niedziela, 10 listopada 2013

TYDZIEŃ 35

FONSIE

Wytrwale próbowała dotrzymać kroku Carlesowi który chyba jeszcze nie zauważył, że za nim nie nadąża. Wytrwale dreptała tuż za nim starając się nie zgubić w tłumie ludzi. Na lotnisku panował istny chaos. Dopiero po chwili dostrzegła resztę naszej wycieczki. Było jej źle i nie wygodnie. Brzuch co raz częściej utrudniał jej poruszanie się, a obecnie, czarna koszulka gunsów przylepiała się jej do ciała.
-Matko Carles! - zawołała Carlota widząc wypieki które wymalowały się na jej policzkach i fakt, że łapała oddech jak szalona – Zapomniałeś, że jest z tobą Fonsie?
Chłopak odwrócił się po czym otworzył oczy ze zdziwienia.
-O kurde. Było powiedzieć, że pędzę.
Brunetka pokiwała jedynie głową dając mu znać że wszystko gra. Od razu skierowała się w stronę miejsca siedzącego. Obok już siedziała Shakira oraz Gerard, a kawałek dalej Cesc Fabregas.
-Fonsie, nie wiem czy mieliście okazję się poznać – Gerard zwrócił się do niej.
-To Shakira.
Uśmiechnęła się szeroko.
-Wiem – dziewczyna pokazała język – Ja jestem Fonsie. Jestem przyjaciółką Carloty.
-I jesteś w ciąży! - zawołała blondynka, a Fonsie się uśmiechnęłam. Doskonale wiedziała, że kolumbijska piosenkarka sama jakiś czas temu urodziła chłopca. Sam fakt zresztą, że właśnie siedziała obok niej strasznie ją również peszył. Co jak co, ale była to sława na skalę światową.
-Znasz już płeć?
Pokiwała głową.
-Podobno to dziewczynka – przytaknęła. Nie było im długo razem gadać. W hali wywołali ich lot.
W samolocie zajęła miejsce obok Carloty i Carlesa. Pierwsze co zrobiła to założyła słuchawki na uszy. Nie lubiła latać samolotem, bo przyprawiało ją to o mdłości, a dodatkowo w jej stanie, miała wrażenie, że jest gotowa urodzić w każdym momencie.
Samolot wylądował w Lizbonie półtorej godziny później. Przez całą podróż nie mogła zasnąć przez co teraz czuła się umęczona. To nie jej wina, że tak, źle reagowała.
Carlos uprzejmie ciągnął jej walizkę. Przez całą drogę nie zamieniła nawet słowa z Fabregasem i wbrew pozorom bardzo dobrze się z tym czuła.
W szybkim tempie udało im się dotrzeć do eleganckiego małego hotelu. Zdecydowali się na odrobinę prywaty. W dużym, publicznym hotelu zrobili by za dużo hałasu, a teraz było im to najmniej potrzebne.
-Rezerwacja na nazwisko Puyol – zwróciła się do młodego recepcjonisty Carlota, uśmiechając się zalotnie. Chłopak, nieco zestresowany gośćmi, zrobił się czerwony.
-Owszem, owszem. Trzy dwójki – potwierdził.
Nachyliła się do przyjaciółki.
-Stop – westchnęła. Nie chciała nękać dziewczyny. Kobieta w ciąży ma swoje potrzeby i specyfiki więc wolała oszczędzić tego Carlocie. Jeszcze się dziewczyna zniechęci. Czarne pasmo włosów przykleiło się jej do rozgrzanej skóry.
-Ja poproszę o jedynkę – zwróciła się do recepcjonisty.
-Dajże spokój Fonnie... - zaśmiała się Carl, na co zgromiła ją wzrokiem.
-Wierz mi – wskazała na swój ogromny brzuch – Chcesz być jeszcze matką w przyszłości...
Jak postanowiła, tak zrobili. Jedyny nie pocieszający ich fakt był taki, że zmiana pokoi wiązała się z całym korytarzem do pokonania. Fabregas złapał za jej walizkę.
-Zaniosę.
-To walizka na kółkach idioto – warknęła w jego stronę chwytając za rączkę i wyciągając ją, dzięki czemu spokojnie mogła sama prowadzić swój dobytek.
Mężczyzna wywrócił oczami, po czym wyminął ją i poszedł przodem. Spojrzała na roześmiane rodzeństwo Puyol. Podniosła palec dając im reprymendę.
-Pamiętajcie, że sami sobie zgotowaliście taki los, biorąc na wycieczkę kobietę w ósmym miesiącu ciąży.

Podobno uprzykrzała życie innym. Tak przynajmniej wielokrotnie słyszała, ale jej egoizm najwyraźniej nie brał tego na poważnie. Nie miała siły na zwiedzanie, tak jak to zaplanowała reszta wycieczki. Tachała ze sobą ogromny bęben i jak gdyby nikt nie zauważył był on obecnie ogromny tak bardzo, że mógłby stanowić drugą taką jak ona. Po szybkim prysznicu szybko postanowiła przebrać się w bikini.
-SZLAG! - jęknęła żałośnie, gdy nasunęła na siebie czarny komplet. Miała ochotę usiąść i się rozpłakać kiedy to dwie małe miseczki ledwo zasłoniły jej piersi.
Zupełnie o tym zapomniała!
Nie pocieszona nasunęła na siebie długą sukienkę boho i wsunęła na stopy japonki. W ciągu kilku ostatnich miesięcy wręcz ubóstwiała te buty chociaż na wędrówki po Barcelonie spisywały się raczej słabo na obecną chwilę.
Skierowała się w stronę basenu, a także barku znajdującego się zaraz obok. Zamówiwszy sobie bezalkoholowy napój zajęła strategiczne miejsce w cieniu parasola. Nasunęła na nos okulary, a w uszy wsunęła słuchawki. Nie minęła godzina a ktoś brutalnie wyrwał ją z leniuchowania.
Podskoczyła jak oparzona dostrzegając okropną gębę Fabregasa.
-Nie krzyw tej pięknej buźki, bo ci tak zostanie – zawołał. Ściągnęła okulary i zlustrowała go wzrokiem. Chwilę później dostrzegła zmierzających w ich stronę rodzeństwo Puyol, a także parę Pique.
-Przejdzie, jak znajdą odpowiednie antidotum na twoje skrzywienie – mruknęła po czym momentalnie uśmiechnęła się do reszty.
-Zołza – usłyszała jeszcze, chwilę później.
-Frajer – mruknęła, na co uszczypnął ją w udo.
-Ała! - zawołał zwracając na siebie uwagę innych ludzi – Totalnie cię pogrzało?!
-Dzieciaki! - zawołał Carlos stawiając przed nimi talerz z owocami – Zaraz każde pójdzie do konta.
-Dupek – syknęła żarliwie w jego stronę.
-Krowa – zakaszlał Cesc.
Podniosła się do pozycji siedzącej.
-Naprawdę przyszedłeś tu by mi zawracać dupę? Jeśli tak, to z łaski swojej, daruj sobie – fuknęła i upiła łyk napoju. Miała migrenę i głupie sprzeczki nie wchodziły w rachubę.
-Ja już się należałam – mruknęła w odpowiedzi na milczenie piłkarza i zebrała swoje rzeczy. Na odchodnym zwróciła się jeszcze do Carloty – Z tobą mam do pogadania. Widzimy się na obiedzie.
Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Na kolację ubrała się luźniej. Narzuciła na siebie czarną bokserkę odsłaniającą jej tatuaże na rękach, oraz dżinsowe szorty które swoją drogą ledwo co zapięła pod brzuchem. Do tego wsunęła stopy w czarne trampki, a włosy upięła w nienagannego koka.
-O czym chciałaś pogadać? - Carlota dopadła ją jeszcze zanim doszła do windy.
-Nie mam kostiumu! - syknęła jej na ucho, czując jak znowu robi jej się niedobrze.
-Jak to? - blondynka nieco się zdziwiła.
-Tak to – zawołała wskazując na swój brzuch – Niestety, ale nie ogarniam tych zmian.
-Jęknęła wskazując na swoje piersi.
-Ostatnim razem kiedy byłam na plaży miałam dwadzieścia trzy lata i nie ogarnęłam pakując się, że to bikini nawet nie zakryje mi pół cycka!
-Mężczyźni byli by w niebo wzięci! - zachichotała Carlota, ale widząc jej wściekłość szybko się poprawiła – Chcesz to wieczorkiem ci coś znajdziemy.
Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
-Czasem się ciebie boję – mruknęła Puyol.
-I dobrze.

Dotarły na obiad do hotelowej restauracji, by zająć miejsca obok trzech piłkarzy oraz Shakiry. Jakie kolwiek pojawianie się w jej obecności wiązało się z fleszami, lub gronem wielbicieli, ale piosenkarka pozostawała tą samą uroczą Shakirą. Kiedy tylko miała czas rozdawała dzieciakom autografy lub pstrykała zdjęcia, a jeśli nie miała już na to siły prosiła by dali jej po prostu odpocząć w te wakacje. Tłum słuchał jej jak zaczarowany.
Po obiedzie Carlota zarządziła czas tylko dla pań. Pociągnęła je w stronę miasta, by w końcu się zabawić, ale również by potajemnie kupić jej ten nieszczęsny kostium.
O losie! Chciało się jej znowu płakać gdy milionowy kostium nie pasował.
-Może powinnaś wstąpić jednak do tego sklepu na rogu – mruknęła cicho Carlota bojąc się reakcji brunetki. Ta zgromiła ją wściekłym wzrokiem.
-To sklep dla puszystych kobiet głupku – warknęła, dalej przeglądając wieszaki. Chwilę później zza rogu wyłoniła się Shakira.
-Mam! - zawołała machając w naszą stronę eleganckim kompletem. Podskoczyłam uradowana i złapałam z kostium – Idź od razu przymierzyć!
Jak powiedziała tak też zrobiła. Pasował jak ulał. Wychyliła głowę zza zasłonki.
-Gdyby nie fakt, że za trzy miesiące już mi się nie przyda, to mogłabym go już nosić na zawsze.
Dopiero teraz dostrzegła trzech mężczyzn rozwalonych na kanapach razem z Carlotą i Shakirą.
-Zdrajczynie! - krzyknęła chowając się znowu do przebieralni i zmieniając ciuchy.
Wychodząc z środka minęła dziewczyny w towarzystwie piłkarzy i skierowała się prosto do kas.
-Hej Fonsie! - zawołała Carlota.
-Nie rozmawiam z tobą! - jęknęła – po co oni tu przyleźli?
-Oj daruj Fonsie – za jej plecami pojawił się również Cesc – Idziemy gdzieś potańczyć?
Zwrócił się do reszty, na co wszyscy z ochotą przystali.
-Fonsie? - zapytał Carlos gdy ta została w tyle.
-Ja pójdę do hotelu – mruknęła. Nie czuła się najlepiej na taneczne wieczorne show – Może tam sobie coś znajdę dla kobiet w ciąży.
Nie czekała dłużej na reakcję reszty. Zapłaciła i pożegnała się zresztą. Nie miała do nich o nic żalu. Po prostu nie chciała być dla nich piątym kołem u wozu. Gdy tylko doszła do hotelu skierowała się do swojego pokoju. Nie miała zamiaru siedzieć tam cały wieczór więc gdy tylko zostawiła zakupy skierowała się w stronę basenów i barów.

CESC

Nie bawił się zbyt dobrze. Świadomość, że przez niego Fonsie została odsunięta na dalszy tor z ich imprezowego, wakacyjnego życia przyprawiała go o nie mały ból głowy i gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, powiedział, że się źle czuje i idzie do hotelu.
Nie miał serca by dobrze się bawić wiedząc, że brunetka nie może tego robić z nimi tylko dlatego, ze przez niego jest w ciąży.
Wchodząc na szóste piętro skierował się do jej drzwi. Pukał przez chwilę, ale najwyraźniej nie było jej tam gdzie zapowiedziała. Chciał ja znaleźć więc skierował się w stronę kilku restauracji, a następnie nad plażowe bary.
Dostrzegł ją dopiero po pół godzinie. Siedziała przy stoliku zajadając się porcją lodów w pucharku, dyskutując o czymś zawzięcie z dwoma facetami i kobitką. Miała przy tym swój kpiący uśmieszek i minę świadczącą o tym, że znowu się z kimś przekomarza.
Trójka ludzi nie mogła być młodsza od nich. Podszedł w ich okolice. Fonsie wyglądała ślicznie i bardzo naturalnie poza tym zachowywała się całkowicie swobodnie. Zupełnie inaczej niż w jego obecności.
-Cześć – zawołał podchodząc do stolika i witając się z ludźmi.
-No nieee... - obaj chłopaki spojrzeli po sobie – Ty... Ty... jesteś Cesc Fabregas!
Zmarszczył brwi.
-Jak leci? - dosiadł się do ich stolika widząc zirytowany wzrok dziewczyny.
-Słabo od kiedy się pojawiłeś – mruknęła zirytowana nie patrząc nawet w jego stronę.
Złapał za łyżeczkę i poczęstował się lodami z jej pucharku.
-Ej, wy się znacie? - zawołał jeden.
-Cesc, poznaj Joela i Oscara, a to jest Joana. To jest Cesc – mruknęła niewyraźnie, a reszta najwyraźniej mocno się ożywiła faktem, że siedzi obok. Wcale mu to nie zdziwiło. Już przyzwyczaił się do tego, że ludzie tak na niego reagują. Dobrze, że nie ma tu jeszcze Carlesa, Gerarda i Shakiry. To by się dopiero działo.
-O, możemy sobie jeszcze zrobić z tobą zdjęcie? - zawołali radośnie, a on uśmiechnął się lekko.
-Jasne, nie ma sprawy – zgodził się.
Fonsie fuknęła i z wyraźną irytacją podniosła się ze swojego miejsca. Oderwałsię od młodych ludzi i szybko ruszył za nią.
-Ej, co jest no? - złapał ją za ramię, na co szarpnęła się mocno.
-Spadaj – warknęła maszerując przed siebie szybkim krokiem.
-Musimy pogadać, co cię ugryzło? - była wściekła i widział to, ale nie za bardzo wiedział o co chodzi.
-Ty się jeszcze pytasz o co chodzi? Poznaję sobie ludzi, fajnych ludzi i jak zwykle pojawia się gwiazdka piłki nożnej i przyćmiewa cały świat – warknęła wściekła -Spieprzaj z mojego życia. Nienawidzę ciebie, tego że zmarnowałeś mi życie robiąc mi dziecko, a także tej okropnej piłki nożnej! - zawołała marszcząc czoło kierując się w stronę budynków zostawiając go samego.

FONSIE

Była wściekła. Nawet nie miała siły dyskutować na ten temat z tym idiotą. Skierowała się do windy i głęboko odetchnęła. Nie miała ochot zaprzątać sobie głowy gębą Fabregasa. Wyciągnęła z kieszeni torebki kartę magnetyczną i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Czuła się dosyć słabo. Miała ochotę płakać, co nigdy wcześniej jej się nie zdarzało, ale najpewniej była to wina jej ciąży.
Dotknęła okrągłego brzucha siadając na swoim dużym łóżku.
-Nawet nie wiesz jak bardzo tego nie chciałam – mruknęła zrozpaczona – Nie chciałam ciebie i tego idioty, który ma zostać twoim ojcem.
Poczuła jak maleństwo poruszyło się nie znacznie wywołując tym samym dziwny skurcz.
Zmarszczyła brwi nie do końca rozumiejąc co się dzieje, lecz wszystko szybko ustało.
-Hej dzieciątko – pogłaskała się po brzuchu – Chyba nie myślisz o tym by teraz wyjść no nie?
Znowu przeraźliwy skurcz spowodował, że osunęła się na dywan. Złapała za torebkę leżącą nieopodal.
-Halo? - usłyszała radosny głos Carloty.
-Rodzę – jęknęła żałośnie nagle orientując się, że na dywanie pojawiła się mokra plama.
-Nie słyszę cię Fonnie! Wszystko okej?

-Ja rodzę kretynko – zawołała do słuchawki mając ochotę zawyć, aż w końcu nadeszła kolejna fala skurczu.

____________________________________
Ups, trochę się jej pospieszyło. No cóż ;) Wrzuciłam i od razu przepraszam, za to, że tak mieszam czasy, niezbyt wiem czemu tego nie pilnuję :D Ale już będę grzeczna i mam nadzieję, że szczerze dacie o sobie znać pod tym postem! To naprawdę motywuje!

4 komentarze:

  1. O! Tego się nie spodziewałam. Fonsie rodzi! Szkoda, że w takich warunkach! Mam nadzieję, że jej przyjaciele zdążą na czas. Już nie mogę się doczekać reakcji Cesca na wieść, że właśnie został ojcem. Ciekawe, jak sobie poradzą z wychowaniem dziecka. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lekarza, nasza złośnica rodzi! :D
    Zaraz tam pewnie Cesc wpadnie i będzie panikował!
    Czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fonsie rodzi?!
    Lizbona, moje ukochane miasto. Te tańce, zabawy, ludzie, ocean i picie oraz jedzenie...
    Rozmarzyłam się znowu ;]
    Czekam na reakcje Cesca ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. O jej... Żeby ktoś tam szybko do niej dotarł i ani jej, ani małej nic złego się nie stało...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy


W oczekiwaniu na szablon