środa, 27 listopada 2013

Witaj na świecie Mała

PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ

MUSIC

FONSIE
Podniosła się z kanapy słysząc płacz małej. W kilka sekund znalazła się w swojej sypialni, dochodząc małe łóżeczko ulokowane w rogu pokoju.
-Cześć księżniczko – uśmiechnęła się lekko, biorąc na ręce swoją córeczkę – Wyspałaś się?
Mała pokiwała główką i uśmiechnęła się sennie.
Obie skierowały się do kuchni, gdzie przygotowała dla córki śniadanko. Gdzieś w salonie rozdzwonił się jej telefon.
-Halo? - odebrała chwilę później dostrzegając na wyświetlaczu imię matki.
-Jak moja najpiękniejsza wnusia? - usłyszała radosny głos dumnej babci.
-Właśnie wstałyśmy – uśmiechnęła się lekko – I jemy śniadanko.
-Może byście wpadły dziś do nas? Będą dzieciaki?
-To nie głupi pomysł – przytaknęła. Jej rodzina stała się swojego rodzaju odskocznią, kiedy tylko mogli, pomagali jej z małą i pozwalali jej na chwilę tylko dla siebie.
-W takim razie czekam! - zawołała Pani Goyo i pożegnała się.
Nie dane jej było nic zrobić, bo chwilę później ktoś zapukał do drzwi. W wejściu dostrzegła piłkarza. Zmarszczyła brwi, nieco zaskoczona tym widokiem. Ostatni raz bruneta widziała jakiś czas temu.
-Cześć – powiedział nieco zaspany – Już jestem.
Uniosła brwi wysoko do góry.
-Czekaj, czekaj... Byliśmy umówieni ostatni raz... jakiś miesiąc temu, tak?
Spojrzała na niego znacząco, ale nadal nie pozwoliła mu przejść przez próg mieszkania.
-Jaja sobie ze mnie robisz?
Posłała mu mordercze spojrzenie.
-Daj spokój, chce ją zobaczyć! - mruknął umęczony – Ciężko pracowałem, miałem wiele na głowie...
-Zarzekałeś się kiedyś, że ty sam wychowasz dziecko. Chcesz mi powiedzieć, że co byś teraz, w ciągu tych trzech miesięcy z nią zrobił? Wsadził do walizki?
-Ma też twoją opiekę.
-Ma tylko moją opiekę – poprawiła go – I mojej rodziny.
Posłał jej złe spojrzenie.
-Jesteś uparta jak zawsze – mruknął zirytowany – Mogę wejść?
-Nie – stanęła murem. Miała dosyć funkcjonowania na zasadzie wolnej Amerykanki. Cesc myślał sobie zbyt wiele. Potrafił nie zajmować się nią wcale, a nagle pojawiać się po kilku miesiącach i chcieć się z nią zobaczyć.

Miała szczęście, że jej przyjaciele nie należeli do idiotów. Chwilę po tym jak zadzwoniła do Carloty, ona i Fabregas pojawili się w drzwiach jej pokoju hotelowego. 
-Ćśśśś... - blondynka głaskała ją czule po ramieniu - Wszystko będzie dobrze...
-To za wcześnie... Ósmy miesiąc - zawołała czując nowy skurcz. 
Fabregas złapał ją pod ramię.
-Carlota biegnij do recepcji niech podstawią auto. 
-Nie chcę teraz rodzić...

-Chcesz ją zobaczyć? - spytała na co on tylko pokiwał głową – A czemu nie chcesz pozmieniać jej pieluch? Powstawać w nocy? Zrobić jej jedzenia, umyć ją, uczesać... A może nauczyć mówić tata?
Posłała mu zirytowane spojrzenie.
-Mammmaaaaa! - usłyszeli głośne wołanie małej, na co obydwoje skierowali się do kuchni gdzie ich córka komunikowała właśnie, że się najadła. Fabregas wyjął ją z fotelika, ale Fonsie szybko mu ją odebrała.
Mieszkała w małym mieszkaniu. Cesc co prawda dopomagał jej finansowo, ale życie w takim małym mieszkaniu powodowało, że wszędzie leżały pieluchy, smoczki, butelki i inne rzeczy. Całe czterdzieści metrów kwadratowych żyło życiem dziecka.
-Cześć Mała! - zawołał tatuś, wędrując w każdą stronę za Paniami – Gdzie ją zabierasz?
-Do rodziców. Mam dzisiaj dyżur – odpowiedziała zniesmaczona. Jakiś czas temu udało jej się wrócić do pracy, ale trudno było jej godzić obowiązki matki z pracą.
-Mogę się nią zająć – powiedział nieco ciszej, gdy spakowała już małą i gotowe do drogi wspólnie wyszli z mieszkania.
-Posłuchaj. Skoro nie jesteś w stanie zapewnić jej pełnej opieki, musisz zadowolić się jedynie widywaniem. Chociaż z tego co widzę, nie robi ci to żadnej większej różnicy...
Zapakowała Małą do samochodu.
Wpatrywał się w nią zaskoczony. Najwyraźniej powiedziała mu dosadnie to co chciała.
-Mogę jechać z wami? - spytał nagle, nieco ją tym przytłaczając.
-Eeee... nie – odpowiedziała szybko.
-Bo?
-Bo nie będę tam sama – posłała mu znaczące spojrzenie i wsiadła do samochodu.
-Chus jest też moją córką – Zatrzymał ją jeszcze nim odpaliła samochód, ale Fonnie posłała mu zirytowane spojrzenie.
-Ona ma na imię Jesusa! Po prostu Jesusa!

-Przyj kochanie, przyj!
-Nie mów do mnie kochanie idioto! Sam przyj! Co ty tu w ogóle robisz!
-Fonsie, weź już się zamknij. Urodzisz to dziecko kiedyś?
Naburmuszyła się i zwinęła nadal nie chcąc rozpocząć akcji porodowej. 
-Ona wstrzymuje dziecko, to może spowodować komplikacje.
-Słyszysz? Jak nie zaczniesz przeć dziecko się poddusi. Musimy mu pomóc! 
Brunetka zapłakała rzewnie. 
-No choć skarbie. Zrobimy to razem... 
-To boli, nie chcę już urodzić tego dziecka...
-No i co, będziesz nosić je wiecznie? No dawaj, możesz nawet na mnie pokrzyczeć! - zawołał po czym złapał ją za ramiona - No dalej przesuń się, kobieto.
-Co ty wyprawiasz? - zawołała gdy tylko wpakował się na fotel, tuż za nią i przytulił ją do siebie. 
-Rodzę - parsknął śmiechem. 
-Idiota!

CESC

O ile dobrze zrozumiał, Fonsie miała chłopaka. Mógłby się tego spodziewać, gdyby nie fakt, że już jakiś czas temu, mocno się do niej przywiązał. Może i była nie miła i charakterna. Może go nie znosiła i często dawała mu w kość, ale cholernie go intrygowała. Była nieziemsko seksowna. Nie była pusta, ale za to strasznie nieosiągalna, od kiedy doszło do tego, że wpadli. Mógłby powiedzieć, że trochę go omotała, chociaż najprawdopodobniej wcale nie miała takiego zamiaru. On sam zresztą nie przypuszczał co by kiedy kolwiek myśleć o związku z nią, ale takie i inne sprawy same doprowadziły do tego, że dużą część spędzali wspólnie. Kiedyś.
Obecnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy zaniedbał sprawę, ale od teraz zaplanował każdą wolną chwilę poświęcić Fonsie i Chus. Jego malutkiej córeczce.
Obrał szybki kurs na dom Carloty, dając jej wcześniej znać, że wpadnie.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że Fonsie się z kimś spotyka? - spytał gdy tylko rozsiadł się na kanapie.
-Bo byś tą osobę zabił szybciej niż myślisz? - posłała mu kpiący uśmieszek.
-To nie jest Twój brat co? -spytał, a ona sama uśmiechnęła się nieznacznie.
-Nie! - jęknął znacząco.
-No nie, nie! - przytaknęła – Wiem, że kiedyś będziecie razem, więc nie pozwoliłabym na to, żeby mój brat był pokrzywdzony w tym układzie.
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Co się gapisz? - uśmiechnęła się pod nosem – Fonsie ma paskudny charakter. Jest nieodpowiedzialna i zapatrzona w siebie, a taki charakter musi poskromić jedynie prawdziwy facet.
-Nie wiem czy, aż tak mi to schlebia. To jak powiesz mi kto to?
Uśmiechnęła się cwanie.
-To nie jest dobry pomysł. Zresztą nie znasz go, ale ma dosyć duże wzięcie u swoich pacjentek.
-A więc to lekarz?
-Kurde – westchnęła.
Podrapał się po brodzie.
-No dobra, to jej kolega z pracy. Ale, nie są razem. Fonsie nie trawi facetów, więc jakakolwiek próba zbliżenia się do niej to męka.
Przytaknął. Coś o tym wiedział.
-Ale ciebie czeka ciężka batalia. Masz jeszcze jedną duszyczkę do uwiedzenia.
-Z Chus pójdzie łatwo. To przekupna bestia – uśmiechnął się pod nosem.
-Była kiedyś, gdy machało się jej chrupkami przed nosem. Teraz to mała paskudka jak jej mamusia.

FONSIE

Usłyszała pukanie do drzwi i przewróciła oczami. Podała matce małą Jesę i skierowała się w stronę przedpokoju.
-Zaproś go do środka. Może napije się kawy.
-Mamo, idę do pracy! - jęknęła znudzona, otwierając drzwi. Na wprost niej stał Pascal, uśmiechnięty od ucha do ucha, mężczyzna w sile wieku. Nie była pewna, ale prawdopodobnie był tuż przed czterdziestką. Najwyraźniej jednak sobie ją upodobał, ponieważ od kilku już miesięcy niestrudzenie próbował zawrócić jej w głowie. I jak na złość, co raz bardziej mu się to udawało.
-Cześć – wychrypiał kusząco całując ją przy tym w kącik ust. Uśmiechnęła się nieznacznie. Ah, tak. Delikatny i uroczy Pascal – prawdziwy francuz. Aż dziw, że temu eleganckiemu dżentelmenowi podobała się kobieta tak naburmuszona jak ona. W dodatku pełna tatuaży, kolczyków, zawsze mocno umalowana, no i z małym wzbogaceniem. Była przecież samotną matką!
-Cześć Pascal – mruknęła nieco zamroczona jego słodyczą – Mama chce Cię zaprosić na kawę, ale mi się już spieszy na dyżur. Innym razem okej?
Wpuściła go do środka. Przy okazji szukając swojego płaszcza i wsuwając na stopy trampki. Skierowała się do salonu gdzie jej mały aniołek, siedział na kolanach mamusi i wspólnie czytały książeczkę. Pascal podążył za nią, Jesa podskoczyła na jego widok uśmiechnięta i klasnęła w dłonie.
-Cześć księżniczko – pocałował ją w czoło, a następnie ucałował dłoń babci Nadii – Witam.
-Jak zwykle czarujący Pascal – uśmiechnęła się radośnie – Ty również masz dziś dyżur?
Pokiwał głową.
Pascal Nais był ordynatorem na dziale ortopedii, a przy okazji świetnym specjalistą. W szpitalu uchodził za naprawdę doświadczonego, a pracował tam już od blisko dziesięciu lat. No i przy okazji kochały się w nim wszystkie pacjentki i pielęgniarki.
-Musimy się zbierać – Przerwała ich rozmowę – Naprawdę muszę już iść. Wpadnę po małą wieczorem, okej?
-Idź, Idź.
Wychodząc z domu, Pascal delikatnie ujął jej rękę, powodując, że dziwne ciepło rozlało się po jej ciele.
-Cieszę się, że znowu Cię widzę – usłyszała jego cichy szept kiedy tylko wsiedli do samochodu, oraz poczuła delikatny pocałunek w policzek. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Takie coś na mnie nie działa – uśmiechnęła się kpiąco, co jeszcze bardziej go ucieszyło.
W jednej sekundzie dosięgnął jej ust, mocno się w nie wpijając. Odwzajemniła pocałunek, zatracając się delikatnie. Był to może ich czwarty, czy piąty pocałunek. Nie chciała od razu pchać się w związek, w szczególności, że nad głową wciąż miała Cesca, ale potrzebowała tego i nie mogła się oprzeć pokusie.
-Cieszę się, że mam cię co raz więcej dla siebie – uśmiechnął się delikatnie, kiedy zajechali na parking szpitala. Pocałowała go jeszcze raz na dowidzenia.
Zobaczymy – mruknęła wyprzedzając go i idąc na swój oddział.

CESC

Zapukałem do dużych dębowych drzwi, a chwilę później stanął w nich ojciec Fonsie. Uśmiechnął się lekko i uścisnął mu rękę. Czuł się nieco podniesiony na duchu. Ten koleś był naprawdę w porządku i miał ogromne szczęście, że to on otworzył mu drzwi, a nie matka dziewczyny. Mimo, ze Fonsie go nie lubiła, jej rodzina była całkiem miła i gdy tylko młoda lekarka uciekała na swoją zmianę, on miał czas by zająć się małą.
Wszedł do domu i skierował się do salonu.
-Cześć Cesc – zawołała Babcia Nadia. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo chce przebywać w towarzystwie swojego dziecka, a równie dobrze wiedziała jaka jest jej córka, dlatego nie miała nic przeciwko, aby Mała Jesusa widywała się z ojcem. Wiedziała, że to tylko dla dobra małej – Fonsie daje w kość?
Uśmiechnął się pod nosem nie mówiąc nic więcej.
Usiadł na dywanie opierając się o sofę i rozłożył ręce do uścisku. Mała zapiszczała radośnie i wpadła w jego ramiona.
-Cześć brzdącu! - zawołał.
Siedział z nią cały wieczór, ciągle mając na uwadze to, że o dwudziestej, Goyo kończyła pracę. Był wymęczony, bo mała cały czas ciągnęła go do zabawy, a chwilę przerwy znalazł jedynie w momencie gdy po jedzeniu Chus poszła spać. Miał nie całą godzinę dla siebie i spędził ją w towarzystwie rodziców Fonsie.
-Podobno Fonnie się z kimś spotyka? - spytał bez ogródek, zajadając się zupą. Matka dziewczyny kiwnęła głową.
-Wiesz dobrze, że zamęczy tego faceta – mruknął Pan domu, na co Cesc parsknął śmiechem. Dobrze to wiedział – Dlatego nie powinno mnie dziwi to, czemu nadal nie jesteście razem...
-Santiago! - skarciła go żona.
-No przecież mówię prawdę! Nie żebym nie chciał, ale sama wiesz jaka jest nasz córka... A Cesca do niczego nie zmuszam...
Mała zapłakała w sąsiednim pokoju, na co Fabregas odsunął zupę, ale Nadia dała mu znać by jadł dalej, a sama poszła po dziecko.
-Nie długo kończę dwa latka wiesz, tatusiu? - zawołała pojawiając się znowu w kuchni, niosąc zaspaną Chus na rękach.
-Mamusia – zawołała Jesusa i przetarła oczka. Fabregas wziął ją na kolanka.
-Jest tu Tatuś – powiedział – Chcesz troszkę zupy?
Pokręciła głową.
-Be. Mamuuuusia! -zaśpiewała.
-A powiesz Tata? - zapytał, na co znowu pokręciła głową.
-Mamuuuusia!
Uśmiechnął się lekko. Jeśli jego córka będzie podobna do Fonsie to będzie miał problem. Usłyszał jak ktoś puka do drzwi, a chwilę później w kuchni wychyliła się głowa Panny Goyo.



-Prę lepiej od Ciebie, Fonsie! - zawołał, trzymając jej słabe ciało na swojej piersi - Dawaj, dawaj!
Lekarze nerwowo kręcili się, a następnie w jakimś ogólnym zdenerwowaniu nawoływali do siebie.
-Co się dzieje? - zawołała brunetka, a lekarka podała jej znieczulenie. 
-Mamy komplikacje Pani Goyo, za długo pani przetrzymywała dziecko. Musi je Pani w końcu urodzić inaczej nie przywrócimy mu oddechu. 
Złapał ją mocniej za ramiona, zamykając w żelaznym uścisku ramion. 
-Dawaj Fonsie, dawaj... 
Chwilę później, dostrzegł, że lekarze zawijają maleństwo w ręcznik, a następnie przechodzą na drugą część sali, odcinając ich zupełnie od niemowlęcia. 
-Co się dzieje - łkała Fonsie, a on starał się ją uspokoić, kołysząc ją w ramionach.
-Wszystko będzie dobrze Mała. Słyszysz? 
I po raz pierwszy w życiu modlił się z całego serca. Modlił się aby w końcu usłyszeć ten dziecięcy płacz, który oznaczałby, że serduszko tej małej istotki będzie dla nich biło. 

FONSIE
Delikatnie pocałował ją na dobranoc. Odpięła pas i odwzajemniła pocałunek. Delikatnie muskał jej usta.
-Muszę lecieć – uśmiechnęła się lekko do Pascala, po czym wyskoczyła z auta. Wywróciła oczami. Cały Pascal. Mimo że naprawdę go lubiła, nie chciała dawać mu żadnych złudnych nadziei. Nie miała jeszcze pewności, czy chce pakować się w kolejny związek.
Skierowała się w stronę domu, a następnie od razu wparowała do środka.
-Gdzie moja mała księżniczka – zawołała radośnie wkraczając do kuchni gdzie najwyraźniej wszyscy zabawiali jej pociechę. Jakież było jej zdziwienie gdy przy stole zastała oprócz rodziców i małej również Francesca. Jesa podskoczyła radośnie, zaskoczyła z jego kolan i z piskiem skoczyła jej na ręce.
-Czy ja o czymś nie wiem? - spytała, marszcząc brwi, a Cesc spojrzał na jej matkę.
-Czego masz nie wiedzieć. Cesc przyszedł do Małej. Wspaniale się nią opiekuje! - zawołała matka.
-Super – burknęła, siadając przy stole – Rozumiem, że skoro tak świetnie się dogadujecie robi to znacznie częściej niż mi się wydaje?
Cisza przy stole potwierdziła jedynie jej domysły.
-Super – powtórzyła jedynie.
-Podwiozę Cię do domu okej? - zaproponował, na co przystanęła, bo i tak nie miała innego pomysłu na powrót do domu, jak taksówka.
Pożegnawszy się z rodziną skierowali się do auta, gdzie usadzili Jesę, na siedzonku, które Cesc zamontował dla niej już dawno temu.

Usłyszeli nagły płacz, a Fonsie zatrzęsła się z nerwów. Pochylił się nad nią i pocałował w czoło.
-Jest, jest...
Minęły chyba wieki, kiedy lekarz ponownie pojawił się przy nich, niosąc na rękach małe zawiniątko. 
-Przepraszam, że tyle to trwało - uśmiechnął się lekko - Ale to chyba Państwa. Położył zawiniątko na jej piersi. 
-Macie państwo śliczną córkę - powiedział ciszej.
-Dziewczynka - wyszeptał Cesc - Mam córkę...
-Masz idioto... Masz... 
Delikatnie pocałowała maleństwo w głowę. 
-Boże, tak się cieszę, że nic jej nie jest... Jak ją nazwiemy?

Zajęła miejsce obok kierowcy.
-Będziesz się teraz do mnie nie odzywać? - spytał, gdy tylko ruszyli, na co ona wzruszyła ramionami. Zajechali pod jej klatkę schodową kwadrans później. Zerknęła na małą która już zasnęła – Wezmę ją.
Fabregas wziął małą na ręce i wspólnie skierowali się do bloku. Gdy tylko weszli do mieszkania, skierowali się do salonu gdzie w roku pokoju ustawione było małe łóżeczko w którym spała Mała. Przebudziła się na sekundkę i spojrzała na nich.
-Tataaa – zapiszczała, a Fonsie poczuła jak robi jej się gorąco. Spojrzała na Cesca, który również wpatrywał się w swoją córkę. Uśmiechnęła się delikatnie. Na to czekał tyle czasu. Mała ponownie usnęła pod dotykiem jej ręki, co w końcu skwitowała cichym westchnięciem. Odsunęła się od łóżeczka.
-Chcesz herbaty? - spytała kierując się do kuchni. Zapaliła światło, a ciemne mieszkanie oblało się ciepłym blaskiem. Pokiwał przecząco głową.
-Słyszałaś? Powiedział w końcu... - jęknął nadal zafascynowany tym co usłyszał.
-Tato? - spytała, nieco rozbawiona. Podobnie czuła się gdy jakiś czas temu powiedziała „Mama” - Nie, nie... musiało ci się przesłyszeć.
Posłała mu kpiący uśmiech.
-To jak? Chcesz coś do picia? - spytała, ale nie dostała odpowiedzi. Odwróciła się w jego stronę, ale napotkała jedynie jego umięśnioną klatkę tuż przed własnym nosem. Piłkarz pochylił się lekko i wpił w jej usta. I albo pomieszało jej się w głowie, albo po po prostu zbyt długo czekała na ten pocałunek.

__________________________________________
Jestem, jestem ;)

Mała, pojawiła się w bohaterach ;)

5 komentarzy:

  1. Fajnie, że dodałaś nowy rozdział!
    Podoba mi się ten przeskok i 'wspominki' z porodu!
    Końcówka interesująca! Już chcę kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to przyśpieszyłaś akcję. Jesa to już nawet duża dziewczynka. Jeśli będzie ją wychowywała tylko Fonsie to wyrośnie z niej taka sama paskuda, jak jej matka. Końcówka jest mega słodka. Mam nadzieję, że wkrótce przestanie być taka niemiła dla Cesca. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że Pascal nie jest nikim ważnym dla Fonsie, w przeciwieństwie do Cesca. Tylko ona, uparta, nie chce się do tego sama przed sobą przyznać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na rozdział 9 na www.el--tiempo--de--ti.blogspot.com :)

      Usuń

Obserwatorzy


W oczekiwaniu na szablon