FONSIE
Zawsze wiedziałam, że na
Carlotę można liczyć. Dlatego gdy tylko dziewczyna zgodziła się
iść ze mną na zakupy spakowałam swoją torbę i ruszyłam w
stronę wyjścia. Przyjaciółka obiecała, że chętnie pomoże
mi uzupełnić kilka elementów mojej garderoby.
-Cześć kochana! -
usłyszałam godzinę później, kiedy spotkałyśmy się
wspólnie w centrum handlowym – Iiiii! Jak ty pięknie
wyglądasz!
Uśmiechnęłam się
delikatnie na jej słowa. Chyba powoli akceptowałam swój
stan.
Ruszyłyśmy na przegląd
nowinek sklepowych. Oczywiście większość rzeczy mnie nie
dotyczyła, ale wytrwale pomagałam Carlocie mierzyć różne
sukienki i dodatki.
-Czy to aby przypadkiem nie
ja miałam uzupełniać swoje ciuchy – zaśmiałam się w końcu –
Potrzebuję nowej pary spodni, ale tak aby zmieściły się na moje
maleństwo.
Blondynka uśmiechnęła się
lekko.
-Maleństwo! Jak to słodko
brzmi – zawołała, a ja przewróciłam oczami.
Po godzinie chodzenia po
sklepach zasiadłyśmy w końcu w jednej z eleganckich kawiarenek. Ja
zamówiłam sobie kawę bezkofeinową, a moja przyjaciółka
cappuccino.
-Wiesz już chociaż czy to
będzie chłopiec czy dziewczynka?
Uśmiechnęłam się do niej
lekko i kiwnęłam głową.
-Otóż moja droga, po
ostatniej wizycie można wstępnie stwierdzić, że to córa –
uśmiechnęłam się lekko głaszcząc brzuch – Nie wiem czy
zauważyłaś, ale przez tą ciążę mam tak miękkie serce.
-Oczywiście, że nie –
machnęła ręką – Nadal jesteś tą jędzą. Nic się nie martw!
Pokazałam jej język.
Pod koniec wizyty w końcu
udało mi się kupić to czego potrzebowałam.
-Poczekasz sekundkę? Wpadło
mi coś do głowy – mruknęła uradowana i zniknęła w jednym ze
sklepów. Sama dałam jej wcześniej znak że wejdę jeszcze do
jednego sklepu. Chciałam poszukać sobie czegoś na zbliżające się
urodziny mamy, ponieważ w obecne sukienki już dawno się nie
mieszczę.
Przymierzałam właśnie
jedną z kremowych sukienek na dziale dla kobiet w ciąży kiedy
poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię.
-Tu jesteś – zawołała
Carlota i pomachała mi torebką z jakimś nowym zakupem – Mam coś
dla ciebie.
-Zwariowałaś? - zaśmiałam
się wyciągając jej zawartość. W środku dostrzegłam książkę
poświęconą macierzyństwu. Westchnęła nieco rozbawiona, a
równocześnie nico zmartwiona tą sytuacją. Doskonale
wiedziała, że ciąża nadal nie była czymś czym się szczyciła.
-Dziękuję ci pięknie –
powiedziałam chowając pakunek do jednej ze swoich licznych toreb.
Wróciłam do domu
wieczorem. Postanowiłam sobie zrobić ciepłą kąpiel, dlatego od
razu udałam się do łazienki. Ten dzień był dla mnie naprawdę
męczący. Zanurzyłam się aż po samą szyję napawając się
zapachem pomarańczy.
Mój telefon leżący
na półeczce obok wanny rozdzwonił się szaleńczo.
Spojrzałam na wyświetlacz który wskazywał imię piłkarza.
Zmarszczyłam brwi, ale odebrałam.
-Słucham? - spytałam nieco
znudzona.
-Cześć kotku co porabiasz?
- Radosny głos Cesca zabrzmiał w słuchawce.
-Jestem w wannie –
odpowiedziałam i usłyszałam jak mruczy. Zdziwiłam się nieco.
-Zazdroszczę... brakuje ci
mnie? - usłyszałam ponownie jego głos na co parsknęła śmiechem.
-Słuchaj Fabregas. Masz
jakiś konkretny powód aby do mnie dzwonić? - odpowiedziałam
może niezbyt miło, ale czułam, że jego osoba strasznie mnie
denerwuje.
-Oh oczywiście, że mam.
Dzwonię, bo ktoś mi powiedział, że masz dla mnie jakąś nowinkę.
Jak tam moja córka? - spytał, a ja uśmiechnęłam się pod
nosem.
- Rośnie jak na drożdżach
- odpowiedziałam dumnie.
-Słuchaj, chciałbym się z
tobą jutro spotkać, aby...
-Nie mogę – przerwałam
mu – zresztą po co?
-Nie ważne, czemu nie
możesz?
-A czemu cię to interesuje?
-Po co się czepiasz-
mruknęłam, ale słyszałam jak się śmieje.
-Wiesz co Fonsie? Czasem
myślę, że już cię rozumiem, ale chwilę później ty
robisz „Tadam!”
-Oh wiesz to wzruszające
doprawdy, ale mam za drogi tusz do rzęs więc nie będę płakać.
-Jak zwykle urocza Goyo –
zaśmiał się.
Skończywszy rozmowę
wyszłam z wanny i ubrałam legginsy i t-shirt. Siadając na kanapie
odpaliłam laptopa aby przejrzeć pocztę, a także kilka portali w
poszukiwaniu informacji na temat piłkarza. Interesowała mnie
głównie reakcja mediów na wieść o mojej ciąży.
Niby na początku nie było nic wiadomo, ale po kilku dniach
dziennikarze spokojnie wytropili mój ślad i pojawiłam się w
jakimś przeglądzie sportowym.
Nie myliłam się również
w tej sprawie. Gdy tylko wpisałam w wyszukiwarkę „Cesc
Fabregas dziecko” już w
zdjęciach dostrzegłam siebie. Głównie większość
przedstawiała Fabregasa który podczas meczu trzyma kciuka w
buzi jednak trzy wątki się powtarzały. Na jednym zdjęciu szłam w
okolicy szpitala. Na drugim razem z Carlotą, a na trzecim ramię w
ramię z piłkarzem.
Na
żadnym z portali jednak nie wiedzą kim jestem. Nie są w stanie
potwierdzić mojego imienia i nazwiska. Odetchnęłam czując się w
miarę bezpiecznie.
TYDZIEŃ
31
Mój
spokój o życie został zmącony dokładnie tydzień później.
Do pracy dojechałam taksówką. Od jakiegoś czasu nie mogłam
już korzystać z motoru, dlatego Cesc zaoferował się, że będzie
fundował jej podwózki. Oczywiście nie miała w tej sprawie
żadnych wątpliwości. Skoro już pomógł jej się wpakować
w to gówno, to może za to ponieść choć trochę
odpowiedzialności.
Zapłaciłam
mężczyźnie podaną kwotę i wykaraskałam się z taksówki.
-Halo?
Przepraszam Panią? -podniosłam wzrok. Przede mną stał niezbyt
wysoki mężczyzna. Przez chwilę nie do końca wiedziała o co
chodzi, ale po chwili dostrzegłam mały srebrny aparat dzierżony w
jego dłoni – Mógłbym zamienić z Panią kilka zdań?
Zasłoniłam
pospiesznie twarz.
-Nie ma
takiej potrzeby – mruknęłam o czym przyspieszyłam kroku.
Niestety z odległości kilkunastu metrów dostrzegłam już
kilka innych osób czekających przed szpitalem.
Chwilę
później podniósł się gwar. Starając się nie
zatrzymywać pobiegłam od razu do szpitala.
Jeszcze
zanim wpadłam do gabinetu lekarskiego złapałam za telefon.
-Carlota?
Ci głupi paparazzi już mnie przydybali. Siedzą pod moją pracą.
Ja dziś stąd nie wyjdę – jęknęłam siadając w fotelu.
Pogłaskałam się po okrągłym już brzuchu.
-Nic na
to nie poradzimy Fonnie. Musieli coś zaczaić, a wiesz, że
najbardziej ich teraz interesuje kto jest matką dziecka Cesca.
Westchnęłam.
Przez
resztę dnia chodziłam jak struta. W recepcji zastrzegłam sobie aby
żadna osoba pokroju tej szumowiny nie miała wstępu do szpitalu. To
w końcu miejsce pracy, a nie jakiś medialnych schadzek. Miałam
dziś na głowie jedną z większych operacji i nie mogłam sobie
zawracać głowy.
Wieczorem
zmęczona podziękowałam swoim kolegom i koleżankom. Zapięłam
płaszcz i skierowałam się w stronę wyjścia.
Tak jak
się obawiałam, pod szpitalem czekało na mnie kilku osób i
pierwsze co zobaczyłam to oślepiający blask fleszu.
-Proszę
dać mi spokój! - zawołałam chwilę później
osłaniając twarz – Spadajcie!
Przez
chwilę czułam się niczym osaczona. Powoli zaczynało się
ściemniać dlatego przez chwilę straciłam rachubę. Starałam się
przeciskać przez nich jednak na chwilę straciłam panowanie.
-Hej! -
usłyszałam chwile później rozgniewany głos, a ktoś złapał
moje ramię – Proszę się przesunąć.
Dostrzegłam
Cesca który delikatnie osłonił mnie ramieniem i popchnął w
stronę parkingu.
-Przesuńcie
się. Dajcie jej spokój – zawołał po czym skierował się
w stronę auta – Chodź Fonnie!
Zatrzasnęłam
drzwi opadając na fotel, a obok mnie pojawił się piłkarz.
Oddychałam
ciężko, czując, że nazbyt się zdenerwowałam. Dotknęłam
brzucha, jakby kontrolując czy wszystko w porządku z córą.
-Wszystko
okej? - Fabregas przyglądał mi się wyczekująco. Pokiwałam mu
głową.
-Jeszcze
jedna taka akcja, a przedwcześnie urodzę – mruknęłam co
wywołało na jego ustach drobny uśmiech.
_______________________________
Króciutko, ale za to mam już następny rozdział więc pojawi się on już nie długo ;) Póki co czekam na komentarze ;)