środa, 27 listopada 2013

Witaj na świecie Mała

PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ

MUSIC

FONSIE
Podniosła się z kanapy słysząc płacz małej. W kilka sekund znalazła się w swojej sypialni, dochodząc małe łóżeczko ulokowane w rogu pokoju.
-Cześć księżniczko – uśmiechnęła się lekko, biorąc na ręce swoją córeczkę – Wyspałaś się?
Mała pokiwała główką i uśmiechnęła się sennie.
Obie skierowały się do kuchni, gdzie przygotowała dla córki śniadanko. Gdzieś w salonie rozdzwonił się jej telefon.
-Halo? - odebrała chwilę później dostrzegając na wyświetlaczu imię matki.
-Jak moja najpiękniejsza wnusia? - usłyszała radosny głos dumnej babci.
-Właśnie wstałyśmy – uśmiechnęła się lekko – I jemy śniadanko.
-Może byście wpadły dziś do nas? Będą dzieciaki?
-To nie głupi pomysł – przytaknęła. Jej rodzina stała się swojego rodzaju odskocznią, kiedy tylko mogli, pomagali jej z małą i pozwalali jej na chwilę tylko dla siebie.
-W takim razie czekam! - zawołała Pani Goyo i pożegnała się.
Nie dane jej było nic zrobić, bo chwilę później ktoś zapukał do drzwi. W wejściu dostrzegła piłkarza. Zmarszczyła brwi, nieco zaskoczona tym widokiem. Ostatni raz bruneta widziała jakiś czas temu.
-Cześć – powiedział nieco zaspany – Już jestem.
Uniosła brwi wysoko do góry.
-Czekaj, czekaj... Byliśmy umówieni ostatni raz... jakiś miesiąc temu, tak?
Spojrzała na niego znacząco, ale nadal nie pozwoliła mu przejść przez próg mieszkania.
-Jaja sobie ze mnie robisz?
Posłała mu mordercze spojrzenie.
-Daj spokój, chce ją zobaczyć! - mruknął umęczony – Ciężko pracowałem, miałem wiele na głowie...
-Zarzekałeś się kiedyś, że ty sam wychowasz dziecko. Chcesz mi powiedzieć, że co byś teraz, w ciągu tych trzech miesięcy z nią zrobił? Wsadził do walizki?
-Ma też twoją opiekę.
-Ma tylko moją opiekę – poprawiła go – I mojej rodziny.
Posłał jej złe spojrzenie.
-Jesteś uparta jak zawsze – mruknął zirytowany – Mogę wejść?
-Nie – stanęła murem. Miała dosyć funkcjonowania na zasadzie wolnej Amerykanki. Cesc myślał sobie zbyt wiele. Potrafił nie zajmować się nią wcale, a nagle pojawiać się po kilku miesiącach i chcieć się z nią zobaczyć.

Miała szczęście, że jej przyjaciele nie należeli do idiotów. Chwilę po tym jak zadzwoniła do Carloty, ona i Fabregas pojawili się w drzwiach jej pokoju hotelowego. 
-Ćśśśś... - blondynka głaskała ją czule po ramieniu - Wszystko będzie dobrze...
-To za wcześnie... Ósmy miesiąc - zawołała czując nowy skurcz. 
Fabregas złapał ją pod ramię.
-Carlota biegnij do recepcji niech podstawią auto. 
-Nie chcę teraz rodzić...

-Chcesz ją zobaczyć? - spytała na co on tylko pokiwał głową – A czemu nie chcesz pozmieniać jej pieluch? Powstawać w nocy? Zrobić jej jedzenia, umyć ją, uczesać... A może nauczyć mówić tata?
Posłała mu zirytowane spojrzenie.
-Mammmaaaaa! - usłyszeli głośne wołanie małej, na co obydwoje skierowali się do kuchni gdzie ich córka komunikowała właśnie, że się najadła. Fabregas wyjął ją z fotelika, ale Fonsie szybko mu ją odebrała.
Mieszkała w małym mieszkaniu. Cesc co prawda dopomagał jej finansowo, ale życie w takim małym mieszkaniu powodowało, że wszędzie leżały pieluchy, smoczki, butelki i inne rzeczy. Całe czterdzieści metrów kwadratowych żyło życiem dziecka.
-Cześć Mała! - zawołał tatuś, wędrując w każdą stronę za Paniami – Gdzie ją zabierasz?
-Do rodziców. Mam dzisiaj dyżur – odpowiedziała zniesmaczona. Jakiś czas temu udało jej się wrócić do pracy, ale trudno było jej godzić obowiązki matki z pracą.
-Mogę się nią zająć – powiedział nieco ciszej, gdy spakowała już małą i gotowe do drogi wspólnie wyszli z mieszkania.
-Posłuchaj. Skoro nie jesteś w stanie zapewnić jej pełnej opieki, musisz zadowolić się jedynie widywaniem. Chociaż z tego co widzę, nie robi ci to żadnej większej różnicy...
Zapakowała Małą do samochodu.
Wpatrywał się w nią zaskoczony. Najwyraźniej powiedziała mu dosadnie to co chciała.
-Mogę jechać z wami? - spytał nagle, nieco ją tym przytłaczając.
-Eeee... nie – odpowiedziała szybko.
-Bo?
-Bo nie będę tam sama – posłała mu znaczące spojrzenie i wsiadła do samochodu.
-Chus jest też moją córką – Zatrzymał ją jeszcze nim odpaliła samochód, ale Fonnie posłała mu zirytowane spojrzenie.
-Ona ma na imię Jesusa! Po prostu Jesusa!

-Przyj kochanie, przyj!
-Nie mów do mnie kochanie idioto! Sam przyj! Co ty tu w ogóle robisz!
-Fonsie, weź już się zamknij. Urodzisz to dziecko kiedyś?
Naburmuszyła się i zwinęła nadal nie chcąc rozpocząć akcji porodowej. 
-Ona wstrzymuje dziecko, to może spowodować komplikacje.
-Słyszysz? Jak nie zaczniesz przeć dziecko się poddusi. Musimy mu pomóc! 
Brunetka zapłakała rzewnie. 
-No choć skarbie. Zrobimy to razem... 
-To boli, nie chcę już urodzić tego dziecka...
-No i co, będziesz nosić je wiecznie? No dawaj, możesz nawet na mnie pokrzyczeć! - zawołał po czym złapał ją za ramiona - No dalej przesuń się, kobieto.
-Co ty wyprawiasz? - zawołała gdy tylko wpakował się na fotel, tuż za nią i przytulił ją do siebie. 
-Rodzę - parsknął śmiechem. 
-Idiota!

CESC

O ile dobrze zrozumiał, Fonsie miała chłopaka. Mógłby się tego spodziewać, gdyby nie fakt, że już jakiś czas temu, mocno się do niej przywiązał. Może i była nie miła i charakterna. Może go nie znosiła i często dawała mu w kość, ale cholernie go intrygowała. Była nieziemsko seksowna. Nie była pusta, ale za to strasznie nieosiągalna, od kiedy doszło do tego, że wpadli. Mógłby powiedzieć, że trochę go omotała, chociaż najprawdopodobniej wcale nie miała takiego zamiaru. On sam zresztą nie przypuszczał co by kiedy kolwiek myśleć o związku z nią, ale takie i inne sprawy same doprowadziły do tego, że dużą część spędzali wspólnie. Kiedyś.
Obecnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy zaniedbał sprawę, ale od teraz zaplanował każdą wolną chwilę poświęcić Fonsie i Chus. Jego malutkiej córeczce.
Obrał szybki kurs na dom Carloty, dając jej wcześniej znać, że wpadnie.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że Fonsie się z kimś spotyka? - spytał gdy tylko rozsiadł się na kanapie.
-Bo byś tą osobę zabił szybciej niż myślisz? - posłała mu kpiący uśmieszek.
-To nie jest Twój brat co? -spytał, a ona sama uśmiechnęła się nieznacznie.
-Nie! - jęknął znacząco.
-No nie, nie! - przytaknęła – Wiem, że kiedyś będziecie razem, więc nie pozwoliłabym na to, żeby mój brat był pokrzywdzony w tym układzie.
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Co się gapisz? - uśmiechnęła się pod nosem – Fonsie ma paskudny charakter. Jest nieodpowiedzialna i zapatrzona w siebie, a taki charakter musi poskromić jedynie prawdziwy facet.
-Nie wiem czy, aż tak mi to schlebia. To jak powiesz mi kto to?
Uśmiechnęła się cwanie.
-To nie jest dobry pomysł. Zresztą nie znasz go, ale ma dosyć duże wzięcie u swoich pacjentek.
-A więc to lekarz?
-Kurde – westchnęła.
Podrapał się po brodzie.
-No dobra, to jej kolega z pracy. Ale, nie są razem. Fonsie nie trawi facetów, więc jakakolwiek próba zbliżenia się do niej to męka.
Przytaknął. Coś o tym wiedział.
-Ale ciebie czeka ciężka batalia. Masz jeszcze jedną duszyczkę do uwiedzenia.
-Z Chus pójdzie łatwo. To przekupna bestia – uśmiechnął się pod nosem.
-Była kiedyś, gdy machało się jej chrupkami przed nosem. Teraz to mała paskudka jak jej mamusia.

FONSIE

Usłyszała pukanie do drzwi i przewróciła oczami. Podała matce małą Jesę i skierowała się w stronę przedpokoju.
-Zaproś go do środka. Może napije się kawy.
-Mamo, idę do pracy! - jęknęła znudzona, otwierając drzwi. Na wprost niej stał Pascal, uśmiechnięty od ucha do ucha, mężczyzna w sile wieku. Nie była pewna, ale prawdopodobnie był tuż przed czterdziestką. Najwyraźniej jednak sobie ją upodobał, ponieważ od kilku już miesięcy niestrudzenie próbował zawrócić jej w głowie. I jak na złość, co raz bardziej mu się to udawało.
-Cześć – wychrypiał kusząco całując ją przy tym w kącik ust. Uśmiechnęła się nieznacznie. Ah, tak. Delikatny i uroczy Pascal – prawdziwy francuz. Aż dziw, że temu eleganckiemu dżentelmenowi podobała się kobieta tak naburmuszona jak ona. W dodatku pełna tatuaży, kolczyków, zawsze mocno umalowana, no i z małym wzbogaceniem. Była przecież samotną matką!
-Cześć Pascal – mruknęła nieco zamroczona jego słodyczą – Mama chce Cię zaprosić na kawę, ale mi się już spieszy na dyżur. Innym razem okej?
Wpuściła go do środka. Przy okazji szukając swojego płaszcza i wsuwając na stopy trampki. Skierowała się do salonu gdzie jej mały aniołek, siedział na kolanach mamusi i wspólnie czytały książeczkę. Pascal podążył za nią, Jesa podskoczyła na jego widok uśmiechnięta i klasnęła w dłonie.
-Cześć księżniczko – pocałował ją w czoło, a następnie ucałował dłoń babci Nadii – Witam.
-Jak zwykle czarujący Pascal – uśmiechnęła się radośnie – Ty również masz dziś dyżur?
Pokiwał głową.
Pascal Nais był ordynatorem na dziale ortopedii, a przy okazji świetnym specjalistą. W szpitalu uchodził za naprawdę doświadczonego, a pracował tam już od blisko dziesięciu lat. No i przy okazji kochały się w nim wszystkie pacjentki i pielęgniarki.
-Musimy się zbierać – Przerwała ich rozmowę – Naprawdę muszę już iść. Wpadnę po małą wieczorem, okej?
-Idź, Idź.
Wychodząc z domu, Pascal delikatnie ujął jej rękę, powodując, że dziwne ciepło rozlało się po jej ciele.
-Cieszę się, że znowu Cię widzę – usłyszała jego cichy szept kiedy tylko wsiedli do samochodu, oraz poczuła delikatny pocałunek w policzek. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Takie coś na mnie nie działa – uśmiechnęła się kpiąco, co jeszcze bardziej go ucieszyło.
W jednej sekundzie dosięgnął jej ust, mocno się w nie wpijając. Odwzajemniła pocałunek, zatracając się delikatnie. Był to może ich czwarty, czy piąty pocałunek. Nie chciała od razu pchać się w związek, w szczególności, że nad głową wciąż miała Cesca, ale potrzebowała tego i nie mogła się oprzeć pokusie.
-Cieszę się, że mam cię co raz więcej dla siebie – uśmiechnął się delikatnie, kiedy zajechali na parking szpitala. Pocałowała go jeszcze raz na dowidzenia.
Zobaczymy – mruknęła wyprzedzając go i idąc na swój oddział.

CESC

Zapukałem do dużych dębowych drzwi, a chwilę później stanął w nich ojciec Fonsie. Uśmiechnął się lekko i uścisnął mu rękę. Czuł się nieco podniesiony na duchu. Ten koleś był naprawdę w porządku i miał ogromne szczęście, że to on otworzył mu drzwi, a nie matka dziewczyny. Mimo, ze Fonsie go nie lubiła, jej rodzina była całkiem miła i gdy tylko młoda lekarka uciekała na swoją zmianę, on miał czas by zająć się małą.
Wszedł do domu i skierował się do salonu.
-Cześć Cesc – zawołała Babcia Nadia. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo chce przebywać w towarzystwie swojego dziecka, a równie dobrze wiedziała jaka jest jej córka, dlatego nie miała nic przeciwko, aby Mała Jesusa widywała się z ojcem. Wiedziała, że to tylko dla dobra małej – Fonsie daje w kość?
Uśmiechnął się pod nosem nie mówiąc nic więcej.
Usiadł na dywanie opierając się o sofę i rozłożył ręce do uścisku. Mała zapiszczała radośnie i wpadła w jego ramiona.
-Cześć brzdącu! - zawołał.
Siedział z nią cały wieczór, ciągle mając na uwadze to, że o dwudziestej, Goyo kończyła pracę. Był wymęczony, bo mała cały czas ciągnęła go do zabawy, a chwilę przerwy znalazł jedynie w momencie gdy po jedzeniu Chus poszła spać. Miał nie całą godzinę dla siebie i spędził ją w towarzystwie rodziców Fonsie.
-Podobno Fonnie się z kimś spotyka? - spytał bez ogródek, zajadając się zupą. Matka dziewczyny kiwnęła głową.
-Wiesz dobrze, że zamęczy tego faceta – mruknął Pan domu, na co Cesc parsknął śmiechem. Dobrze to wiedział – Dlatego nie powinno mnie dziwi to, czemu nadal nie jesteście razem...
-Santiago! - skarciła go żona.
-No przecież mówię prawdę! Nie żebym nie chciał, ale sama wiesz jaka jest nasz córka... A Cesca do niczego nie zmuszam...
Mała zapłakała w sąsiednim pokoju, na co Fabregas odsunął zupę, ale Nadia dała mu znać by jadł dalej, a sama poszła po dziecko.
-Nie długo kończę dwa latka wiesz, tatusiu? - zawołała pojawiając się znowu w kuchni, niosąc zaspaną Chus na rękach.
-Mamusia – zawołała Jesusa i przetarła oczka. Fabregas wziął ją na kolanka.
-Jest tu Tatuś – powiedział – Chcesz troszkę zupy?
Pokręciła głową.
-Be. Mamuuuusia! -zaśpiewała.
-A powiesz Tata? - zapytał, na co znowu pokręciła głową.
-Mamuuuusia!
Uśmiechnął się lekko. Jeśli jego córka będzie podobna do Fonsie to będzie miał problem. Usłyszał jak ktoś puka do drzwi, a chwilę później w kuchni wychyliła się głowa Panny Goyo.



-Prę lepiej od Ciebie, Fonsie! - zawołał, trzymając jej słabe ciało na swojej piersi - Dawaj, dawaj!
Lekarze nerwowo kręcili się, a następnie w jakimś ogólnym zdenerwowaniu nawoływali do siebie.
-Co się dzieje? - zawołała brunetka, a lekarka podała jej znieczulenie. 
-Mamy komplikacje Pani Goyo, za długo pani przetrzymywała dziecko. Musi je Pani w końcu urodzić inaczej nie przywrócimy mu oddechu. 
Złapał ją mocniej za ramiona, zamykając w żelaznym uścisku ramion. 
-Dawaj Fonsie, dawaj... 
Chwilę później, dostrzegł, że lekarze zawijają maleństwo w ręcznik, a następnie przechodzą na drugą część sali, odcinając ich zupełnie od niemowlęcia. 
-Co się dzieje - łkała Fonsie, a on starał się ją uspokoić, kołysząc ją w ramionach.
-Wszystko będzie dobrze Mała. Słyszysz? 
I po raz pierwszy w życiu modlił się z całego serca. Modlił się aby w końcu usłyszeć ten dziecięcy płacz, który oznaczałby, że serduszko tej małej istotki będzie dla nich biło. 

FONSIE
Delikatnie pocałował ją na dobranoc. Odpięła pas i odwzajemniła pocałunek. Delikatnie muskał jej usta.
-Muszę lecieć – uśmiechnęła się lekko do Pascala, po czym wyskoczyła z auta. Wywróciła oczami. Cały Pascal. Mimo że naprawdę go lubiła, nie chciała dawać mu żadnych złudnych nadziei. Nie miała jeszcze pewności, czy chce pakować się w kolejny związek.
Skierowała się w stronę domu, a następnie od razu wparowała do środka.
-Gdzie moja mała księżniczka – zawołała radośnie wkraczając do kuchni gdzie najwyraźniej wszyscy zabawiali jej pociechę. Jakież było jej zdziwienie gdy przy stole zastała oprócz rodziców i małej również Francesca. Jesa podskoczyła radośnie, zaskoczyła z jego kolan i z piskiem skoczyła jej na ręce.
-Czy ja o czymś nie wiem? - spytała, marszcząc brwi, a Cesc spojrzał na jej matkę.
-Czego masz nie wiedzieć. Cesc przyszedł do Małej. Wspaniale się nią opiekuje! - zawołała matka.
-Super – burknęła, siadając przy stole – Rozumiem, że skoro tak świetnie się dogadujecie robi to znacznie częściej niż mi się wydaje?
Cisza przy stole potwierdziła jedynie jej domysły.
-Super – powtórzyła jedynie.
-Podwiozę Cię do domu okej? - zaproponował, na co przystanęła, bo i tak nie miała innego pomysłu na powrót do domu, jak taksówka.
Pożegnawszy się z rodziną skierowali się do auta, gdzie usadzili Jesę, na siedzonku, które Cesc zamontował dla niej już dawno temu.

Usłyszeli nagły płacz, a Fonsie zatrzęsła się z nerwów. Pochylił się nad nią i pocałował w czoło.
-Jest, jest...
Minęły chyba wieki, kiedy lekarz ponownie pojawił się przy nich, niosąc na rękach małe zawiniątko. 
-Przepraszam, że tyle to trwało - uśmiechnął się lekko - Ale to chyba Państwa. Położył zawiniątko na jej piersi. 
-Macie państwo śliczną córkę - powiedział ciszej.
-Dziewczynka - wyszeptał Cesc - Mam córkę...
-Masz idioto... Masz... 
Delikatnie pocałowała maleństwo w głowę. 
-Boże, tak się cieszę, że nic jej nie jest... Jak ją nazwiemy?

Zajęła miejsce obok kierowcy.
-Będziesz się teraz do mnie nie odzywać? - spytał, gdy tylko ruszyli, na co ona wzruszyła ramionami. Zajechali pod jej klatkę schodową kwadrans później. Zerknęła na małą która już zasnęła – Wezmę ją.
Fabregas wziął małą na ręce i wspólnie skierowali się do bloku. Gdy tylko weszli do mieszkania, skierowali się do salonu gdzie w roku pokoju ustawione było małe łóżeczko w którym spała Mała. Przebudziła się na sekundkę i spojrzała na nich.
-Tataaa – zapiszczała, a Fonsie poczuła jak robi jej się gorąco. Spojrzała na Cesca, który również wpatrywał się w swoją córkę. Uśmiechnęła się delikatnie. Na to czekał tyle czasu. Mała ponownie usnęła pod dotykiem jej ręki, co w końcu skwitowała cichym westchnięciem. Odsunęła się od łóżeczka.
-Chcesz herbaty? - spytała kierując się do kuchni. Zapaliła światło, a ciemne mieszkanie oblało się ciepłym blaskiem. Pokiwał przecząco głową.
-Słyszałaś? Powiedział w końcu... - jęknął nadal zafascynowany tym co usłyszał.
-Tato? - spytała, nieco rozbawiona. Podobnie czuła się gdy jakiś czas temu powiedziała „Mama” - Nie, nie... musiało ci się przesłyszeć.
Posłała mu kpiący uśmiech.
-To jak? Chcesz coś do picia? - spytała, ale nie dostała odpowiedzi. Odwróciła się w jego stronę, ale napotkała jedynie jego umięśnioną klatkę tuż przed własnym nosem. Piłkarz pochylił się lekko i wpił w jej usta. I albo pomieszało jej się w głowie, albo po po prostu zbyt długo czekała na ten pocałunek.

__________________________________________
Jestem, jestem ;)

Mała, pojawiła się w bohaterach ;)

niedziela, 10 listopada 2013

TYDZIEŃ 35

FONSIE

Wytrwale próbowała dotrzymać kroku Carlesowi który chyba jeszcze nie zauważył, że za nim nie nadąża. Wytrwale dreptała tuż za nim starając się nie zgubić w tłumie ludzi. Na lotnisku panował istny chaos. Dopiero po chwili dostrzegła resztę naszej wycieczki. Było jej źle i nie wygodnie. Brzuch co raz częściej utrudniał jej poruszanie się, a obecnie, czarna koszulka gunsów przylepiała się jej do ciała.
-Matko Carles! - zawołała Carlota widząc wypieki które wymalowały się na jej policzkach i fakt, że łapała oddech jak szalona – Zapomniałeś, że jest z tobą Fonsie?
Chłopak odwrócił się po czym otworzył oczy ze zdziwienia.
-O kurde. Było powiedzieć, że pędzę.
Brunetka pokiwała jedynie głową dając mu znać że wszystko gra. Od razu skierowała się w stronę miejsca siedzącego. Obok już siedziała Shakira oraz Gerard, a kawałek dalej Cesc Fabregas.
-Fonsie, nie wiem czy mieliście okazję się poznać – Gerard zwrócił się do niej.
-To Shakira.
Uśmiechnęła się szeroko.
-Wiem – dziewczyna pokazała język – Ja jestem Fonsie. Jestem przyjaciółką Carloty.
-I jesteś w ciąży! - zawołała blondynka, a Fonsie się uśmiechnęłam. Doskonale wiedziała, że kolumbijska piosenkarka sama jakiś czas temu urodziła chłopca. Sam fakt zresztą, że właśnie siedziała obok niej strasznie ją również peszył. Co jak co, ale była to sława na skalę światową.
-Znasz już płeć?
Pokiwała głową.
-Podobno to dziewczynka – przytaknęła. Nie było im długo razem gadać. W hali wywołali ich lot.
W samolocie zajęła miejsce obok Carloty i Carlesa. Pierwsze co zrobiła to założyła słuchawki na uszy. Nie lubiła latać samolotem, bo przyprawiało ją to o mdłości, a dodatkowo w jej stanie, miała wrażenie, że jest gotowa urodzić w każdym momencie.
Samolot wylądował w Lizbonie półtorej godziny później. Przez całą podróż nie mogła zasnąć przez co teraz czuła się umęczona. To nie jej wina, że tak, źle reagowała.
Carlos uprzejmie ciągnął jej walizkę. Przez całą drogę nie zamieniła nawet słowa z Fabregasem i wbrew pozorom bardzo dobrze się z tym czuła.
W szybkim tempie udało im się dotrzeć do eleganckiego małego hotelu. Zdecydowali się na odrobinę prywaty. W dużym, publicznym hotelu zrobili by za dużo hałasu, a teraz było im to najmniej potrzebne.
-Rezerwacja na nazwisko Puyol – zwróciła się do młodego recepcjonisty Carlota, uśmiechając się zalotnie. Chłopak, nieco zestresowany gośćmi, zrobił się czerwony.
-Owszem, owszem. Trzy dwójki – potwierdził.
Nachyliła się do przyjaciółki.
-Stop – westchnęła. Nie chciała nękać dziewczyny. Kobieta w ciąży ma swoje potrzeby i specyfiki więc wolała oszczędzić tego Carlocie. Jeszcze się dziewczyna zniechęci. Czarne pasmo włosów przykleiło się jej do rozgrzanej skóry.
-Ja poproszę o jedynkę – zwróciła się do recepcjonisty.
-Dajże spokój Fonnie... - zaśmiała się Carl, na co zgromiła ją wzrokiem.
-Wierz mi – wskazała na swój ogromny brzuch – Chcesz być jeszcze matką w przyszłości...
Jak postanowiła, tak zrobili. Jedyny nie pocieszający ich fakt był taki, że zmiana pokoi wiązała się z całym korytarzem do pokonania. Fabregas złapał za jej walizkę.
-Zaniosę.
-To walizka na kółkach idioto – warknęła w jego stronę chwytając za rączkę i wyciągając ją, dzięki czemu spokojnie mogła sama prowadzić swój dobytek.
Mężczyzna wywrócił oczami, po czym wyminął ją i poszedł przodem. Spojrzała na roześmiane rodzeństwo Puyol. Podniosła palec dając im reprymendę.
-Pamiętajcie, że sami sobie zgotowaliście taki los, biorąc na wycieczkę kobietę w ósmym miesiącu ciąży.

Podobno uprzykrzała życie innym. Tak przynajmniej wielokrotnie słyszała, ale jej egoizm najwyraźniej nie brał tego na poważnie. Nie miała siły na zwiedzanie, tak jak to zaplanowała reszta wycieczki. Tachała ze sobą ogromny bęben i jak gdyby nikt nie zauważył był on obecnie ogromny tak bardzo, że mógłby stanowić drugą taką jak ona. Po szybkim prysznicu szybko postanowiła przebrać się w bikini.
-SZLAG! - jęknęła żałośnie, gdy nasunęła na siebie czarny komplet. Miała ochotę usiąść i się rozpłakać kiedy to dwie małe miseczki ledwo zasłoniły jej piersi.
Zupełnie o tym zapomniała!
Nie pocieszona nasunęła na siebie długą sukienkę boho i wsunęła na stopy japonki. W ciągu kilku ostatnich miesięcy wręcz ubóstwiała te buty chociaż na wędrówki po Barcelonie spisywały się raczej słabo na obecną chwilę.
Skierowała się w stronę basenu, a także barku znajdującego się zaraz obok. Zamówiwszy sobie bezalkoholowy napój zajęła strategiczne miejsce w cieniu parasola. Nasunęła na nos okulary, a w uszy wsunęła słuchawki. Nie minęła godzina a ktoś brutalnie wyrwał ją z leniuchowania.
Podskoczyła jak oparzona dostrzegając okropną gębę Fabregasa.
-Nie krzyw tej pięknej buźki, bo ci tak zostanie – zawołał. Ściągnęła okulary i zlustrowała go wzrokiem. Chwilę później dostrzegła zmierzających w ich stronę rodzeństwo Puyol, a także parę Pique.
-Przejdzie, jak znajdą odpowiednie antidotum na twoje skrzywienie – mruknęła po czym momentalnie uśmiechnęła się do reszty.
-Zołza – usłyszała jeszcze, chwilę później.
-Frajer – mruknęła, na co uszczypnął ją w udo.
-Ała! - zawołał zwracając na siebie uwagę innych ludzi – Totalnie cię pogrzało?!
-Dzieciaki! - zawołał Carlos stawiając przed nimi talerz z owocami – Zaraz każde pójdzie do konta.
-Dupek – syknęła żarliwie w jego stronę.
-Krowa – zakaszlał Cesc.
Podniosła się do pozycji siedzącej.
-Naprawdę przyszedłeś tu by mi zawracać dupę? Jeśli tak, to z łaski swojej, daruj sobie – fuknęła i upiła łyk napoju. Miała migrenę i głupie sprzeczki nie wchodziły w rachubę.
-Ja już się należałam – mruknęła w odpowiedzi na milczenie piłkarza i zebrała swoje rzeczy. Na odchodnym zwróciła się jeszcze do Carloty – Z tobą mam do pogadania. Widzimy się na obiedzie.
Tak jak powiedziała, tak też zrobiła. Na kolację ubrała się luźniej. Narzuciła na siebie czarną bokserkę odsłaniającą jej tatuaże na rękach, oraz dżinsowe szorty które swoją drogą ledwo co zapięła pod brzuchem. Do tego wsunęła stopy w czarne trampki, a włosy upięła w nienagannego koka.
-O czym chciałaś pogadać? - Carlota dopadła ją jeszcze zanim doszła do windy.
-Nie mam kostiumu! - syknęła jej na ucho, czując jak znowu robi jej się niedobrze.
-Jak to? - blondynka nieco się zdziwiła.
-Tak to – zawołała wskazując na swój brzuch – Niestety, ale nie ogarniam tych zmian.
-Jęknęła wskazując na swoje piersi.
-Ostatnim razem kiedy byłam na plaży miałam dwadzieścia trzy lata i nie ogarnęłam pakując się, że to bikini nawet nie zakryje mi pół cycka!
-Mężczyźni byli by w niebo wzięci! - zachichotała Carlota, ale widząc jej wściekłość szybko się poprawiła – Chcesz to wieczorkiem ci coś znajdziemy.
Uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
-Czasem się ciebie boję – mruknęła Puyol.
-I dobrze.

Dotarły na obiad do hotelowej restauracji, by zająć miejsca obok trzech piłkarzy oraz Shakiry. Jakie kolwiek pojawianie się w jej obecności wiązało się z fleszami, lub gronem wielbicieli, ale piosenkarka pozostawała tą samą uroczą Shakirą. Kiedy tylko miała czas rozdawała dzieciakom autografy lub pstrykała zdjęcia, a jeśli nie miała już na to siły prosiła by dali jej po prostu odpocząć w te wakacje. Tłum słuchał jej jak zaczarowany.
Po obiedzie Carlota zarządziła czas tylko dla pań. Pociągnęła je w stronę miasta, by w końcu się zabawić, ale również by potajemnie kupić jej ten nieszczęsny kostium.
O losie! Chciało się jej znowu płakać gdy milionowy kostium nie pasował.
-Może powinnaś wstąpić jednak do tego sklepu na rogu – mruknęła cicho Carlota bojąc się reakcji brunetki. Ta zgromiła ją wściekłym wzrokiem.
-To sklep dla puszystych kobiet głupku – warknęła, dalej przeglądając wieszaki. Chwilę później zza rogu wyłoniła się Shakira.
-Mam! - zawołała machając w naszą stronę eleganckim kompletem. Podskoczyłam uradowana i złapałam z kostium – Idź od razu przymierzyć!
Jak powiedziała tak też zrobiła. Pasował jak ulał. Wychyliła głowę zza zasłonki.
-Gdyby nie fakt, że za trzy miesiące już mi się nie przyda, to mogłabym go już nosić na zawsze.
Dopiero teraz dostrzegła trzech mężczyzn rozwalonych na kanapach razem z Carlotą i Shakirą.
-Zdrajczynie! - krzyknęła chowając się znowu do przebieralni i zmieniając ciuchy.
Wychodząc z środka minęła dziewczyny w towarzystwie piłkarzy i skierowała się prosto do kas.
-Hej Fonsie! - zawołała Carlota.
-Nie rozmawiam z tobą! - jęknęła – po co oni tu przyleźli?
-Oj daruj Fonsie – za jej plecami pojawił się również Cesc – Idziemy gdzieś potańczyć?
Zwrócił się do reszty, na co wszyscy z ochotą przystali.
-Fonsie? - zapytał Carlos gdy ta została w tyle.
-Ja pójdę do hotelu – mruknęła. Nie czuła się najlepiej na taneczne wieczorne show – Może tam sobie coś znajdę dla kobiet w ciąży.
Nie czekała dłużej na reakcję reszty. Zapłaciła i pożegnała się zresztą. Nie miała do nich o nic żalu. Po prostu nie chciała być dla nich piątym kołem u wozu. Gdy tylko doszła do hotelu skierowała się do swojego pokoju. Nie miała zamiaru siedzieć tam cały wieczór więc gdy tylko zostawiła zakupy skierowała się w stronę basenów i barów.

CESC

Nie bawił się zbyt dobrze. Świadomość, że przez niego Fonsie została odsunięta na dalszy tor z ich imprezowego, wakacyjnego życia przyprawiała go o nie mały ból głowy i gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, powiedział, że się źle czuje i idzie do hotelu.
Nie miał serca by dobrze się bawić wiedząc, że brunetka nie może tego robić z nimi tylko dlatego, ze przez niego jest w ciąży.
Wchodząc na szóste piętro skierował się do jej drzwi. Pukał przez chwilę, ale najwyraźniej nie było jej tam gdzie zapowiedziała. Chciał ja znaleźć więc skierował się w stronę kilku restauracji, a następnie nad plażowe bary.
Dostrzegł ją dopiero po pół godzinie. Siedziała przy stoliku zajadając się porcją lodów w pucharku, dyskutując o czymś zawzięcie z dwoma facetami i kobitką. Miała przy tym swój kpiący uśmieszek i minę świadczącą o tym, że znowu się z kimś przekomarza.
Trójka ludzi nie mogła być młodsza od nich. Podszedł w ich okolice. Fonsie wyglądała ślicznie i bardzo naturalnie poza tym zachowywała się całkowicie swobodnie. Zupełnie inaczej niż w jego obecności.
-Cześć – zawołał podchodząc do stolika i witając się z ludźmi.
-No nieee... - obaj chłopaki spojrzeli po sobie – Ty... Ty... jesteś Cesc Fabregas!
Zmarszczył brwi.
-Jak leci? - dosiadł się do ich stolika widząc zirytowany wzrok dziewczyny.
-Słabo od kiedy się pojawiłeś – mruknęła zirytowana nie patrząc nawet w jego stronę.
Złapał za łyżeczkę i poczęstował się lodami z jej pucharku.
-Ej, wy się znacie? - zawołał jeden.
-Cesc, poznaj Joela i Oscara, a to jest Joana. To jest Cesc – mruknęła niewyraźnie, a reszta najwyraźniej mocno się ożywiła faktem, że siedzi obok. Wcale mu to nie zdziwiło. Już przyzwyczaił się do tego, że ludzie tak na niego reagują. Dobrze, że nie ma tu jeszcze Carlesa, Gerarda i Shakiry. To by się dopiero działo.
-O, możemy sobie jeszcze zrobić z tobą zdjęcie? - zawołali radośnie, a on uśmiechnął się lekko.
-Jasne, nie ma sprawy – zgodził się.
Fonsie fuknęła i z wyraźną irytacją podniosła się ze swojego miejsca. Oderwałsię od młodych ludzi i szybko ruszył za nią.
-Ej, co jest no? - złapał ją za ramię, na co szarpnęła się mocno.
-Spadaj – warknęła maszerując przed siebie szybkim krokiem.
-Musimy pogadać, co cię ugryzło? - była wściekła i widział to, ale nie za bardzo wiedział o co chodzi.
-Ty się jeszcze pytasz o co chodzi? Poznaję sobie ludzi, fajnych ludzi i jak zwykle pojawia się gwiazdka piłki nożnej i przyćmiewa cały świat – warknęła wściekła -Spieprzaj z mojego życia. Nienawidzę ciebie, tego że zmarnowałeś mi życie robiąc mi dziecko, a także tej okropnej piłki nożnej! - zawołała marszcząc czoło kierując się w stronę budynków zostawiając go samego.

FONSIE

Była wściekła. Nawet nie miała siły dyskutować na ten temat z tym idiotą. Skierowała się do windy i głęboko odetchnęła. Nie miała ochot zaprzątać sobie głowy gębą Fabregasa. Wyciągnęła z kieszeni torebki kartę magnetyczną i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Czuła się dosyć słabo. Miała ochotę płakać, co nigdy wcześniej jej się nie zdarzało, ale najpewniej była to wina jej ciąży.
Dotknęła okrągłego brzucha siadając na swoim dużym łóżku.
-Nawet nie wiesz jak bardzo tego nie chciałam – mruknęła zrozpaczona – Nie chciałam ciebie i tego idioty, który ma zostać twoim ojcem.
Poczuła jak maleństwo poruszyło się nie znacznie wywołując tym samym dziwny skurcz.
Zmarszczyła brwi nie do końca rozumiejąc co się dzieje, lecz wszystko szybko ustało.
-Hej dzieciątko – pogłaskała się po brzuchu – Chyba nie myślisz o tym by teraz wyjść no nie?
Znowu przeraźliwy skurcz spowodował, że osunęła się na dywan. Złapała za torebkę leżącą nieopodal.
-Halo? - usłyszała radosny głos Carloty.
-Rodzę – jęknęła żałośnie nagle orientując się, że na dywanie pojawiła się mokra plama.
-Nie słyszę cię Fonnie! Wszystko okej?

-Ja rodzę kretynko – zawołała do słuchawki mając ochotę zawyć, aż w końcu nadeszła kolejna fala skurczu.

____________________________________
Ups, trochę się jej pospieszyło. No cóż ;) Wrzuciłam i od razu przepraszam, za to, że tak mieszam czasy, niezbyt wiem czemu tego nie pilnuję :D Ale już będę grzeczna i mam nadzieję, że szczerze dacie o sobie znać pod tym postem! To naprawdę motywuje!

Obserwatorzy


W oczekiwaniu na szablon