Jej telefon dzwonił nieprzerwanie do
dwudziestu czterech godzin. Pokusiła się nawet w pewnym momencie
aby go wyłączyć, ale po czterech godzinach ponownie go włączyła,
a telefony nie ustawały. Kilkanaście połączeń od Carloty, kilka
od Cesca, a także od kilku innych osób.
Ukryła twarz w dłoniach.
-Panno Goyo? - podniosła wzrok na
Cristę, uroczą blondynkę stojącą w drzwiach jej gabinetu –
dzwonią ludzie z prasy, chcą zamienić z panią kilka słów...
-Nie ma mnie – odpowiedziała szybko.
Dziewczyna pokiwała lekko głową,
akceptując jej decyzję. Potwierdzenia faktu, że była w ciąży
nie była w stanie długo ukrywać i zaledwie miesiąc później
dostrzegła już pierwszy zarys krągłości. Wtedy starała się
ukryć to pod przykrywką zwiewniejszych bluzeczek. Nie miała jednak
możliwości długo ukrywać swojego stanu. Z każdym dniem jej
brzuszek powoli się zaokrąglał. Carlota twierdziła jednak, że
póki co jak się porządnie naje to i ona może udawać ciążę.
Obecnie znajdowała się w trudniejszej
sytuacji. Znajdowała się prawie w piątym miesiącu i nie miała
już wyjścia. Nadal można było przeoczyć ten drobny szczegół,
ale nie była już w stanie aż tak się z tym ukrywać. Crista,
jedna z pielęgniarek wytrwale jednak dogadzała jej zachciankom
spowodowanym jej stanem i każdego dnia starała się ją podnieść
na duchu mówiąc jakieś komplementy.
Kolejny raz na telefonie pojawiło się
zdjęcie Carloty sygnalizujące połączenie. Zmęczona kolejnymi
telefonami w końcu odebrała.
-Możesz mi wyjaśnić dlaczego nagle
mam setki telefonów? - spytała nieco zmartwiona swoim stanem.
-Może dlatego, że dziś rano Cesc
obwieścił światu, że zostanie ojcem, a skoro już oficjalnie
widać u ciebie pewne zarysy tego stanu, kilka osób doskonale
powiązało fakty?
Zmarszczyła brwi.
-Co zrobił Cesc?
-Poinformował już Twittera i kilka
innych portali społecznościowych jaki to jest cholernie szczęśliwy.
-Niech się wypcha swoim szczęściem –
warknęła do słuchawki.
-Słuchaj, umówiłam się dziś
na kawę z Gerardem, moim bratem i kilkoma osobami. Wpadniesz?
-Jeśli po pracy to owszem –
podpisała kilka ostatnich dokumentacji pacjentów – To
gdzie?
Cesc wpatrywał się w postać brunetki
kroczącej przez ulice w stronę restauracji, w którym zajęli
dla siebie miejsca. Rzucił spojrzenie na zebranych kumpli.
-Przesiądź się ! Przesiądź się! -
zamachał rękami zrzucając siedzącego obok siebie Gerarda na
miejsce obok Carloty – Zróbcie miejsce dla mojego syna!
-Cześć Fonnie! - zawołał Gerard gdy
tylko brunetka przekroczyła próg restauracji i pojawiła się
przy ich stoliku. Uśmiechnęła się lekko, ściągając swoją
skórzaną kurtkę. Dopiero teraz Cesc miał okazję przyjrzeć
się niewielkiej krągłości, którą prezentował czarny
tshirt Guns n' Roses. Był już środek grudnia, a on nie miał
okazji w ostatnim miesiącu widzieć się z panną Goyo zbyt często.
Może raz ze dwa tygodnie temu kiedy udało mu się namówić
na spotkanie – Jak tam się czujesz?
-W porządku – zajęła miejsce obok
niego starając się go nie zauważać. W milczeniu obserwował każde
jej zachowanie i gest – Aczkolwiek pewien znany ktoś obwieścił
już radosną nowinę całemu światu i dziś nie miałam nawet
minuty wytchnienia.
Cesc wyszczerzył zęby w radosnym
uśmiechu nadal nie posiadając się z radości.
Od dzisiaj będzie mógł robić
fotki wszystkiemu co będzie kojarzyło mu się z dzieckiem. „Ubranka
dla malucha”, „synuś tatusia”, „kupiłem małemu piłkę”.
Już wiedział, co wyląduje na instagramie.
-I nie masz co się szczerzyć, matole
– uśmiechnęła się do niego słodko – Jeśli moi rodzice
dowiedzą się z internetu, że jestem w ciąży, to osobiście
obiecuję, że wsadzę ci coś w dupę i cię naprostuję!
Zaśmiał się gardłowo.
Poczuł jak robi mu się dobrze na
sercu. Miał cel do osiągnięcia. Jego zadaniem było sprawienie aby
Fonsie przekonała się do oddania mu dziecka. Nie chciał pozwolić
na to by oddała je do adopcji, a wiedział, że jest do tego zdolna.
Zresztą, da sobie znakomicie radę sam jako ojciec i udowodni to
wszystkim.
Pchnął eleganckie, szklane drzwi
wchodząc do jasnego, eleganckiego szpitala w którym pracowała
od roku Fonsie Goyo. Przeskakując po dwa schodki udało mu się w
końcu dotrzeć na piętro gdzie znajdował się jej gabinet.
-Dzień dobry Panie Fabregas –
dostrzegł uroczą blondynkę, mrugającą zalotnie rzęsami –
jedną z pielęgniarek na tym oddziale.
-Panna Goyo u siebie? - spytał
kierując się w stronę drzwi do jej gabinetu.
-Sekundkę, tylko spytam... - nie
słuchając jej dalej, pchnął kolejne duże drzwi prowadzące do
małego gabinetu brunetki. Siedziała za biurkiem, nie podnosząc
nawet wzroku znad dokumentów.
-Cześć – zawołał rozpinając
kurtkę. Za dwa tygodnie miała być wigilia, a miasto już zasypane
było śniegiem.
-Co tu robisz? - spytała podnosząc
wzrok znad pliku kartek. Podszedł do jej biurka opierając się o
blat – Jest jakiś powód dla którego mnie
zaszczyciłeś?
Zamrugał kilkakrotnie, dostrzegając
jej duże oczy wbite w jego osobę. Czasem go przerażała, taka
bezpośrednia i równocześnie silna i pewna siebie.
Podniosła się z ogromnego fotela.
-Przyszedłem cię odwiedzić –
uśmiechnął się lekko. Jej brwi uniosły się do góry.
-Tak po prostu? - spytała na co kiwnął
głową – Wybacz, ale właśnie wychodzę do lekarza.
Złapała za swój płaszcz, ale
przejął go i pomógł jej go włożyć. Wychodząc z biura
pożegnali się z sekretarką.
-Będę ci towarzyszył – dogonił ją
przy windzie. Parsknęła śmiechem.
-Słuchaj, nie potrzebuję twojego
towarzystwa – mruknęła stając naprzeciwko niego – Dałam sobie
radę i dam...
-Oh, w to nie wątpię. Tylko o ile
lepiej będzie to wyglądało jeśli pojawisz się z partnerem. Wiele
tam chodzi samotnych matek?
Skrzywiła się nieznacznie.
-Partnerem to ty nawet nie byłeś gdy
mnie pieprzyłeś. Oboje byliśmy pijani i założę się, że nie
pamiętasz niczego z tamtej nocy – Warknęła wchodząc do windy, a
on podążył za nią.
-Za to teraz ty będziesz bezbłędnie
trzeźwa...
-Co to ma znaczyć? - spojrzała na
niego z ukosa.
Uśmiechnął się lekko podchodząc
nieco bliżej kiedy drzwi windy zamknęły się z brzękiem.
-No wiesz... kiedy cię w końcu uwiodę
– podszedł bliżej dociskając brunetkę do ściany windy.
Pochylił się nie znacznie dotykając nosem małego zagłębienia
tuż za jej uchem. Jej perfumy owiały jego umysł sprawiając, że
na chwilę wyobraził sobie tę scenę – Kiedy już cię uwiodę i
będę się z tobą kochać, będziesz patrzyła mi prosto w oczy.
Dotknął jej spierzchniętych warg.
Ich oddechy złączyły się w jedno sprawiając, że na chwilę
stracił rachubę czasu. Odwzajemniła jego pocałunek przyprawiając
go o zawroty głowy.
Oderwał się od jej ust nieco
zszokowany tym co poczuł. Nie tego się spodziewał. Dopieo teraz
dostrzegł jej przerażone spojrzenie, a chwilę później z
powrotem maskę powagi która pojawiła się na jej twarzy.
Drzwi windy otworzyły się gwałtownie,
ukazując kilku lekarzy, a także pacjentów czekających by
wejść do środka. Fonsie wyprostowała się i minęła mężczyzn w
szybkim tempie. Dogonił ją jeszcze przed dojście na oddział
położniczy. Była wyraźnie rozbita jego posunięciem.
Wywróciła oczami, kiedy to Cesc
z impetem władował się do gabinetu robiąc przy tym zamieszania
jakiego nigdy szpital nie przeżył. Spojrzała na niego z
politowaniem, po czym zwróciła się do swojej pani doktor.
-Zapragnął poczuć odrobinę ojcostwa
– mruknęła siadając na wprost lekarki, która nadal
oczarowana przyglądała się piłkarzowi - Pani doktor?
-Ah, tak. Panna Goyo. Czwarty miesiąc,
siedemnasty tydzień – uśmiechnęła się lekko. Przez kilka
kolejnych minut wałkowała kolejne pytania mające na celu
kontrolowanie ciąży. Przeprowadziła badanie specjalnie dla Cesca
za zasłonką, a następnie zaprosiła parę na USG.
-Nie jesteśmy parą – mruknęła
nieco umęczona dalszym swataniem jej z Fabregasem. Poczuła jak
mężczyzna lekko dotknął jej plecy. Weszli do eleganckiego
zaplecza, gdzie kazano jej się położyć na kozetce i podciągnąć
bluzeczkę. Odsłaniając jeszcze nie aż tak widoczne lekkie
zaokrąglenie dostrzegła kątem oka, wzrok piłkarza utkwiony w jej
pępku. Poczuła, że się rumieni, ponieważ poza ich zbliżeniem
cztery miesiące temu nigdy nie byli w aż tak bliskich relacjach.
Zresztą w noc kiedy się ze sobą przespali, żadne nie było w
pełni świadome tego co robi.
-Maluszek układa się pięknie. To
jego główka, a to rączki... - radiolog na monitorze
wskazywała kolejne elementy ciała dziecka.
Poczuła jak robi jej się gorąco. Z
każdą sekundą obserwowała swoje nienarodzone jeszcze dziecko nie
mogąc się nadziwić, cóż ta mała istotka robi wewnątrz
niej.
Poczuła rękę Cesca ściskającą jej
dłoń i zaczerpnęła oddechu.
-Jest jeszcze coś – pani doktor
uśmiechnęła się – chcą państwo posłuchać jego bicia
serduszka?
Nie zdążyła nawet nic odpowiedzieć,
ponieważ Cec już dawno pokiwał głową. Starała się skupić, ale
już po chwili jej uszu dobiegło małe turkotanie. Bicie serduszka.
Malutki stukot przepełnił salę w której się znajdowali
sprawiając, że straciła oddech.
-Chcą państwo poznać płeć? -
spytała kobieta widząc w jakim są stanie. Pokiwała niepewnie
głową. Kobieta kilka razy przyjrzała się ekranowi po czym
dotknęła paznokciem szkiełko – Wszystko wskazuje na to, że
wasze dziecko nie ma narzędzi.
-Nawet mogłabym rzec, że to po tobie
– sarknęła w stronę piłkarza który nadal zerkał w
stronę ekranu.
-Będziemy mieli córkę... -
wyszeptał po czym nachylił się lekko równocześnie
dosięgając jej ust. Na sekundę straciła panowanie nad emocjami,
ale następnie mocno odsunęła go od siebie. Spojrzała na niego
zdziwiona, aż w końcu lekarka pozwoliła jej wstać, a sama wyszła
do gabinetu obok.
-Nie waż się tego nigdy więcej robić
– wycelowała paznokieć prosto w jego klatkę piersiową –
Nigdy. Zrozumiałeś? Inaczej ty też zostaniesz bez narzędzi.
Dała się odwieźć aż pod sam dom.
Przez następny kwadrans uparcie próbowała wytłumaczyć
piłkarzowi, że ciąża to nie choroba i sama doniesie do mieszkania
swoją torbę z dokumentacją.
-Myślisz, że w ten sposób ot
tak będziesz miał okazję by wbić mi na chatę! - jęknęła, a
ten uśmiechnął się cwanie – I tak cię nie lubię!
Wyminął ją i pociągnął w stronę
klatki schodowej.
Jej mieszkanie w porównaniu do
realiów z którymi na co dzień miał do czynienia Cesc
należało do skromnych i małych. Wchodząc do środka miało się
dwa główne pomieszczenia. W jednym mieszkała jej
współlokatorka, a w drugim ona. Otworzyła drzwi swojego
pokoju.
Cesc był w nim trzeci raz. Poczuła,
że robi jej się gorąco na myśl o tym co robili tutaj gdy przez
przypadek przypałętał się pod jej drzwi.
Dotknęła swojego małego wciąż
brzucha i skierowała się od razu do lodówki wyciągając z
niej różnego rodzaju przekąski i rozpoczynając swoją
prowizoryczną kolację.
-Nasiedziałeś się już? - spytała
nieco znudzona gdy nadal siedział na kanapie w jej pokoju i
przeglądał różne rzeczy leżące na jej półkach.
-Jak nazwiemy dziecko? - spytał nagle
sprawiając, że zakrztusiła się ogórkiem – Myślałaś
już nad tym prawda?
-Zwariowałeś? - mruknęła – po
pierwsze, moją śliczną córeczkę nazwę ja.
Uśmiechnął się lekko.
-Zapomnij.
-Chcesz dla odmiany ty ponosić w sobie
potomstwo?
-Nie, ale chętnie bym cię teraz
przeleciał. Tu i teraz – uśmiechnął się lekko na co otworzyła
oczy ze zdziwienia. Z niefartownej sytuacji wyrwał ją dźwięk
dzwoniącego telefonu, a następnie głos sekretarki.
„Tu Fonnie, nagraj się czy coś
tam...”
-Fonsie Goyo! - jak
echo jej uszu dobiegł głos jej własnej matki. Podskoczyła jak
oparzona słysząc ton jej głosu, który właśnie nagrywał
się na sekretarce – Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że jesteś...
Złapała za
słuchawkę i odebrała.
-Cześć Mamo –
jęknęła do słuchawki równocześnie karcąc Fabregasa
wzrokiem.
-Czy to prawda? -
usłyszała jedynie zmartwiony głos rodzicielki i wywróciła
oczami.
-Najwyraźniej
wychodzi na to, że tak.
-Najwyraźniej?
Który to miesiąc?
-Siedemnasty
tydzień. Za tydzień, będzie piąty miesiąc.
-Piąty! I
przepraszam cię, ale pięć miesięcy nie byłaś pewna i nie miałaś
mi jak powiedzieć? Wiesz co powie twój ojciec?
-Że mnie kocha i
rozumie? - spytałam uśmiechając się perfidnie.
-Zebrało ci się
na piłkarza...!
-Spokojnie mamo,
nie pozwolę, aby zbliżał się do dziecka, nie zrobi mu krzywdy...
-Chcesz mi
powiedzieć, że wy nie jesteście parą?
Spojrzała
przelotnie na chłopaka który od kilku minut robił do niej
śmieszne miny, na co zmarszczyła nieco brwi.
-Nie jesteśmy
razem... W każdym bądź razie, zastanawiam się czy nie dostanę
jeszcze dodatkowego odszkodowania za to, że osobnik który
mnie przeleciał jest psychiczny – Cesc spojrzał na nią zdziwiony
– Myślisz, że mogę się ubiegać o większe alimenty?
-Boże, dziewczyno.
Właściwie, dlaczego mnie to nie dziwi? - matka jęknęła do
słuchawki – Czy on jest u ciebie?
-Tak, ale
powtarzam, że nie jesteśmy parą. Poza tym, właśnie próbuję
się go pozbyć.
-Powiedz mu, że
zapraszam was na obiad! - zawołała nagle – Jutro jest weekend, a
ja przygotuję obiad.
-Mamo! Zwariowałaś?
Zapomnij!
Cesc podniósł
się z łóżka i nachylił do słuchawki którą właśnie
trzymała przy uchu.
-Oczywiście, że
będziemy Proszę Pani! - pogłaskał ją po policzku – Do jutra
Fonnie.
_________________________________
Mam nadzieję, że pomimo 3 komentarzy ktoś to jeszcze jednak czyta ;) Może by się ktoś ujawnił?
Aaaaa! Moje miłe panie! Jestem posiadaczką największego cudu dnia dzisiejszego!
9 rano. Kawusia z psiapsią i nagle mnie olśniło! To dziś! To dziś! Swoją drogą myślałam, że to jego autobiografia, ale to też ujdzie. Sergio my love <3