FONSIE
Wytrwale próbowała dotrzymać
kroku Carlesowi który chyba jeszcze nie zauważył, że za nim
nie nadąża. Wytrwale dreptała tuż za nim starając się nie
zgubić w tłumie ludzi. Na lotnisku panował istny chaos. Dopiero po
chwili dostrzegła resztę naszej wycieczki. Było jej źle i nie
wygodnie. Brzuch co raz częściej utrudniał jej poruszanie się, a
obecnie, czarna koszulka gunsów przylepiała się jej do
ciała.
-Matko Carles! - zawołała Carlota
widząc wypieki które wymalowały się na jej policzkach i
fakt, że łapała oddech jak szalona – Zapomniałeś, że jest z
tobą Fonsie?
Chłopak odwrócił się po czym
otworzył oczy ze zdziwienia.
-O kurde. Było powiedzieć, że pędzę.
Brunetka pokiwała jedynie głową
dając mu znać że wszystko gra. Od razu skierowała się w stronę
miejsca siedzącego. Obok już siedziała Shakira oraz Gerard, a
kawałek dalej Cesc Fabregas.
-Fonsie, nie wiem czy mieliście okazję
się poznać – Gerard zwrócił się do niej.
-To Shakira.
Uśmiechnęła się szeroko.
-Wiem – dziewczyna pokazała język –
Ja jestem Fonsie. Jestem przyjaciółką Carloty.
-I jesteś w ciąży! - zawołała
blondynka, a Fonsie się uśmiechnęłam. Doskonale wiedziała, że
kolumbijska piosenkarka sama jakiś czas temu urodziła chłopca. Sam
fakt zresztą, że właśnie siedziała obok niej strasznie ją
również peszył. Co jak co, ale była to sława na skalę
światową.
-Znasz już płeć?
Pokiwała głową.
-Podobno to dziewczynka –
przytaknęła. Nie było im długo razem gadać. W hali wywołali ich
lot.
W samolocie zajęła miejsce obok
Carloty i Carlesa. Pierwsze co zrobiła to założyła słuchawki na
uszy. Nie lubiła latać samolotem, bo przyprawiało ją to o
mdłości, a dodatkowo w jej stanie, miała wrażenie, że jest
gotowa urodzić w każdym momencie.
Samolot wylądował w Lizbonie półtorej
godziny później. Przez całą podróż nie mogła
zasnąć przez co teraz czuła się umęczona. To nie jej wina, że
tak, źle reagowała.
Carlos uprzejmie ciągnął jej
walizkę. Przez całą drogę nie zamieniła nawet słowa z
Fabregasem i wbrew pozorom bardzo dobrze się z tym czuła.
W szybkim tempie udało im się dotrzeć
do eleganckiego małego hotelu. Zdecydowali się na odrobinę
prywaty. W dużym, publicznym hotelu zrobili by za dużo hałasu, a
teraz było im to najmniej potrzebne.
-Rezerwacja na nazwisko Puyol –
zwróciła się do młodego recepcjonisty Carlota, uśmiechając
się zalotnie. Chłopak, nieco zestresowany gośćmi, zrobił się
czerwony.
-Owszem, owszem. Trzy dwójki –
potwierdził.
Nachyliła się do przyjaciółki.
-Stop – westchnęła. Nie chciała
nękać dziewczyny. Kobieta w ciąży ma swoje potrzeby i specyfiki
więc wolała oszczędzić tego Carlocie. Jeszcze się dziewczyna
zniechęci. Czarne pasmo włosów przykleiło się jej do
rozgrzanej skóry.
-Ja poproszę o jedynkę – zwróciła
się do recepcjonisty.
-Dajże spokój Fonnie... -
zaśmiała się Carl, na co zgromiła ją wzrokiem.
-Wierz mi – wskazała na swój
ogromny brzuch – Chcesz być jeszcze matką w przyszłości...
Jak postanowiła, tak zrobili. Jedyny
nie pocieszający ich fakt był taki, że zmiana pokoi wiązała się
z całym korytarzem do pokonania. Fabregas złapał za jej walizkę.
-Zaniosę.
-To walizka na kółkach idioto –
warknęła w jego stronę chwytając za rączkę i wyciągając ją,
dzięki czemu spokojnie mogła sama prowadzić swój dobytek.
Mężczyzna wywrócił oczami, po
czym wyminął ją i poszedł przodem. Spojrzała na roześmiane
rodzeństwo Puyol. Podniosła palec dając im reprymendę.
-Pamiętajcie, że sami sobie
zgotowaliście taki los, biorąc na wycieczkę kobietę w ósmym
miesiącu ciąży.
Podobno uprzykrzała życie innym. Tak
przynajmniej wielokrotnie słyszała, ale jej egoizm najwyraźniej
nie brał tego na poważnie. Nie miała siły na zwiedzanie, tak jak
to zaplanowała reszta wycieczki. Tachała ze sobą ogromny bęben i
jak gdyby nikt nie zauważył był on obecnie ogromny tak bardzo, że
mógłby stanowić drugą taką jak ona. Po szybkim prysznicu
szybko postanowiła przebrać się w bikini.
-SZLAG! - jęknęła żałośnie, gdy
nasunęła na siebie czarny komplet. Miała ochotę usiąść i się
rozpłakać kiedy to dwie małe miseczki ledwo zasłoniły jej
piersi.
Zupełnie o tym zapomniała!
Nie pocieszona nasunęła na siebie
długą sukienkę boho i wsunęła na stopy japonki. W ciągu kilku
ostatnich miesięcy wręcz ubóstwiała te buty chociaż na
wędrówki po Barcelonie spisywały się raczej słabo na
obecną chwilę.
Skierowała się w stronę basenu, a
także barku znajdującego się zaraz obok. Zamówiwszy sobie
bezalkoholowy napój zajęła strategiczne miejsce w cieniu
parasola. Nasunęła na nos okulary, a w uszy wsunęła słuchawki.
Nie minęła godzina a ktoś brutalnie wyrwał ją z leniuchowania.
Podskoczyła jak oparzona dostrzegając
okropną gębę Fabregasa.
-Nie krzyw tej pięknej buźki, bo ci
tak zostanie – zawołał. Ściągnęła okulary i zlustrowała go
wzrokiem. Chwilę później dostrzegła zmierzających w ich
stronę rodzeństwo Puyol, a także parę Pique.
-Przejdzie, jak znajdą odpowiednie
antidotum na twoje skrzywienie – mruknęła po czym momentalnie
uśmiechnęła się do reszty.
-Zołza – usłyszała jeszcze, chwilę
później.
-Frajer – mruknęła, na co
uszczypnął ją w udo.
-Ała! - zawołał zwracając na siebie
uwagę innych ludzi – Totalnie cię pogrzało?!
-Dzieciaki! - zawołał Carlos
stawiając przed nimi talerz z owocami – Zaraz każde pójdzie
do konta.
-Dupek – syknęła żarliwie w jego
stronę.
-Krowa – zakaszlał Cesc.
Podniosła się do pozycji siedzącej.
-Naprawdę przyszedłeś tu by mi
zawracać dupę? Jeśli tak, to z łaski swojej, daruj sobie –
fuknęła i upiła łyk napoju. Miała migrenę i głupie sprzeczki
nie wchodziły w rachubę.
-Ja już się należałam – mruknęła
w odpowiedzi na milczenie piłkarza i zebrała swoje rzeczy. Na
odchodnym zwróciła się jeszcze do Carloty – Z tobą mam do
pogadania. Widzimy się na obiedzie.
Tak jak powiedziała, tak też zrobiła.
Na kolację ubrała się luźniej. Narzuciła na siebie czarną
bokserkę odsłaniającą jej tatuaże na rękach, oraz dżinsowe
szorty które swoją drogą ledwo co zapięła pod brzuchem. Do
tego wsunęła stopy w czarne trampki, a włosy upięła w
nienagannego koka.
-O czym chciałaś pogadać? - Carlota
dopadła ją jeszcze zanim doszła do windy.
-Nie mam kostiumu! - syknęła jej na
ucho, czując jak znowu robi jej się niedobrze.
-Jak to? - blondynka nieco się
zdziwiła.
-Tak to – zawołała wskazując na
swój brzuch – Niestety, ale nie ogarniam tych zmian.
-Jęknęła wskazując na swoje piersi.
-Ostatnim razem kiedy byłam na plaży
miałam dwadzieścia trzy lata i nie ogarnęłam pakując się, że
to bikini nawet nie zakryje mi pół cycka!
-Mężczyźni byli by w niebo wzięci!
- zachichotała Carlota, ale widząc jej wściekłość szybko się
poprawiła – Chcesz to wieczorkiem ci coś znajdziemy.
Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
-Czasem się ciebie boję – mruknęła
Puyol.
-I dobrze.
Dotarły na obiad do hotelowej
restauracji, by zająć miejsca obok trzech piłkarzy oraz Shakiry.
Jakie kolwiek pojawianie się w jej obecności wiązało się z
fleszami, lub gronem wielbicieli, ale piosenkarka pozostawała tą
samą uroczą Shakirą. Kiedy tylko miała czas rozdawała dzieciakom
autografy lub pstrykała zdjęcia, a jeśli nie miała już na to
siły prosiła by dali jej po prostu odpocząć w te wakacje. Tłum
słuchał jej jak zaczarowany.
Po obiedzie Carlota zarządziła czas
tylko dla pań. Pociągnęła je w stronę miasta, by w końcu się
zabawić, ale również by potajemnie kupić jej ten
nieszczęsny kostium.
O losie! Chciało się jej znowu płakać
gdy milionowy kostium nie pasował.
-Może powinnaś wstąpić jednak do
tego sklepu na rogu – mruknęła cicho Carlota bojąc się reakcji
brunetki. Ta zgromiła ją wściekłym wzrokiem.
-To sklep dla puszystych kobiet głupku
– warknęła, dalej przeglądając wieszaki. Chwilę później
zza rogu wyłoniła się Shakira.
-Mam! - zawołała machając w naszą
stronę eleganckim kompletem. Podskoczyłam uradowana i złapałam z
kostium – Idź od razu przymierzyć!
Jak powiedziała tak też zrobiła.
Pasował jak ulał. Wychyliła głowę zza zasłonki.
-Gdyby nie fakt, że za trzy miesiące
już mi się nie przyda, to mogłabym go już nosić na zawsze.
Dopiero teraz dostrzegła trzech
mężczyzn rozwalonych na kanapach razem z Carlotą i Shakirą.
-Zdrajczynie! - krzyknęła chowając
się znowu do przebieralni i zmieniając ciuchy.
Wychodząc z środka minęła
dziewczyny w towarzystwie piłkarzy i skierowała się prosto do kas.
-Hej Fonsie! - zawołała Carlota.
-Nie rozmawiam z tobą! - jęknęła –
po co oni tu przyleźli?
-Oj daruj Fonsie – za jej plecami
pojawił się również Cesc – Idziemy gdzieś potańczyć?
Zwrócił się do reszty, na co
wszyscy z ochotą przystali.
-Fonsie? - zapytał Carlos gdy ta
została w tyle.
-Ja pójdę do hotelu –
mruknęła. Nie czuła się najlepiej na taneczne wieczorne show –
Może tam sobie coś znajdę dla kobiet w ciąży.
Nie czekała dłużej na reakcję
reszty. Zapłaciła i pożegnała się zresztą. Nie miała do nich o
nic żalu. Po prostu nie chciała być dla nich piątym kołem u
wozu. Gdy tylko doszła do hotelu skierowała się do swojego pokoju.
Nie miała zamiaru siedzieć tam cały wieczór więc gdy tylko
zostawiła zakupy skierowała się w stronę basenów i barów.
CESC
Nie bawił się zbyt dobrze.
Świadomość, że przez niego Fonsie została odsunięta na dalszy
tor z ich imprezowego, wakacyjnego życia przyprawiała go o nie mały
ból głowy i gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja,
powiedział, że się źle czuje i idzie do hotelu.
Nie miał serca by dobrze się bawić
wiedząc, że brunetka nie może tego robić z nimi tylko dlatego, ze
przez niego jest w ciąży.
Wchodząc na szóste piętro
skierował się do jej drzwi. Pukał przez chwilę, ale najwyraźniej
nie było jej tam gdzie zapowiedziała. Chciał ja znaleźć więc
skierował się w stronę kilku restauracji, a następnie nad plażowe
bary.
Dostrzegł ją dopiero po pół
godzinie. Siedziała przy stoliku zajadając się porcją lodów
w pucharku, dyskutując o czymś zawzięcie z dwoma facetami i
kobitką. Miała przy tym swój kpiący uśmieszek i minę
świadczącą o tym, że znowu się z kimś przekomarza.
Trójka ludzi nie mogła być
młodsza od nich. Podszedł w ich okolice. Fonsie wyglądała
ślicznie i bardzo naturalnie poza tym zachowywała się całkowicie
swobodnie. Zupełnie inaczej niż w jego obecności.
-Cześć – zawołał podchodząc do
stolika i witając się z ludźmi.
-No nieee... - obaj chłopaki spojrzeli
po sobie – Ty... Ty... jesteś Cesc Fabregas!
Zmarszczył brwi.
-Jak leci? - dosiadł się do ich
stolika widząc zirytowany wzrok dziewczyny.
-Słabo od kiedy się pojawiłeś –
mruknęła zirytowana nie patrząc nawet w jego stronę.
Złapał za łyżeczkę i poczęstował
się lodami z jej pucharku.
-Ej, wy się znacie? - zawołał jeden.
-Cesc, poznaj Joela i Oscara, a to jest
Joana. To jest Cesc – mruknęła niewyraźnie, a reszta
najwyraźniej mocno się ożywiła faktem, że siedzi obok. Wcale mu
to nie zdziwiło. Już przyzwyczaił się do tego, że ludzie tak na
niego reagują. Dobrze, że nie ma tu jeszcze Carlesa, Gerarda i
Shakiry. To by się dopiero działo.
-O, możemy sobie jeszcze zrobić z
tobą zdjęcie? - zawołali radośnie, a on uśmiechnął się lekko.
-Jasne, nie ma sprawy – zgodził się.
Fonsie fuknęła i z wyraźną irytacją
podniosła się ze swojego miejsca. Oderwałsię od młodych ludzi i
szybko ruszył za nią.
-Ej, co jest no? - złapał ją za
ramię, na co szarpnęła się mocno.
-Spadaj – warknęła maszerując
przed siebie szybkim krokiem.
-Musimy pogadać, co cię ugryzło? -
była wściekła i widział to, ale nie za bardzo wiedział o co
chodzi.
-Ty się jeszcze pytasz o co chodzi?
Poznaję sobie ludzi, fajnych ludzi i jak zwykle pojawia się
gwiazdka piłki nożnej i przyćmiewa cały świat – warknęła
wściekła -Spieprzaj z mojego życia. Nienawidzę ciebie, tego że
zmarnowałeś mi życie robiąc mi dziecko, a także tej okropnej
piłki nożnej! - zawołała marszcząc czoło kierując się w
stronę budynków zostawiając go samego.
FONSIE
Była wściekła. Nawet nie
miała siły dyskutować na ten temat z tym idiotą. Skierowała się
do windy i głęboko odetchnęła. Nie miała ochot zaprzątać sobie
głowy gębą Fabregasa. Wyciągnęła z kieszeni torebki kartę
magnetyczną i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Czuła się dosyć
słabo. Miała ochotę płakać, co nigdy wcześniej jej się nie
zdarzało, ale najpewniej była to wina jej ciąży.
Dotknęła okrągłego
brzucha siadając na swoim dużym łóżku.
-Nawet nie wiesz jak bardzo
tego nie chciałam – mruknęła zrozpaczona – Nie chciałam
ciebie i tego idioty, który ma zostać twoim ojcem.
Poczuła jak maleństwo
poruszyło się nie znacznie wywołując tym samym dziwny skurcz.
Zmarszczyła brwi nie do
końca rozumiejąc co się dzieje, lecz wszystko szybko ustało.
-Hej dzieciątko –
pogłaskała się po brzuchu – Chyba nie myślisz o tym by teraz
wyjść no nie?
Znowu przeraźliwy skurcz
spowodował, że osunęła się na dywan. Złapała za torebkę
leżącą nieopodal.
-Halo? - usłyszała radosny
głos Carloty.
-Rodzę – jęknęła
żałośnie nagle orientując się, że na dywanie pojawiła się
mokra plama.
-Nie słyszę cię Fonnie!
Wszystko okej?
-Ja rodzę kretynko –
zawołała do słuchawki mając ochotę zawyć, aż w końcu nadeszła
kolejna fala skurczu.
____________________________________
Ups, trochę się jej pospieszyło. No cóż ;) Wrzuciłam i od razu przepraszam, za to, że tak mieszam czasy, niezbyt wiem czemu tego nie pilnuję :D Ale już będę grzeczna i mam nadzieję, że szczerze dacie o sobie znać pod tym postem! To naprawdę motywuje!
O! Tego się nie spodziewałam. Fonsie rodzi! Szkoda, że w takich warunkach! Mam nadzieję, że jej przyjaciele zdążą na czas. Już nie mogę się doczekać reakcji Cesca na wieść, że właśnie został ojcem. Ciekawe, jak sobie poradzą z wychowaniem dziecka. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńLekarza, nasza złośnica rodzi! :D
OdpowiedzUsuńZaraz tam pewnie Cesc wpadnie i będzie panikował!
Czekam na kolejny! :)
Fonsie rodzi?!
OdpowiedzUsuńLizbona, moje ukochane miasto. Te tańce, zabawy, ludzie, ocean i picie oraz jedzenie...
Rozmarzyłam się znowu ;]
Czekam na reakcje Cesca ;D
O jej... Żeby ktoś tam szybko do niej dotarł i ani jej, ani małej nic złego się nie stało...
OdpowiedzUsuń