PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ
MUSIC
FONSIE
Podniosła się z kanapy
słysząc płacz małej. W kilka sekund znalazła się w swojej
sypialni, dochodząc małe łóżeczko ulokowane w rogu pokoju.
-Cześć księżniczko –
uśmiechnęła się lekko, biorąc na ręce swoją córeczkę –
Wyspałaś się?
Mała pokiwała główką
i uśmiechnęła się sennie.
Obie skierowały się do
kuchni, gdzie przygotowała dla córki śniadanko. Gdzieś w
salonie rozdzwonił się jej telefon.
-Halo? - odebrała chwilę
później dostrzegając na wyświetlaczu imię matki.
-Jak moja najpiękniejsza
wnusia? - usłyszała radosny głos dumnej babci.
-Właśnie wstałyśmy –
uśmiechnęła się lekko – I jemy śniadanko.
-Może byście wpadły dziś
do nas? Będą dzieciaki?
-To nie głupi pomysł –
przytaknęła. Jej rodzina stała się swojego rodzaju odskocznią,
kiedy tylko mogli, pomagali jej z małą i pozwalali jej na chwilę
tylko dla siebie.
-W takim razie czekam! -
zawołała Pani Goyo i pożegnała się.
Nie dane jej było nic
zrobić, bo chwilę później ktoś zapukał do drzwi. W
wejściu dostrzegła piłkarza. Zmarszczyła brwi, nieco zaskoczona
tym widokiem. Ostatni raz bruneta widziała jakiś czas temu.
-Cześć – powiedział
nieco zaspany – Już jestem.
Uniosła brwi wysoko do
góry.
-Czekaj, czekaj... Byliśmy
umówieni ostatni raz... jakiś miesiąc temu, tak?
Spojrzała na niego
znacząco, ale nadal nie pozwoliła mu przejść przez próg
mieszkania.
-Jaja sobie ze mnie robisz?
Posłała mu mordercze
spojrzenie.
-Daj spokój, chce ją
zobaczyć! - mruknął umęczony – Ciężko pracowałem, miałem
wiele na głowie...
-Zarzekałeś się kiedyś,
że ty sam wychowasz dziecko. Chcesz mi powiedzieć, że co byś
teraz, w ciągu tych trzech miesięcy z nią zrobił? Wsadził do
walizki?
-Ma też twoją opiekę.
-Ma tylko moją opiekę –
poprawiła go – I mojej rodziny.
Posłał jej złe
spojrzenie.
-Jesteś uparta jak zawsze –
mruknął zirytowany – Mogę wejść?
-Nie – stanęła murem.
Miała dosyć funkcjonowania na zasadzie wolnej Amerykanki. Cesc
myślał sobie zbyt wiele. Potrafił nie zajmować się nią wcale, a
nagle pojawiać się po kilku miesiącach i chcieć się z nią
zobaczyć.
Miała szczęście, że jej przyjaciele nie należeli do idiotów. Chwilę po tym jak zadzwoniła do Carloty, ona i Fabregas pojawili się w drzwiach jej pokoju hotelowego.
-Ćśśśś... - blondynka głaskała ją czule po ramieniu - Wszystko będzie dobrze...
-To za wcześnie... Ósmy miesiąc - zawołała czując nowy skurcz.
Fabregas złapał ją pod ramię.
-Carlota biegnij do recepcji niech podstawią auto.
-Nie chcę teraz rodzić...
Miała szczęście, że jej przyjaciele nie należeli do idiotów. Chwilę po tym jak zadzwoniła do Carloty, ona i Fabregas pojawili się w drzwiach jej pokoju hotelowego.
-Ćśśśś... - blondynka głaskała ją czule po ramieniu - Wszystko będzie dobrze...
-To za wcześnie... Ósmy miesiąc - zawołała czując nowy skurcz.
Fabregas złapał ją pod ramię.
-Carlota biegnij do recepcji niech podstawią auto.
-Nie chcę teraz rodzić...
-Chcesz ją zobaczyć? -
spytała na co on tylko pokiwał głową – A czemu nie chcesz
pozmieniać jej pieluch? Powstawać w nocy? Zrobić jej jedzenia,
umyć ją, uczesać... A może nauczyć mówić tata?
Posłała mu zirytowane
spojrzenie.
-Mammmaaaaa! - usłyszeli
głośne wołanie małej, na co obydwoje skierowali się do kuchni
gdzie ich córka komunikowała właśnie, że się najadła.
Fabregas wyjął ją z fotelika, ale Fonsie szybko mu ją odebrała.
Mieszkała w małym
mieszkaniu. Cesc co prawda dopomagał jej finansowo, ale życie w
takim małym mieszkaniu powodowało, że wszędzie leżały pieluchy,
smoczki, butelki i inne rzeczy. Całe czterdzieści metrów
kwadratowych żyło życiem dziecka.
-Cześć Mała! - zawołał
tatuś, wędrując w każdą stronę za Paniami – Gdzie ją
zabierasz?
-Do rodziców. Mam
dzisiaj dyżur – odpowiedziała zniesmaczona. Jakiś czas temu
udało jej się wrócić do pracy, ale trudno było jej godzić
obowiązki matki z pracą.
-Mogę się nią zająć –
powiedział nieco ciszej, gdy spakowała już małą i gotowe do
drogi wspólnie wyszli z mieszkania.
-Posłuchaj. Skoro nie
jesteś w stanie zapewnić jej pełnej opieki, musisz zadowolić się
jedynie widywaniem. Chociaż z tego co widzę, nie robi ci to żadnej
większej różnicy...
Zapakowała Małą do
samochodu.
Wpatrywał się w nią
zaskoczony. Najwyraźniej powiedziała mu dosadnie to co chciała.
-Mogę jechać z wami? -
spytał nagle, nieco ją tym przytłaczając.
-Eeee... nie –
odpowiedziała szybko.
-Bo?
-Bo nie będę tam sama –
posłała mu znaczące spojrzenie i wsiadła do samochodu.
-Chus jest też moją córką
– Zatrzymał ją jeszcze nim odpaliła samochód, ale Fonnie
posłała mu zirytowane spojrzenie.
-Ona ma na imię Jesusa! Po
prostu Jesusa!
-Przyj kochanie, przyj!
-Nie mów do mnie kochanie idioto! Sam przyj! Co ty tu w ogóle robisz!
-Fonsie, weź już się zamknij. Urodzisz to dziecko kiedyś?
Naburmuszyła się i zwinęła nadal nie chcąc rozpocząć akcji porodowej.
-Ona wstrzymuje dziecko, to może spowodować komplikacje.
-Słyszysz? Jak nie zaczniesz przeć dziecko się poddusi. Musimy mu pomóc!
Brunetka zapłakała rzewnie.
-No choć skarbie. Zrobimy to razem...
-To boli, nie chcę już urodzić tego dziecka...
-No i co, będziesz nosić je wiecznie? No dawaj, możesz nawet na mnie pokrzyczeć! - zawołał po czym złapał ją za ramiona - No dalej przesuń się, kobieto.
-Co ty wyprawiasz? - zawołała gdy tylko wpakował się na fotel, tuż za nią i przytulił ją do siebie.
-Rodzę - parsknął śmiechem.
-Idiota!
CESC
O ile dobrze zrozumiał,
Fonsie miała chłopaka. Mógłby się tego spodziewać, gdyby
nie fakt, że już jakiś czas temu, mocno się do niej przywiązał.
Może i była nie miła i charakterna. Może go nie znosiła i często
dawała mu w kość, ale cholernie go intrygowała. Była nieziemsko
seksowna. Nie była pusta, ale za to strasznie nieosiągalna, od
kiedy doszło do tego, że wpadli. Mógłby powiedzieć, że
trochę go omotała, chociaż najprawdopodobniej wcale nie miała
takiego zamiaru. On sam zresztą nie przypuszczał co by kiedy
kolwiek myśleć o związku z nią, ale takie i inne sprawy same
doprowadziły do tego, że dużą część spędzali wspólnie.
Kiedyś.
Obecnie w ciągu ostatnich
kilku miesięcy zaniedbał sprawę, ale od teraz zaplanował każdą
wolną chwilę poświęcić Fonsie i Chus. Jego malutkiej córeczce.
Obrał szybki kurs na dom
Carloty, dając jej wcześniej znać, że wpadnie.
-Czemu mi nie powiedziałaś,
że Fonsie się z kimś spotyka? - spytał gdy tylko rozsiadł się
na kanapie.
-Bo byś tą osobę zabił
szybciej niż myślisz? - posłała mu kpiący uśmieszek.
-To nie jest Twój
brat co? -spytał, a ona sama uśmiechnęła się nieznacznie.
-Nie! - jęknął znacząco.
-No nie, nie! - przytaknęła
– Wiem, że kiedyś będziecie razem, więc nie pozwoliłabym na
to, żeby mój brat był pokrzywdzony w tym układzie.
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Co się gapisz? -
uśmiechnęła się pod nosem – Fonsie ma paskudny charakter. Jest
nieodpowiedzialna i zapatrzona w siebie, a taki charakter musi
poskromić jedynie prawdziwy facet.
-Nie wiem czy, aż tak mi to
schlebia. To jak powiesz mi kto to?
Uśmiechnęła się cwanie.
-To nie jest dobry pomysł.
Zresztą nie znasz go, ale ma dosyć duże wzięcie u swoich
pacjentek.
-A więc to lekarz?
-Kurde – westchnęła.
Podrapał się po brodzie.
-No dobra, to jej kolega z
pracy. Ale, nie są razem. Fonsie nie trawi facetów, więc
jakakolwiek próba zbliżenia się do niej to męka.
Przytaknął. Coś o tym
wiedział.
-Ale ciebie czeka ciężka
batalia. Masz jeszcze jedną duszyczkę do uwiedzenia.
-Z Chus pójdzie
łatwo. To przekupna bestia – uśmiechnął się pod nosem.
-Była kiedyś, gdy machało
się jej chrupkami przed nosem. Teraz to mała paskudka jak jej
mamusia.
FONSIE
Usłyszała pukanie do drzwi
i przewróciła oczami. Podała matce małą Jesę i skierowała
się w stronę przedpokoju.
-Zaproś go do środka. Może
napije się kawy.
-Mamo, idę do pracy! -
jęknęła znudzona, otwierając drzwi. Na wprost niej stał Pascal,
uśmiechnięty od ucha do ucha, mężczyzna w sile wieku. Nie była
pewna, ale prawdopodobnie był tuż przed czterdziestką.
Najwyraźniej jednak sobie ją upodobał, ponieważ od kilku już
miesięcy niestrudzenie próbował zawrócić jej w
głowie. I jak na złość, co raz bardziej mu się to udawało.
-Cześć – wychrypiał
kusząco całując ją przy tym w kącik ust. Uśmiechnęła się
nieznacznie. Ah, tak. Delikatny i uroczy Pascal – prawdziwy
francuz. Aż dziw, że temu eleganckiemu dżentelmenowi podobała się
kobieta tak naburmuszona jak ona. W dodatku pełna tatuaży,
kolczyków, zawsze mocno umalowana, no i z małym wzbogaceniem.
Była przecież samotną matką!
-Cześć Pascal – mruknęła
nieco zamroczona jego słodyczą – Mama chce Cię zaprosić na
kawę, ale mi się już spieszy na dyżur. Innym razem okej?
Wpuściła go do środka.
Przy okazji szukając swojego płaszcza i wsuwając na stopy trampki.
Skierowała się do salonu gdzie jej mały aniołek, siedział na
kolanach mamusi i wspólnie czytały książeczkę. Pascal
podążył za nią, Jesa podskoczyła na jego widok uśmiechnięta i
klasnęła w dłonie.
-Cześć księżniczko –
pocałował ją w czoło, a następnie ucałował dłoń babci Nadii
– Witam.
-Jak zwykle czarujący
Pascal – uśmiechnęła się radośnie – Ty również masz
dziś dyżur?
Pokiwał głową.
Pascal Nais był ordynatorem
na dziale ortopedii, a przy okazji świetnym specjalistą. W szpitalu
uchodził za naprawdę doświadczonego, a pracował tam już od
blisko dziesięciu lat. No i przy okazji kochały się w nim
wszystkie pacjentki i pielęgniarki.
-Musimy się zbierać –
Przerwała ich rozmowę – Naprawdę muszę już iść. Wpadnę po
małą wieczorem, okej?
-Idź, Idź.
Wychodząc z domu, Pascal
delikatnie ujął jej rękę, powodując, że dziwne ciepło rozlało
się po jej ciele.
-Cieszę się, że znowu Cię
widzę – usłyszała jego cichy szept kiedy tylko wsiedli do
samochodu, oraz poczuła delikatny pocałunek w policzek. Uśmiechnęła
się delikatnie.
-Takie coś na mnie nie
działa – uśmiechnęła się kpiąco, co jeszcze bardziej go
ucieszyło.
W jednej sekundzie dosięgnął
jej ust, mocno się w nie wpijając. Odwzajemniła pocałunek,
zatracając się delikatnie. Był to może ich czwarty, czy piąty
pocałunek. Nie chciała od razu pchać się w związek, w
szczególności, że nad głową wciąż miała Cesca, ale
potrzebowała tego i nie mogła się oprzeć pokusie.
-Cieszę się, że mam cię
co raz więcej dla siebie – uśmiechnął się delikatnie, kiedy
zajechali na parking szpitala. Pocałowała go jeszcze raz na
dowidzenia.
Zobaczymy – mruknęła wyprzedzając go i idąc na swój oddział.
Zobaczymy – mruknęła wyprzedzając go i idąc na swój oddział.
CESC
Zapukałem do dużych
dębowych drzwi, a chwilę później stanął w nich ojciec
Fonsie. Uśmiechnął się lekko i uścisnął mu rękę. Czuł się
nieco podniesiony na duchu. Ten koleś był naprawdę w porządku i
miał ogromne szczęście, że to on otworzył mu drzwi, a nie matka
dziewczyny. Mimo, ze Fonsie go nie lubiła, jej rodzina była całkiem
miła i gdy tylko młoda lekarka uciekała na swoją zmianę, on miał
czas by zająć się małą.
Wszedł do domu i skierował
się do salonu.
-Cześć Cesc – zawołała
Babcia Nadia. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo
chce przebywać w towarzystwie swojego dziecka, a równie
dobrze wiedziała jaka jest jej córka, dlatego nie miała nic
przeciwko, aby Mała Jesusa widywała się z ojcem. Wiedziała, że
to tylko dla dobra małej – Fonsie daje w kość?
Uśmiechnął się pod nosem
nie mówiąc nic więcej.
Usiadł na dywanie opierając
się o sofę i rozłożył ręce do uścisku. Mała zapiszczała
radośnie i wpadła w jego ramiona.
-Cześć brzdącu! -
zawołał.
Siedział z nią cały
wieczór, ciągle mając na uwadze to, że o dwudziestej, Goyo
kończyła pracę. Był wymęczony, bo mała cały czas ciągnęła
go do zabawy, a chwilę przerwy znalazł jedynie w momencie gdy po
jedzeniu Chus poszła spać. Miał nie całą godzinę dla siebie i
spędził ją w towarzystwie rodziców Fonsie.
-Podobno Fonnie się z kimś
spotyka? - spytał bez ogródek, zajadając się zupą. Matka
dziewczyny kiwnęła głową.
-Wiesz dobrze, że zamęczy
tego faceta – mruknął Pan domu, na co Cesc parsknął śmiechem.
Dobrze to wiedział – Dlatego nie powinno mnie dziwi to, czemu
nadal nie jesteście razem...
-Santiago! - skarciła go
żona.
-No przecież mówię
prawdę! Nie żebym nie chciał, ale sama wiesz jaka jest nasz
córka... A Cesca do niczego nie zmuszam...
Mała zapłakała w
sąsiednim pokoju, na co Fabregas odsunął zupę, ale Nadia dała mu
znać by jadł dalej, a sama poszła po dziecko.
-Nie długo kończę dwa
latka wiesz, tatusiu? - zawołała pojawiając się znowu w kuchni,
niosąc zaspaną Chus na rękach.
-Mamusia – zawołała
Jesusa i przetarła oczka. Fabregas wziął ją na kolanka.
-Jest tu Tatuś –
powiedział – Chcesz troszkę zupy?
Pokręciła głową.
-Be. Mamuuuusia!
-zaśpiewała.
-A powiesz Tata? - zapytał,
na co znowu pokręciła głową.
-Mamuuuusia!
Uśmiechnął się lekko.
Jeśli jego córka będzie podobna do Fonsie to będzie miał
problem. Usłyszał jak ktoś puka do drzwi, a chwilę później
w kuchni wychyliła się głowa Panny Goyo.
-Prę lepiej od Ciebie, Fonsie! - zawołał, trzymając jej słabe ciało na swojej piersi - Dawaj, dawaj!
Lekarze nerwowo kręcili się, a następnie w jakimś ogólnym zdenerwowaniu nawoływali do siebie.
-Co się dzieje? - zawołała brunetka, a lekarka podała jej znieczulenie.
-Mamy komplikacje Pani Goyo, za długo pani przetrzymywała dziecko. Musi je Pani w końcu urodzić inaczej nie przywrócimy mu oddechu.
Złapał ją mocniej za ramiona, zamykając w żelaznym uścisku ramion.
-Dawaj Fonsie, dawaj...
Chwilę później, dostrzegł, że lekarze zawijają maleństwo w ręcznik, a następnie przechodzą na drugą część sali, odcinając ich zupełnie od niemowlęcia.
-Co się dzieje - łkała Fonsie, a on starał się ją uspokoić, kołysząc ją w ramionach.
-Wszystko będzie dobrze Mała. Słyszysz?
I po raz pierwszy w życiu modlił się z całego serca. Modlił się aby w końcu usłyszeć ten dziecięcy płacz, który oznaczałby, że serduszko tej małej istotki będzie dla nich biło.
FONSIE
Delikatnie pocałował ją
na dobranoc. Odpięła pas i odwzajemniła pocałunek. Delikatnie
muskał jej usta.
-Muszę lecieć –
uśmiechnęła się lekko do Pascala, po czym wyskoczyła z auta.
Wywróciła oczami. Cały Pascal. Mimo że naprawdę go lubiła,
nie chciała dawać mu żadnych złudnych nadziei. Nie miała jeszcze
pewności, czy chce pakować się w kolejny związek.
Skierowała się w stronę
domu, a następnie od razu wparowała do środka.
-Gdzie moja mała
księżniczka – zawołała radośnie wkraczając do kuchni gdzie
najwyraźniej wszyscy zabawiali jej pociechę. Jakież było jej
zdziwienie gdy przy stole zastała oprócz rodziców i
małej również Francesca. Jesa podskoczyła radośnie,
zaskoczyła z jego kolan i z piskiem skoczyła jej na ręce.
-Czy ja o czymś nie wiem? -
spytała, marszcząc brwi, a Cesc spojrzał na jej matkę.
-Czego masz nie wiedzieć.
Cesc przyszedł do Małej. Wspaniale się nią opiekuje! - zawołała
matka.
-Super – burknęła,
siadając przy stole – Rozumiem, że skoro tak świetnie się
dogadujecie robi to znacznie częściej niż mi się wydaje?
Cisza przy stole
potwierdziła jedynie jej domysły.
-Super – powtórzyła
jedynie.
-Podwiozę Cię do domu
okej? - zaproponował, na co przystanęła, bo i tak nie miała
innego pomysłu na powrót do domu, jak taksówka.
Pożegnawszy się z rodziną
skierowali się do auta, gdzie usadzili Jesę, na siedzonku, które
Cesc zamontował dla niej już dawno temu.
Usłyszeli nagły płacz, a Fonsie zatrzęsła się z nerwów. Pochylił się nad nią i pocałował w czoło.
-Jest, jest...
Minęły chyba wieki, kiedy lekarz ponownie pojawił się przy nich, niosąc na rękach małe zawiniątko.
-Przepraszam, że tyle to trwało - uśmiechnął się lekko - Ale to chyba Państwa. Położył zawiniątko na jej piersi.
-Macie państwo śliczną córkę - powiedział ciszej.
-Dziewczynka - wyszeptał Cesc - Mam córkę...
-Masz idioto... Masz...
Delikatnie pocałowała maleństwo w głowę.
-Boże, tak się cieszę, że nic jej nie jest... Jak ją nazwiemy?
Usłyszeli nagły płacz, a Fonsie zatrzęsła się z nerwów. Pochylił się nad nią i pocałował w czoło.
-Jest, jest...
Minęły chyba wieki, kiedy lekarz ponownie pojawił się przy nich, niosąc na rękach małe zawiniątko.
-Przepraszam, że tyle to trwało - uśmiechnął się lekko - Ale to chyba Państwa. Położył zawiniątko na jej piersi.
-Macie państwo śliczną córkę - powiedział ciszej.
-Dziewczynka - wyszeptał Cesc - Mam córkę...
-Masz idioto... Masz...
Delikatnie pocałowała maleństwo w głowę.
-Boże, tak się cieszę, że nic jej nie jest... Jak ją nazwiemy?
Zajęła miejsce obok
kierowcy.
-Będziesz się teraz do
mnie nie odzywać? - spytał, gdy tylko ruszyli, na co ona wzruszyła
ramionami. Zajechali pod jej klatkę schodową kwadrans później.
Zerknęła na małą która już zasnęła – Wezmę ją.
Fabregas wziął małą na
ręce i wspólnie skierowali się do bloku. Gdy tylko weszli do
mieszkania, skierowali się do salonu gdzie w roku pokoju ustawione
było małe łóżeczko w którym spała Mała.
Przebudziła się na sekundkę i spojrzała na nich.
-Tataaa – zapiszczała, a
Fonsie poczuła jak robi jej się gorąco. Spojrzała na Cesca, który
również wpatrywał się w swoją córkę. Uśmiechnęła
się delikatnie. Na to czekał tyle czasu. Mała ponownie usnęła
pod dotykiem jej ręki, co w końcu skwitowała cichym westchnięciem.
Odsunęła się od łóżeczka.
-Chcesz herbaty? - spytała
kierując się do kuchni. Zapaliła światło, a ciemne mieszkanie
oblało się ciepłym blaskiem. Pokiwał przecząco głową.
-Słyszałaś? Powiedział w
końcu... - jęknął nadal zafascynowany tym co usłyszał.
-Tato? - spytała, nieco
rozbawiona. Podobnie czuła się gdy jakiś czas temu powiedziała
„Mama” - Nie, nie... musiało ci się przesłyszeć.
Posłała mu kpiący
uśmiech.
-To jak? Chcesz coś do
picia? - spytała, ale nie dostała odpowiedzi. Odwróciła się
w jego stronę, ale napotkała jedynie jego umięśnioną klatkę tuż
przed własnym nosem. Piłkarz pochylił się lekko i wpił w jej
usta. I albo pomieszało jej się w głowie, albo po po prostu zbyt
długo czekała na ten pocałunek.
__________________________________________
Jestem, jestem ;)
Mała, pojawiła się w bohaterach ;)
Mała, pojawiła się w bohaterach ;)
Fajnie, że dodałaś nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten przeskok i 'wspominki' z porodu!
Końcówka interesująca! Już chcę kolejny! :)
No to przyśpieszyłaś akcję. Jesa to już nawet duża dziewczynka. Jeśli będzie ją wychowywała tylko Fonsie to wyrośnie z niej taka sama paskuda, jak jej matka. Końcówka jest mega słodka. Mam nadzieję, że wkrótce przestanie być taka niemiła dla Cesca. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńcudownie
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Pascal nie jest nikim ważnym dla Fonsie, w przeciwieństwie do Cesca. Tylko ona, uparta, nie chce się do tego sama przed sobą przyznać ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział 9 na www.el--tiempo--de--ti.blogspot.com :)
Usuń