz? - nie za bardzo wiedziała co powiedzieć.
-Zrobię ci herbatę, coś ciepłego.
-Napiłabym się wódki – mruknęła, pociągając nieco nosem. Nienawidziła płakać i tego, że ktoś widział jak płacze. Zresztą ostatni raz zdarzyło jej się to gdy była w szkole średniej kiedy przegrały między szkolne rozgrywki gry w kosza.
-Ja również bym się napił – przytaknął otwierając drzwi i wpuszczając ją do środka.

Gdy tylko zniknął w kuchni, poczuła jak znów zalewa ją fala smutku. Jej bezużyteczności życia, którą zawsze starała się przysłonić pracą i życiem samotnym. Teraz miało dołączyć do niej dziecko i obawiała się, że nie podoła temu wyzwaniu.
Istniała też inna opcja, której nie brała pod uwagę, ale którą brał pod uwagę Cesc. On, mimo że tego nie planował dziecka, już na wstępie zaoferował się, że wychowa ich córkę.
Jak na zawołanie piłkarz pojawił się u jej boku stawiając na stoliku filiżankę z parującym napojem.
-Już mi lepiej – wyprostowała się – Nie chcę już pić.
Przyjrzała mu się uważnie kiedy rozsiadł się na kanapie tuż obok niej i w milczeniu ją obserwował. Wyglądał na trochę zamyślonego, jakby coś ciągle chodziło mu po głowie, ale to sprawiało, że wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle. Wiedziała, że to ciąża na nią tak wpływa, ale nie umiała przestać o tym myśleć by znowu poczuć jego ciepłe, miękkie wargi na swoich ustach.
-O czym myślisz? - spytała podciągając nogi na kanapę.
-O tobie – mruknął nieco zaskoczony jej pytaniem – I o tym, że chciałbym cię pocałować.
Wstrzymała nieco oddech.
-Nigdy się jakoś nie lubiliśmy – powiedziała nieco ciszej, a on przytaknął – Nie chcę, aby nas coś łączyło.
-Trochę na to za późno – skierował wzrok na jej zaokrąglony brzuch – Nic na to już nie poradzisz.
Zamyśliła się na trochę. Nigdy nie przywiązywała się do nikogo. Co lepsze, nigdy nie miała chłopaka na poważnie, bo nie lubiła gdy ktoś nad nią dominował. Zdawała sobie jednak sprawę, że w tej chwili jest na straconej pozycji.
Podniosła się i pochyliła w stronę piłkarza, aby w jednej sekundzie dosięgnąć jego ust.
Nieco zaskoczony od razu jednak odpowiedział przyciągając ją do siebie. Poczuła jak momentalnie odpływa z niej złość. Kiedy poczuła jak jego język wślizguje się w jej usta i delikatnie łaskocze podniebienie.
Jego ręce powędrowały od razu wzdłuż jej szyi, aż na talię, sprawiając, że chwilę później siedziała mu już na kolanach. Od dawna się tak nie czuła. Jej zmysły jeszcze bardziej się wyostrzyły przez co każdy najmniejszy gest z jego strony odczuwała jeszcze intensywniej.
Ręce Fabregasa delikatnie muskały jej ciało. Najpierw okolice szyi, następnie talię, aż zawędrowały w końcu pod materiał czarnej bluzki Gunsów. Jego dłoń delikatnie wsunęła się pod miseczkę biustonoszu zastępując jego miejsce. Poczuła jak sutek reaguje na jego dotyk. Pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia.
Ich usta nie potrafiły się od siebie oderwać. Czuła jak z każdą chwilą rośnie w niej uczucie pożądania.
-Chcesz mi coś powiedzieć? - usłyszała jego cichy szept tuż przy uchu kiedy znowu sprawił, że siedziała, a on pochylał się nad nią.
Przełknęła ślinę, kiedy delikatnie muskał ustami jej szyję, a ręka która znowu spoczęła na kolanie podjechała nieco wyżej lądując pomiędzy jej nogami. Poczuła ukłucie w dolnej części brzucha, a jej oddech stał się nieco przyspieszony. Delikatnie pieścił ją przez materiał spodni, a mimo to ona już czuła się cholernie podniecona i nie mogła pohamować myśli, co jeszcze może jej zrobić.
-Jesteś cholernie nie wyżyty – mruknęła, poruszając nieco biodrami.
-A ty, napalona – odpowiedział jej, delikatniej oblizując jej usta. Miała totalny mętlik w głowie i była wściekła, że kolejny raz powodem tego jest piłkarz. A ona ponownie mu ulega.
-Jutro będzie jak dawniej prawda? - spytała, a potem znowu zamknął jej usta pocałunkiem.


Obserwatorzy


W oczekiwaniu na szablon