środa, 28 sierpnia 2013

TYDZIEŃ 17



Jej telefon dzwonił nieprzerwanie do dwudziestu czterech godzin. Pokusiła się nawet w pewnym momencie aby go wyłączyć, ale po czterech godzinach ponownie go włączyła, a telefony nie ustawały. Kilkanaście połączeń od Carloty, kilka od Cesca, a także od kilku innych osób.
Ukryła twarz w dłoniach.
-Panno Goyo? - podniosła wzrok na Cristę, uroczą blondynkę stojącą w drzwiach jej gabinetu – dzwonią ludzie z prasy, chcą zamienić z panią kilka słów...
-Nie ma mnie – odpowiedziała szybko.
Dziewczyna pokiwała lekko głową, akceptując jej decyzję. Potwierdzenia faktu, że była w ciąży nie była w stanie długo ukrywać i zaledwie miesiąc później dostrzegła już pierwszy zarys krągłości. Wtedy starała się ukryć to pod przykrywką zwiewniejszych bluzeczek. Nie miała jednak możliwości długo ukrywać swojego stanu. Z każdym dniem jej brzuszek powoli się zaokrąglał. Carlota twierdziła jednak, że póki co jak się porządnie naje to i ona może udawać ciążę.
Obecnie znajdowała się w trudniejszej sytuacji. Znajdowała się prawie w piątym miesiącu i nie miała już wyjścia. Nadal można było przeoczyć ten drobny szczegół, ale nie była już w stanie aż tak się z tym ukrywać. Crista, jedna z pielęgniarek wytrwale jednak dogadzała jej zachciankom spowodowanym jej stanem i każdego dnia starała się ją podnieść na duchu mówiąc jakieś komplementy.
Kolejny raz na telefonie pojawiło się zdjęcie Carloty sygnalizujące połączenie. Zmęczona kolejnymi telefonami w końcu odebrała.
-Możesz mi wyjaśnić dlaczego nagle mam setki telefonów? - spytała nieco zmartwiona swoim stanem.
-Może dlatego, że dziś rano Cesc obwieścił światu, że zostanie ojcem, a skoro już oficjalnie widać u ciebie pewne zarysy tego stanu, kilka osób doskonale powiązało fakty?
Zmarszczyła brwi.
-Co zrobił Cesc?
-Poinformował już Twittera i kilka innych portali społecznościowych jaki to jest cholernie szczęśliwy.
-Niech się wypcha swoim szczęściem – warknęła do słuchawki.
-Słuchaj, umówiłam się dziś na kawę z Gerardem, moim bratem i kilkoma osobami. Wpadniesz?
-Jeśli po pracy to owszem – podpisała kilka ostatnich dokumentacji pacjentów – To gdzie?

Cesc wpatrywał się w postać brunetki kroczącej przez ulice w stronę restauracji, w którym zajęli dla siebie miejsca. Rzucił spojrzenie na zebranych kumpli.
-Przesiądź się ! Przesiądź się! - zamachał rękami zrzucając siedzącego obok siebie Gerarda na miejsce obok Carloty – Zróbcie miejsce dla mojego syna!
-Cześć Fonnie! - zawołał Gerard gdy tylko brunetka przekroczyła próg restauracji i pojawiła się przy ich stoliku. Uśmiechnęła się lekko, ściągając swoją skórzaną kurtkę. Dopiero teraz Cesc miał okazję przyjrzeć się niewielkiej krągłości, którą prezentował czarny tshirt Guns n' Roses. Był już środek grudnia, a on nie miał okazji w ostatnim miesiącu widzieć się z panną Goyo zbyt często. Może raz ze dwa tygodnie temu kiedy udało mu się namówić na spotkanie – Jak tam się czujesz?
-W porządku – zajęła miejsce obok niego starając się go nie zauważać. W milczeniu obserwował każde jej zachowanie i gest – Aczkolwiek pewien znany ktoś obwieścił już radosną nowinę całemu światu i dziś nie miałam nawet minuty wytchnienia.
Cesc wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu nadal nie posiadając się z radości.
Od dzisiaj będzie mógł robić fotki wszystkiemu co będzie kojarzyło mu się z dzieckiem. „Ubranka dla malucha”, „synuś tatusia”, „kupiłem małemu piłkę”. Już wiedział, co wyląduje na instagramie.
-I nie masz co się szczerzyć, matole – uśmiechnęła się do niego słodko – Jeśli moi rodzice dowiedzą się z internetu, że jestem w ciąży, to osobiście obiecuję, że wsadzę ci coś w dupę i cię naprostuję!
Zaśmiał się gardłowo.
Poczuł jak robi mu się dobrze na sercu. Miał cel do osiągnięcia. Jego zadaniem było sprawienie aby Fonsie przekonała się do oddania mu dziecka. Nie chciał pozwolić na to by oddała je do adopcji, a wiedział, że jest do tego zdolna. Zresztą, da sobie znakomicie radę sam jako ojciec i udowodni to wszystkim.

Pchnął eleganckie, szklane drzwi wchodząc do jasnego, eleganckiego szpitala w którym pracowała od roku Fonsie Goyo. Przeskakując po dwa schodki udało mu się w końcu dotrzeć na piętro gdzie znajdował się jej gabinet.
-Dzień dobry Panie Fabregas – dostrzegł uroczą blondynkę, mrugającą zalotnie rzęsami – jedną z pielęgniarek na tym oddziale.
-Panna Goyo u siebie? - spytał kierując się w stronę drzwi do jej gabinetu.
-Sekundkę, tylko spytam... - nie słuchając jej dalej, pchnął kolejne duże drzwi prowadzące do małego gabinetu brunetki. Siedziała za biurkiem, nie podnosząc nawet wzroku znad dokumentów.
-Cześć – zawołał rozpinając kurtkę. Za dwa tygodnie miała być wigilia, a miasto już zasypane było śniegiem.
-Co tu robisz? - spytała podnosząc wzrok znad pliku kartek. Podszedł do jej biurka opierając się o blat – Jest jakiś powód dla którego mnie zaszczyciłeś?
Zamrugał kilkakrotnie, dostrzegając jej duże oczy wbite w jego osobę. Czasem go przerażała, taka bezpośrednia i równocześnie silna i pewna siebie.
Podniosła się z ogromnego fotela.
-Przyszedłem cię odwiedzić – uśmiechnął się lekko. Jej brwi uniosły się do góry.
-Tak po prostu? - spytała na co kiwnął głową – Wybacz, ale właśnie wychodzę do lekarza.
Złapała za swój płaszcz, ale przejął go i pomógł jej go włożyć. Wychodząc z biura pożegnali się z sekretarką.
-Będę ci towarzyszył – dogonił ją przy windzie. Parsknęła śmiechem.
-Słuchaj, nie potrzebuję twojego towarzystwa – mruknęła stając naprzeciwko niego – Dałam sobie radę i dam...
-Oh, w to nie wątpię. Tylko o ile lepiej będzie to wyglądało jeśli pojawisz się z partnerem. Wiele tam chodzi samotnych matek?
Skrzywiła się nieznacznie.
-Partnerem to ty nawet nie byłeś gdy mnie pieprzyłeś. Oboje byliśmy pijani i założę się, że nie pamiętasz niczego z tamtej nocy – Warknęła wchodząc do windy, a on podążył za nią.
-Za to teraz ty będziesz bezbłędnie trzeźwa...
-Co to ma znaczyć? - spojrzała na niego z ukosa.
Uśmiechnął się lekko podchodząc nieco bliżej kiedy drzwi windy zamknęły się z brzękiem.
-No wiesz... kiedy cię w końcu uwiodę – podszedł bliżej dociskając brunetkę do ściany windy. Pochylił się nie znacznie dotykając nosem małego zagłębienia tuż za jej uchem. Jej perfumy owiały jego umysł sprawiając, że na chwilę wyobraził sobie tę scenę – Kiedy już cię uwiodę i będę się z tobą kochać, będziesz patrzyła mi prosto w oczy.
Dotknął jej spierzchniętych warg. Ich oddechy złączyły się w jedno sprawiając, że na chwilę stracił rachubę czasu. Odwzajemniła jego pocałunek przyprawiając go o zawroty głowy.
Oderwał się od jej ust nieco zszokowany tym co poczuł. Nie tego się spodziewał. Dopieo teraz dostrzegł jej przerażone spojrzenie, a chwilę później z powrotem maskę powagi która pojawiła się na jej twarzy.
Drzwi windy otworzyły się gwałtownie, ukazując kilku lekarzy, a także pacjentów czekających by wejść do środka. Fonsie wyprostowała się i minęła mężczyzn w szybkim tempie. Dogonił ją jeszcze przed dojście na oddział położniczy. Była wyraźnie rozbita jego posunięciem.

Wywróciła oczami, kiedy to Cesc z impetem władował się do gabinetu robiąc przy tym zamieszania jakiego nigdy szpital nie przeżył. Spojrzała na niego z politowaniem, po czym zwróciła się do swojej pani doktor.
-Zapragnął poczuć odrobinę ojcostwa – mruknęła siadając na wprost lekarki, która nadal oczarowana przyglądała się piłkarzowi - Pani doktor?
-Ah, tak. Panna Goyo. Czwarty miesiąc, siedemnasty tydzień – uśmiechnęła się lekko. Przez kilka kolejnych minut wałkowała kolejne pytania mające na celu kontrolowanie ciąży. Przeprowadziła badanie specjalnie dla Cesca za zasłonką, a następnie zaprosiła parę na USG.
-Nie jesteśmy parą – mruknęła nieco umęczona dalszym swataniem jej z Fabregasem. Poczuła jak mężczyzna lekko dotknął jej plecy. Weszli do eleganckiego zaplecza, gdzie kazano jej się położyć na kozetce i podciągnąć bluzeczkę. Odsłaniając jeszcze nie aż tak widoczne lekkie zaokrąglenie dostrzegła kątem oka, wzrok piłkarza utkwiony w jej pępku. Poczuła, że się rumieni, ponieważ poza ich zbliżeniem cztery miesiące temu nigdy nie byli w aż tak bliskich relacjach. Zresztą w noc kiedy się ze sobą przespali, żadne nie było w pełni świadome tego co robi.
-Maluszek układa się pięknie. To jego główka, a to rączki... - radiolog na monitorze wskazywała kolejne elementy ciała dziecka.
Poczuła jak robi jej się gorąco. Z każdą sekundą obserwowała swoje nienarodzone jeszcze dziecko nie mogąc się nadziwić, cóż ta mała istotka robi wewnątrz niej.
Poczuła rękę Cesca ściskającą jej dłoń i zaczerpnęła oddechu.
-Jest jeszcze coś – pani doktor uśmiechnęła się – chcą państwo posłuchać jego bicia serduszka?
Nie zdążyła nawet nic odpowiedzieć, ponieważ Cec już dawno pokiwał głową. Starała się skupić, ale już po chwili jej uszu dobiegło małe turkotanie. Bicie serduszka. Malutki stukot przepełnił salę w której się znajdowali sprawiając, że straciła oddech.
-Chcą państwo poznać płeć? - spytała kobieta widząc w jakim są stanie. Pokiwała niepewnie głową. Kobieta kilka razy przyjrzała się ekranowi po czym dotknęła paznokciem szkiełko – Wszystko wskazuje na to, że wasze dziecko nie ma narzędzi.
-Nawet mogłabym rzec, że to po tobie – sarknęła w stronę piłkarza który nadal zerkał w stronę ekranu.
-Będziemy mieli córkę... - wyszeptał po czym nachylił się lekko równocześnie dosięgając jej ust. Na sekundę straciła panowanie nad emocjami, ale następnie mocno odsunęła go od siebie. Spojrzała na niego zdziwiona, aż w końcu lekarka pozwoliła jej wstać, a sama wyszła do gabinetu obok.
-Nie waż się tego nigdy więcej robić – wycelowała paznokieć prosto w jego klatkę piersiową – Nigdy. Zrozumiałeś? Inaczej ty też zostaniesz bez narzędzi.

Dała się odwieźć aż pod sam dom. Przez następny kwadrans uparcie próbowała wytłumaczyć piłkarzowi, że ciąża to nie choroba i sama doniesie do mieszkania swoją torbę z dokumentacją.
-Myślisz, że w ten sposób ot tak będziesz miał okazję by wbić mi na chatę! - jęknęła, a ten uśmiechnął się cwanie – I tak cię nie lubię!
Wyminął ją i pociągnął w stronę klatki schodowej.
Jej mieszkanie w porównaniu do realiów z którymi na co dzień miał do czynienia Cesc należało do skromnych i małych. Wchodząc do środka miało się dwa główne pomieszczenia. W jednym mieszkała jej współlokatorka, a w drugim ona. Otworzyła drzwi swojego pokoju.
Cesc był w nim trzeci raz. Poczuła, że robi jej się gorąco na myśl o tym co robili tutaj gdy przez przypadek przypałętał się pod jej drzwi.
Dotknęła swojego małego wciąż brzucha i skierowała się od razu do lodówki wyciągając z niej różnego rodzaju przekąski i rozpoczynając swoją prowizoryczną kolację.
-Nasiedziałeś się już? - spytała nieco znudzona gdy nadal siedział na kanapie w jej pokoju i przeglądał różne rzeczy leżące na jej półkach.
-Jak nazwiemy dziecko? - spytał nagle sprawiając, że zakrztusiła się ogórkiem – Myślałaś już nad tym prawda?
-Zwariowałeś? - mruknęła – po pierwsze, moją śliczną córeczkę nazwę ja.
Uśmiechnął się lekko.
-Zapomnij.
-Chcesz dla odmiany ty ponosić w sobie potomstwo?
-Nie, ale chętnie bym cię teraz przeleciał. Tu i teraz – uśmiechnął się lekko na co otworzyła oczy ze zdziwienia. Z niefartownej sytuacji wyrwał ją dźwięk dzwoniącego telefonu, a następnie głos sekretarki.
Tu Fonnie, nagraj się czy coś tam...”
-Fonsie Goyo! - jak echo jej uszu dobiegł głos jej własnej matki. Podskoczyła jak oparzona słysząc ton jej głosu, który właśnie nagrywał się na sekretarce – Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że jesteś...
Złapała za słuchawkę i odebrała.
-Cześć Mamo – jęknęła do słuchawki równocześnie karcąc Fabregasa wzrokiem.
-Czy to prawda? - usłyszała jedynie zmartwiony głos rodzicielki i wywróciła oczami.
-Najwyraźniej wychodzi na to, że tak.
-Najwyraźniej? Który to miesiąc?
-Siedemnasty tydzień. Za tydzień, będzie piąty miesiąc.
-Piąty! I przepraszam cię, ale pięć miesięcy nie byłaś pewna i nie miałaś mi jak powiedzieć? Wiesz co powie twój ojciec?
-Że mnie kocha i rozumie? - spytałam uśmiechając się perfidnie.
-Zebrało ci się na piłkarza...!
-Spokojnie mamo, nie pozwolę, aby zbliżał się do dziecka, nie zrobi mu krzywdy...
-Chcesz mi powiedzieć, że wy nie jesteście parą?
Spojrzała przelotnie na chłopaka który od kilku minut robił do niej śmieszne miny, na co zmarszczyła nieco brwi.
-Nie jesteśmy razem... W każdym bądź razie, zastanawiam się czy nie dostanę jeszcze dodatkowego odszkodowania za to, że osobnik który mnie przeleciał jest psychiczny – Cesc spojrzał na nią zdziwiony – Myślisz, że mogę się ubiegać o większe alimenty?
-Boże, dziewczyno. Właściwie, dlaczego mnie to nie dziwi? - matka jęknęła do słuchawki – Czy on jest u ciebie?
-Tak, ale powtarzam, że nie jesteśmy parą. Poza tym, właśnie próbuję się go pozbyć.
-Powiedz mu, że zapraszam was na obiad! - zawołała nagle – Jutro jest weekend, a ja przygotuję obiad.
-Mamo! Zwariowałaś? Zapomnij!
Cesc podniósł się z łóżka i nachylił do słuchawki którą właśnie trzymała przy uchu.
-Oczywiście, że będziemy Proszę Pani! - pogłaskał ją po policzku – Do jutra Fonnie.

_________________________________
Mam nadzieję, że pomimo 3 komentarzy ktoś to jeszcze jednak czyta ;) Może by się ktoś ujawnił?
Aaaaa! Moje miłe panie! Jestem posiadaczką największego cudu dnia dzisiejszego! 
9 rano. Kawusia z psiapsią i nagle mnie olśniło! To dziś! To dziś! Swoją drogą myślałam, że to jego autobiografia, ale to też ujdzie. Sergio my love <3
 

środa, 21 sierpnia 2013

TYDZIEŃ 15

Moje drogie. Po nie fartownym poprzednim rozdziale postanowiłam go usunąć. Dlatego znajdujemy się na etapie kiedy Fonsie zdradza tajemnicę o swojej ciąży najpierw Carlocie, a następnie w szpitalu dopada ją Cesc. Przepraszam i mam nadzieję, że będzie wam się podobał ten rozdział ;)
_____________________________________________

-Fonnie! Fonsie! Goyo! - podniosła wzrok znad telefonu rozglądając się po ulicy. Przechodząc przez pasy poczuła jak ktoś ją łapie za ramię. Przed nią wyrósł Cesc. Posłała mu pytające spojrzenie – Możemy pogadać?
Nadal nie zwalniając skierowała się w stronę pobliskiego banku.
-Nie mam czasu – mruknęła, ale ten nadal dotrzymywał jej kroku – Co zamierzasz z tym zrobić?
-Słucham? Chciałeś powiedzieć my. Nie mam zamiaru brać całej odpowiedzialności na siebie...
-Naprawdę jesteś w ciąży? Lekarz potwierdził?
-Owszem to trzeci miesiąc. Dziecko ma już 10 centymetrów – starała się zachować poważną minę.
-To na pewno moje? - spytał starając się zwrócić jej uwagę, aż w końcu przystanęła i spojrzała na niego z politowaniem.
-Tylko ty potrafisz spartaczyć tak robotę Fabs – parsknęła – No ale cóż to nie ty nosisz na sobie teraz dowody zbrodni...
Wyminęła go i stanęła w kolejce do bankomatu.
-Nie będę miała dziecka Cesc – powiedziała w końcu. Dostrzegła na jego twarzy konsternację, aż w końcu dała za wygraną – Nie usunę już przecież ciąży, ale oddam je do adopcji. Są inni ludzie którzy bardziej chcą dziecka.
-A co jeżeli nie zgodzę się na oddanie dziecka – usłyszała nagle i poczuła jak paraliżują ją jego słowa.
-Słucham?- przystanęła i odwróciła się w jego stronę.
-Nie zgadzam się na oddanie dziecka.
-Co ty masz właściwie do gadania. A urodzić je chcesz? To ja będę miała potem rozciągnięty brzuch, przytyję dwadzieścia kilo, będę wpierdzielać wszystko na swojej drodze i będę musiała urodzić dziecko wielkości arbuza. Hm, może się zamienimy?
Chłopak uśmiechnął się lekko.
-I czego się śmiejesz pacanie? -warknęła w jego stronę...
-Bo właściwie podoba mi się twój stan. Teraz się ode mnie nie uwolnisz, skoro już uwiodłem twoją słabą naturę – parsknął, a panna Goyo wywróciła oczami.
-Naprawdę? Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie mój drogi – uśmiechnęła się lekko i minęła zostawiając go w tyle.

Weszła do swojego biura, dając znak aby nikogo nie umawiała na ten dzień, ani by nikt nie zawracał jej głowy. Zrzuciła swoją elegancką marynarkę na oparcie skórzanej kanapy, a sama zajęła miejsce przy dębowym biurku. Przed nią piętrzył się stos ogromnych papierzysk które miała do podpisania i które odkładała cały czas na inny dzień.
Teraz jednak nie miała już innej wymówki jak zbliżający się termin oddania dokumentów.
Rozległo się pukanie.
-Proszę – odpowiedziała grzecznie nie chcąc przedwcześnie reagować, na nie uszanowanie jej prośby o spokój.
-Rozumiem, że nie życzyła sobie pani dzisiaj żadnych spotkań, ale przyszła panna Puyol i pomyślałam sobie...
-Niech wejdzie – uśmiechnęła się lekko pod nosem dając sekretarce przyzwolenie kiwnięciem głowy. Chwilę później drzwi ponownie się otworzyły i pojawiła się w nich Carlota.
-Cześć mamusiu – zaświergotała radośnie, całując ją w policzek i rozsiadając się na kanapie.
-Ja ci dam – zaśmiała się do dziewczyny. Równocześnie nacisnęła na mały guziczek przy aparacie na biurku – Crista, poprosimy o dwie kawy na odtłuszczonym mleku.
Ich mała tradycja.
-No i jak? Byłaś u lekarza? - zawołała brunetka, na co Goyo zmarszczyła brwi.
-Bądź cicho rozumiesz? To nie jest oficjalne... - warknęła. Crista, jej sekretarka podała im na małej tacy dwa gorące napoje razem z ciasteczkami, a następnie wyszła – Zresztą nie chcę niczego mówić jeszcze póki nie ma pewnego...
-Czego pewnego?
-No wiesz... do czwartego miesiąca, tak mniej więcej, wszystko może się zdarzyć.
-Jak możesz tak myśleć w ogóle! - zawołała Carlota powodując u niej lekkie zmieszanie – Jezu, jak możesz tak w ogóle myśleć!
-To nie tak jak myślisz! Po prostu nie jestem na to gotowa! - jęknęła – Jestem zła na tego dupka. A poza tym mam pracę i ogromną firmę na głowie! To nie czas na macierzyństwo...
-A może właśnie czas!
-Co ja powiem moim rodzicom? Moja matka umrze słysząc, że mam nie ślubne dziecko, a już w ogóle że będę matką. Uważa mnie za niezdolną do uczuć jędzę. A poza tym to dwójka nadzianych ludzi którym w głowie tylko to czy ich własne nazwisko nie będzie miało żadnej skazy. A jak na razie ma dwie – mnie i to dziecko...
Carlota pokiwała głową nieco bardziej potulnie.
-Co nie zmienia faktu. Od dzisiaj o siebie dbasz. Zmniejszysz ilość godzin pracy. Z dwudziestu czterech, do ośmiu – mrugnęła do niej zachęcająco, ale póki co Fonsie nie była zbyt uradowana tą wiadomością.
-Co jeszcze ciociu dobra rada? - spytała kąśliwie.
-Dodatkowo witaminy, zakładam że lekarz ci jakieś zapisał... Dodatkowo przydałaby ci się jakaś joga dla matek i...
-Dobra dobra moja droga, nie rozpędzaj się tak. Na początek pozwól, że zaakceptuję fakt, że jestem w ciąży.

Otworzyła drzwi do swojego mieszkania. Było grubo, po jedenastej wieczór. Zrzuciła ciężką torbę z ramion i skierowała się w stronę salonu. Lampka nocna w dużym pokoju nadal się świeciła, więc istniało prawdopodobieństwo, że jej lokatorka Rouk jeszcze nie spała.
-Już jestem! -zawołała cichutko po czym schyliła się i odpięła swoje sandałki. Wchodząc do salonu dostrzegła na kanapie jednak nie Rouk, a Cesca Fabregasa.
-Co ty tu robisz?
-Cześć – uśmiechnął się lekko, na co zrobiła skwaszoną minę – ja również się cieszę, że cię widzę.
-Obiecuję, że wywalę tą dziewczynę z mojego domu jeśli będzie cię dalej tu wpuszczać.
-Wpuściła również dokładnie trzy miesiące temu i wtedy długo nie musiałem cię przekonywać.
Wyciągnął się na kanapie.
-Wtedy miałam ograniczone możliwości co do podejmowania świadomych decyzji... Po co przyszedłeś?
-Pogadać... O dziecku – mruknął nie co mniej pewnie. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami aż w końcu dała za wygraną.
-Chcesz coś do picia? - spytała, ale pokręcił przecząco głową więc zajęła miejsce w fotelu – A więc?
-Chciałbym się zajmować dzieckiem.
-Oh... oczywiście. Będziesz mógł je widywać... może nawet raz w tygodniu...
-Nie nie Fonsie – zaśmiał się lekko – Sama mówiłaś, że chcesz je oddać, a więc zgłaszam się jako pierwszy i rozumiem, że jedyny. Chcę zaadoptować naszego syna.
Zamrugała kilkakrotnie nie mogąc przetrawić jego słów.
-O nie, nie nie – podniosła się nagle gwałtownie – To moje dziecko i to ja je będę wychowywać.
-Słucham? Odwidziało ci się tak nagle?
-Nie będziesz się nim zajmował, już ja na to nie pozwolę. Jeszcze będzie miało tak zrytą banię.
-Ale sama mówiłaś, że...
-Odwidziało mi się! - parsknęła, osłaniając się ciaśniej swetrem jakby broniąc swojego ciała – I jeszcze coś. To będzie dziewczynka! Będzie podobna do mnie i ...
-O zgrozo – parsknął również wstając – A więc będziesz skazana na moje wieczne towarzystwo...
-Tylko jeśli ja ci pozwolę! - warknęła – Jeszcze raz powtarzam, to moje dziecko...
-Nasze! -zawołał
-Ucisz się wreszcie. Nagle ci tak zaczęło zależeć? Nie możesz jej dać żadnej przydatnej rzeczy w życiu.
-Mogę jej dać ojca – warknął w jej stronę – zresztą. Rób co chcesz, ja nie mam zamiaru dać ci się wykorzystywać...
Złapał za swoją kurtkę i skierował się do wyjścia. Przez kolejne dwie minuty siedziała na brzegu kanapy z lekko otwartymi ustami, nie mogąc zrozumieć jego słów. Nadal nie wierzyła w to co usłyszała. Jak on w ogóle śmiał, aby teraz upominać się o jej dziecko. Poczuła się naprawdę zmęczona tego wieczora. Po całym dniu pracy nie marzyła o niczym innym tylko o śnie. Zgasiła lampkę i udała się do swojej sypialni, a po kilkunastu minutach zasnęła jak zabita.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

TYDZIEŃ 13

Usiadła na wprost swojej najlepszej przyjaciółki. Znała się z Carlotą od kilku lat. Poznały się jeszcze w szkole średniej, kiedy to Fonsie przeniosła się do jej szkoły. Mimo że przez dwa ostatnie lata nauki, uczęszczały do tej samej klasy nie były w tym samym wieku. Z natury nie należała do osób które lubiły się podporządkowywać dlatego już wtedy była po dwóch latach kiblowania. Fonsie z natury była indywidualistką. Dopiero po szkole, kiedy spotkały się ponownie, ich przyjaźń zaczęła rosnąć i mimo sprzeciwu rodziców panny Puyol od tamtego czasu trzymały się zwykle razem. Teraz mijało dziewięć lat od kiedy pierwszy raz się spotkały i Fonsie czuła, że to jedna z niewielu osób które mogą ją zrozumieć.
-Możesz mi wyjaśnić co się dzieje? - spytała brunetka gdy jak zwykle spóźniona zajęła miejsce na wprost przyjaciółki. Poczuła jak rośnie jej gula w gardle, ale ze stoickim spokojem oparła się wygodnie o oparcie fotela.
-Jestem w ciąży – powiedziała upijając łyk kawy którą wcześniej zamówiła Carlota. Ta zaś w tej chwili wpatrywała się w nią jak sparaliżowana.
-Co jesteś? - mruknęła nieco zdziwiona.
-W ciąży- uśmiechnęła się nieco drwiąco. Złość dawno już jej przeszła. W tym momencie pozostawała ogromna drwina i śmiech który co chwilę cisnął się jej na usta.
-I co zamierzasz z tym zrobić? Byłaś u lekarza? Jesteś pewna? - mnóstwo pytań cisnęło się na jej usta, na co pokręciła lekko głową – Kto jest ojcem?
Przełknęła ślinę nieco zniesmaczona tą informacją.
-Fonsie, gadaj.
-Cesc Fabregas – mruknęła nieco zirytowana nagłą potrzebą poznania tej informacji ze strony Puyol.
Dziewczyna wpatrywała się w nią zahipnotyzowana. Doskonale znała prawdę o tym, że ta dwójka za sobą nie przepada.
-Jak wy to zrobiliście? - jęknęła, na co parsknęła śmiechem.
-Mam ci wytłumaczyć skąd się biorą dzieci? Czyżby twój Jonas ci jeszcze nie pokazał?
Dziewczyna zgromiła ją wzrokiem.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi – mruknęła nieco zawstydzona.
-Owszem, ale tak słodko się rumienisz – pokazała jej język – To nie ma znaczenia. Przespałam się z nim bez zobowiązań. Zresztą, oboje byliśmy mega nawaleni. Ale jak sobie teraz pomyślę, to aż mnie krew zalewa...
-Mówiłaś, że go nie lubisz... -Carlota posłała jej lekki uśmiech.
-Bo go nie trawię. Ale impreza, alkohol robią swoje.
-Jesteś szurnięta Fonsie – brunetka pokręciła głową – Naprawdę szurnięta.

-Pani doktor? - podniosła wzrok znad dokumentacji choroby jednego ze swoich pacjentów – Ma pani gościa.
Młoda pielęgniarka posłała jej znaczące spojrzenie. Podniosła zdziwiony wzrok, a chwilę później za lustrzaną szybą przy rejestracji lekarskiej dostrzegła sylwetkę wysokiego bruneta. Poczuła jak krew jej tężeje.
-Nie ma mnie. Mam obchód, rodzącą kobietę, lub umierającego pacjenta. Nie mam czasu na niezapowiedziane wizyty – zwróciła się do kobiety. Chwilę później zatrzasnęła teczkę i zwinnym krokiem skierowała się do wyjścia z gabinetu.
-Goyo! - usłyszała jeszcze jego głos, ale dość szybko wyminęła kilka osób i zniknęła na swoim oddziale.
Miała ochotę kląć. Ona i Carlota przyjaźniły się od dawna, ale powinna wiedzieć, że brunetka ma długi język i dość szybko może wypaplać nowinkę swojemu bratu. Fonsie nie potrzebowała rozgłosu. Raczej unikała spotkań z piłkarzami i wianuszkiem zainteresowań panny Puyol, jednak ich zażyłe stosunki powodowały, że jakiś kontakt z nimi miała. Fakt, że jeszcze chwilę temu widziała stojącego piłkarza na korytarzu szpitala w którym pracowała mógł oznaczać jedno. Fabregas już znał prawdę.
Przez kolejne pół godziny zajmowała się obchodem i wszystkim tym by nie spotkać piłkarza. Zdążyła się już nawet zapytać w rejestracji czy gość sobie poszedł, ale na jej nieszczęście dopadł ją chwilę później na dziedzińcu gdy odpalała papierosa.
-Nie możesz palić w tym stanie – usłyszała za plecami na co wciągnęła głośno powietrze i mrużąc oczy odwróciła się powoli.
-Maluj usta, jeśli chcesz mi matkować – odpowiedziała nieco kąśliwie równocześnie rzucając nie ruszonego jeszcze peta na ziemię i gasząc go trampkiem.
Dostrzegła jego zarozumiały uśmiech. Chwilę potem trzymając ręce w kieszeni ze stoickim spokojem podszedł do niej.
-Unikałaś mnie dziś w pracy.
-I nadal to robię. Wybacz, ale moje przerwy nie są długie a potrzebuję odpocząć przed zbliżjącą się operacją.
Pokiwał głową.
-Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć?
-O czym? - spytała niewinnie unosząc brwi ku górze.
-No nie wiem, może że cię zapłodniłem? - warknął w jej stronę, na co nerwowo rozejrzała się wokół.
-Słuchaj! Nie potrzebuję rozgłosu jasne? Czy ja wyglądam na dojrzałą, elegancką matkę? Zresztą, nie wiem ile tam już zapłodniłeś więc myślę, że jedno w tą czy w tamtą nie zrobi ci większej różnicy...
-Jak śmiesz – zmrużył oczy,a ona dostrzegła w nich irytację – Nie pozwalaj sobie rozumiesz?
-Jeśli myślisz, że fakt, że jesteś piłkarzem coś zmieni...
-Będę się starał i wiedz, że nie uciekniesz przed tym abym się z nim widywał. 
Posłała mu zdenerwowane spojrzenie co skwitował kpiącym śmieszkiem.
-Zresztą, kilka dni i sama mi na to pozwolisz – mrugnął do niej zaczepnie. Otworzyła usta ze zdziwienia, nie do końca mogąc uwierzyć w to co słyszy. Schowała paczkę papierosów do kieszeni fartucha i odwróciła się na pięcie.
W momencie gdy stawała nad otwartą raną jednego ze swoich pacjentów, słowa piłkarza nadal kołatały jej się w głowie. Westchnęła przeciągle, starając się opanować, ale w jednej sekundzie wszystkie myśli odpłynęły, a ona skończyła nachylając się nad koszem z odpadami wymiotując poranny lunch. Niestety ciąża już dawała jej się we znaki - jęknęła czekając na kolejne mdłości.

____________________________________________________

Długo trza było na to czekać, ale wakacje, te sprawy... Myślę, że lada dzień nadrobię wszystkie zaległości. Dzisiaj rozdziały już co raz częściej. Wczoraj wróciłam z wakacji, więc dziś informuję o nowości, a od jutra - czytam, czytam, czytam...


Zawieszam na czas nieokreślony. Póki co, jestem tutaj:


Na dniach pojawią się tam prologi. Poprostu odnalazłam to drugie opowiadanie na starych śmieciach i jestem tak zadowolona że je opublikuję ;)

Obserwatorzy


W oczekiwaniu na szablon